Ivy Fairbanks – Twoja aż po grób

30.11.2024



Ivy Fairbanks, Twoja aż po grób [Morbidly Yours], tłum. Robert Waliś, Albatros, 2024, 400 stron.

Kiedy odbierasz przesyłkę, w której znajdują się worki na zwłoki i okazuje się, że adresatem jest twój, niepoznany jeszcze, sąsiad, to możesz sobie pomyśleć kilka rzeczy. Na przykład, że jest seryjnym mordercą, który niespecjalnie dobrze się z tym kryje. Tak właśnie Lark poznaje Calluma, który ze śmiercią ma wprawdzie często do czynienia, ale w nieco innej roli – prowadzi bowiem zakład pogrzebowy, który przejął po zmarłym dziadku. Firma zostanie jednak w jego rękach tylko wtedy, gdy do najbliższych urodzin znajdzie sobie żonę. Problem w tym, że Callum jest nieśmiałym typem i już samo umawianie się na randki budzi w nim popłoch.

Gdyby napisać, że Lark rzuca wszystko i wyjeżdża do Irlandii, to było by to spore niedopowiedzenie, bo wprawdzie główna bohaterka chciałaby zacząć wszystko od nowa, ale jednocześnie wie, że o przeszłości nigdy nie zapomni. W Galway dostała pracę (i to bardzo ciekawą, z przyjemnością czytałam o tworzeniu animacji), ale za jakiś czas planuje powrót do Stanów. Jest w niej taka otwartość, która sprawia, że od razu zbliża się do Calluma – jak sądzi po przyjacielsku, bo ostatnim czego chce jest związek. Lark jest ciekawą postacią, bo za tym entuzjazmem i pozytywnym nastawieniem kryje się sporo trudnych przeżyć i emocji, co pokazuje, że zewnętrzna radość wcale nie wyklucza przeżywania w środku ciężkich momentów. On za to – jaka miła odmiana! - nie jest osobą przebojową, której łatwo jest się przed kimkolwiek otworzyć i poczuć coś więcej. Ich relacja nie jest więc tak typowa, jak w podobnych powieściach.



Z miejsca polubiłam tę dwójkę i mocno im kibicowałam, nie raz i nie dwa uśmiechając się w ich towarzystwie. Podobało mi się też, że Ivy Fairbanks nie stara się na siłę podkręcać atmosfery, nawet gdy pojawiał się moment, który mógłby być standardowym punktem zapalnym. Wystarczy, że między Lark i Callumem iskrzy i autorka pokazuje to bardzo sugestywnie. Nie jest trudno domyślić się jak to potoczy się fabularnie, ale totalnie mi to nie przeszkadzało, bo świetnie się przy tej książce bawiłam. Autorka kojarzy mi się trochę z Beth O’Leary i Emily Henry, których powieści bardzo lubię.

Żałuję chyba tylko jednego – że nie mogłam naprawdę obejrzeć tych animacji, o których czytałam w książce, bo coś czuję – tak mi podpowiada wyobraźnia – że byłyby świetne. Odrobinę rekompensowały mi to urocze rysunki w książce, ale niedosyt pozostał :) 

Takie właśnie historie jak „Twoja aż po grób” lubię, kiedy mam ochotę na coś, co jest wciągające od pierwszej strony, lekkie w odbiorze i niepozbawione humoru, ale jednocześnie zahacza delikatnie o trudniejsze tematy. Kiedy na jakiś czas odkładałam lekturę powieści Ivy Fairbanks  to na myśl o powrocie do niej towarzyszyła mi taka niepodrabialna radość. A to wyraźny znak, że zdecydowanie się z jej piórem polubiłam.


  Garść cytatów:

Wszystko na tym świecie się zmienia. Nie zawsze na gorsze. Rany się goją, gdy im na to pozwolimy”. (s. 185)

Pokazujemy ludziom, których kochamy, nasze najbrzydsze oblicze i mówimy im prawdę, nawet gdy to boli. Właśnie na tym polega bliskość”. (s. 269)

~~*~~
[współpraca reklamowa]

Zobacz również

0 komentarze

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy