Donna Marchetti – Hate Mail
6.08.2024Plan czytelniczy miałam nieco inny, ale po ostatniej, trudnej emocjonalnie, lekturze („Nigdy nie obiecywałam ci ogrodu pełnego róż” Joanne Greenberg) potrzebowałam czegoś lekkiego i nieszczególnie wymagającego. Pomyślałam, że „Hate Mail” Donny Marchetti idealnie się w tym przypadku sprawdzi i dostarczy mi kilku godzin przyjemnej rozrywki.
Piata klasa podstawówki. Ona podekscytowana pisaniem listu do osoby z innego stanu. On zupełnie niemający ochoty na korespondowanie z jakąś dziewczyną z Oklahomy i tworzący niemiły list, by ta nie chciała już więcej mu odpisywać. Trwająca kilkanaście lat wymiana docinków i złośliwości, która nagle na dwa lata się urywa. Ona – już dorosła – niespodziewanie znowu dostaje od niego list i wszystko, o czym chciała zapomnieć, wraca.
Sama przez lata miałam korespondencyjnego kolegę z drugiego końca kraju i chociaż nie było w tym romantycznej historii, to miło wspominam ten czas - szczególnie moment wyciągania ze skrzynki pocztowej kolejnego listu. W przypadku Naomi i Luki sytuacja była o tyle nietypowa, że oboje prześcigali się w wymyślaniu naprawdę wrednych odpowiedzi i chociaż ktoś z zewnątrz mógłby tej relacji nie zrozumieć, to dla nich przez lata stała się mimo wszystko czymś ważnym.
Pomysł na fabułę od razu mi się spodobał, bo widziałam w tym duży potencjał do stworzenia pełnej humoru romantycznej historii. I o ile rzeczywiście całkiem dobrze się przy tej powieści bawiłam, to nie sprawiła ona jednak ani że raz po raz wybuchałam śmiechem, ani że z ogromnym przejęciem przeżywałam relację głównych bohaterów. Nie spodziewałam się też wielkich zaskoczeń, ale całość była aż za bardzo przewidywalna - na tyle oczywista, że prosiła się o jakiś plot twist, który nie nasuwałby się na myśl od samego początku. I był taki moment, kiedy myślałam, że może jednak, że coś rzeczywiście zdaje się być na rzeczy, ale niestety płonna to była nadzieja.
Marudna dziś jestem, ale nie chcę żebyście odnieśli wrażenie, że to była nieudana powieść. Dobrze mi się „Hate Mail” czytało, strony przewracały się same i sprawdziła się świetnie na odreagowanie po ciężkiej lekturze. Nie zrobiła na mnie po prostu jakiegoś większego wrażenia. Ot, przyjemna, zgrabnie napisana książka, dobra na wakacyjny czas.
9 komentarze
Czyli to taka książka idealna na letni urlop. I takie są nam czasami potrzebne.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak, Wiolu :)
UsuńW sumie po takie lekkie książki na wakacje też czasem warto sięgnąć. Ja aktualnie czytam "Szkarłatną ćmę" i mimo tego, że nie jest to jakaś wybitna powieść to jest lekka i mi się podoba (przynajmniej jak na razie).
OdpowiedzUsuńTo prawda, ja szczególnie lubię sięgać po takie lżejsze tytuły po cięższych czytelniczo klimatach.
UsuńJa mam tak samo. :)
UsuńChętnie spędzę z tą książką letni czas wypoczynkowy.
OdpowiedzUsuńNa taki czas to dobra lektura :)
UsuńPowiem Ci, że mnie dziwnie do tej książki ciągnie. Już dwa razy miałam ebooka w koszyku i za każdym razem rezygnowałam, ale jednak co zobaczę wzmiankę o tej książce, to mam myśl, że może jednak chciałabym ją poznać. Chyba w końcu ulegnę, mimo że nie czekają ani zaskoczenia, ani jakieś wielkie fajerwerki. Mnie ciekawi najbardziej to jak autorka przedstawi tę relację, bo jednak dość trudno usprawiedliwić niemiłe listy i chęć wysyłania oraz dostawania ich przez lata :)
OdpowiedzUsuńJeśli coś Cię do niej ciągnie to warto temu ulec :) To przyjemna książka i na ten letni czas fajnie się sprawdziła.
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)