Kim Jee Hye – Kuchnia Książek
24.07.2024Wygląda na to, że w tym roku za sprawą koreańskich autorek trafiam na historie, w których bohaterka, w jakimś trudnym życiowo momencie, otwiera miejsce, mające być punktem zwrotnym w jej codzienności. Najpierw była Yeong-ju i jej księgarnia połączoną z kawiarnią (Hwang Bo-reum - „Witajcie w księgarni Hyunam-dong”), później Ji-eun i niezwykła pralnia (Jungeun Yun - „Pralnia Serc Marigold”), a teraz Yujin, która połączyła księgarnię z domkami do wynajęcia. Może za jakiś czas ten schemat zacznie mi przeszkadzać, ale to jeszcze nie ten moment. Teraz całkiem miło spędziłam czas z „Kuchnią Książek”, chociaż bardziej poruszyła mnie ta książka gdzieś dopiero od połowy.
Yujin, mając trzydzieści dwa lata, postanowiła stworzyć przestrzeń pełną książek, w której będzie można się nimi delektować niczym smacznym daniem, znajdować w nich ukojenie i radość i które zapełnią głód serca. Tak powstała księgarnia Soyang-ri Book’s Kitchen, gdzie w otoczeniu natury, z daleka od miasta, można kupić książkę, napić się czegoś, wziąć udział w warsztatach, a nawet zostać na dłużej, korzystając z bookstay, czyli domków do wynajęcia dla tych, którzy chcą odpocząć i po prostu poczytać. Można też trafić tam na życiowym zakręcie, znaleźć pocieszenie i nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone.
Co jakiś czas w głowie pojawia mi się plan o zrobieniu sobie – jak ja to szumnie nazywam – nocki czytelniczej. Ułożyć się wygodnie, zaparzyć dobrą herbatę, nie dbać o późną porę i czytać, czytać, czytać aż do rana. Jeszcze nigdy mi się to nie udało, bo akurat w nieliczne dni, kiedy uznałam, że mogę sobie na takie niespanie pozwolić, sen przychodził zbyt szybko. A gdyby tak można było rzucić wszystko, wyjechać w jakieś miejsce i tam zatopić się w kolejnych historiach ukrytych w książkach? Brzmi zdecydowanie jak coś dla mnie, dlatego pomysł głównej bohaterki „Kuchni Książek” od razu mi się spodobał.
Nie od razu jednak potrafiłam się w pełni rozsiąść się w stworzonym przez nią miejscu, bo miałam wrażenie, nie wiem jak to inaczej określić, jakby historie odwiedzających je osób przysłaniały mi księgarnię. Były dosyć ciekawe, dobrze mi się o nich czytało, ale ja chciałam poczuć bardziej aurę Soyang-ri Book’s Kitchen, a jakoś nie potrafiłam. Jakby wszystko toczyło się gdzieś obok, nie wywołując większych emocji.
Przewracałam strony, widziałam zmianę w kolejnych bohaterach, ale dopiero gdzieś w połowie książki to dla mnie się coś zmieniło. Wreszcie z większym zaangażowaniem zaczęłam spędzać czas w księgarni, a w środku poczułam takie ciepło, którymi dzieliła się z gośćmi Yujin i inni pracownicy. To było nie tylko bycie miłym dla drugiej osoby, ale przede wszystkim otworzenie się na nią. Bez zbędnego dystansu, bez pytań, bez nacisków, ale za to ze szczerą chęcią podarowania czasu, uśmiechu, dobrego słowa i rozmowy – także o książkach. Uderzyło mnie to mocno, bo mam wrażenie, że na co dzień nie spotyka się wielu takich ludzi.
Trwało to może trochę dłużej niż bym chciała, ale ostatecznie poczułam, że „Kuchnia Książek” otula mnie przyjazną atmosferą i sprawia, że wcale nie mam ochoty żegnać się z miejscem stworzonym przez Yujin. Uśmiechałam się do myśli, która mi towarzyszyła w trakcie lektury, że bycie na życiowym rozdrożu, mimo że szalenie trudne, może być okazją, by zwolnić i obrać inny, lepszy kierunek. Coś o tym wiem. Historia stworzona przez koreańską pisarkę Kim Jee Hye nie urzekła mnie od pierwszej strony, ale z czasem obudziła we mnie sporo uczuć, których już się raczej nie spodziewałam.
Garść cytatów:
„Liczby, które zobaczyła wcale nie zwiastowały, że obejdzie się bez ryzyka. Jednak na świecie pewnie nie było aż tylu dostępnych danych, żeby zawsze mieć pewność i odwagę, by wyruszyć w podróż. Zdecydowanie się na coś zawsze oznacza wolę podjęcia pewnego ryzyka”. (s. 37)
„Lubiła światy zbudowane z zadrukowanych stron. Wydawały jej się o wiele żywsze od rzeczywistości”. (s. 89)
„Jeśli choć trochę zbłądzimy ze swojej ustalonej drogi, zaczynamy od razu nerwowo przebierać nogami, ale przecież nikt nam nawet nie kazał iść właśnie tą trasą”. (s. 115-116)
„Całą energię zużywał na przetrwanie z dnia na dzień. Nie starczało mu energii na myślenie o niczym innym”. (s. 180)
„Czasem potrzeba człowiekowi jaskini, w której mógłby się schować chociaż na chwilę przed wzrokiem innych”. (s. 184)
„Kiedy zatapiam się w książce, mam wrażenie, że bohaterowie próbują mnie pocieszyć, mówiąc: «Nikt się nie spodziewał, że życie będzie aż tak niedorzeczne, prawda?»” (s. 188)
„Niektóre rzeczy w życiu można dostrzec, dopiero kiedy biały śnieg przykryje minione dni, wraz z ich bałaganem porażek i rys”. (s. 208)
10 komentarze
Nie słyszałam wcześniej o tej książce, a takie otulające klimaty bardzo lubię, więc jestem no tak.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie dobrze jest czasami po takie książki-otulacze sięgnąć :)
UsuńTa przyjazna atmosfera mocno zachęca mnie do lektury tej książki.
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie Wiolu, że dobrze byś się w tej księgarni odnalazła :)
UsuńJa w tej książce przepadłam dość wcześnie...
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ciebie wciągnęła wcześniej :)
UsuńCzy książka by mnie wciągnęła, od początku, od połowy czy wcale — trudno mi powiedzieć. Na pewno jednak z miłą chęcią rozgościłabym się w takiej księgarni <3.
OdpowiedzUsuńO tak :) Ja również chętnie bym się tam wybrała :)
UsuńZaciekawiłaś mnie tą książką. Chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńSuper, cieszę się :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)