Michelle Paver - Przepaść
5.01.2024Osiem lat temu zanurzyłam się w powieści "Cienie w mroku" Michelle Paver i później nie raz i nie dwa podawałam tę książkę przy różnych okazjach jako przykład mroźnej, niepokojącej i pełnej napięcia historii. Nadal wspominam to wrażenie zbliżającego się niebezpieczeństwa i podskórne ukłucia strachu. Nie ukrywam więc, że liczyłam, iż podobne emocje dostarczy mi "Przepaść" tej autorki, która na swoje pięć minut czekała już wystarczająco długo.
Górska wyprawa na trzeci najwyższy szczyt na Ziemi, czyli
Kanczendzongę w Himalajach okazuje się nie tylko wędrówką w górę, nie tylko
walką z naturą. Podobno wysokość może doprowadzić do obłędu, więc jak
oddzielić, co jest prawdą, a co nie? Ruszanie śladami ekspedycji, która
zakończyła się tragicznie budzi wprawdzie w niektórych pewien opór, ale nie
powstrzymuje kilkorga Anglików przed próbą zdobycia niezdobytego. Jest rok
1935, a Stephen Pearce właściwie w ostatniej chwili zostaje wciągnięty przez
swojego brata w podróż w kierunku szczytu. Droga tam okaże się jednak
trudniejsza niż którykolwiek z nich przypuszczał.
W czasie czytania o tym szczególnie nie myślałam, ale teraz
zdałam sobie sprawę, że główny bohater "Przepaści" jest trochę
podobny do Jacka z "Cieni w mroku". Oboje mają w sobie ekscytację
naturą i mroźnymi rejonami świata, oboje z czasem muszą się mierzyć z
niebezpieczeństwem, którego nie potrafią nazwać i długo wzbraniają się przed
poddaniem się strachowi. W wyprawie na Kanczendzongę wiele razy są takie
chwile, kiedy Stephen próbuje przekonać siebie, że wszystko da się logicznie
wytłumaczyć i nie ma się czego obawiać. To stąpanie mocno po ziemi jest
pomocne, ale gdy w każdej chwili można trafić i dosłownie i metaforycznie na
przepaść, może nie wystarczyć. Tym razem Michelle Paver sporo miejsca poświeca
też trudnej relacji braci i wyczuwa się sporo nagromadzonych nieporozumień i żalu. Autorka potrafi realistycznie sportretować postaci, tchnąć w
nich wiele różnych emocji i to zdecydowanie u niej doceniam.
Paver niezwykle barwnie i sugestywnie odmalowuje miejsca,
w których przebywają bohaterowie, niemal sprawiając, że czuje się mróz
szczypiący w nos i zmęczenie wymagającą wędrówką. O górach pisze tak, że od
razu miałam ochotę je zobaczyć, stanąć choćby gdzieś u podnóża. To duży atut
tej książki, bo ma się wrażenie, że jest się częścią ekspedycji. Od początku są
pewne niepokojące sygnały, ale w gruncie rzeczy akcja zagęszcza się dosyć
wolno, by dopiero znacznie wyżej osiągnąć punkt kulminacyjny. Niecierpliwych
może to nieco zniechęcić, ale mi nie przeszkadzało.
Kluczowe jest w tym wszystkim jednak to, że nie ma takiej
siły, która by sprawiła, że nie będę porównywała "Przepaści" z
"Cieniami w mroku", które zrobiły na mnie dawniej takie dobre
wrażenie. Pewnie przez to historia o Kanczendzondze ma trochę pod górkę, ale
nic na to nie poradzę. Nie będę ukrywała, że tym razem nie przygniotła mnie
lawina napięcia, jak przy pierwszym spotkaniu z autorką, być może dlatego, że
szybciej dostrzegłam kierunek, w którym to wszystko zmierza. Nie oznacza to, że
"Przepaść" nie wywołała we mnie emocji, bo byłam zaangażowana się w
cel, który przed sobą widzieli bohaterowie, ale to, co miało budzić grozę, tym
razem tak mocno na mnie nie podziałało.
To nadal było ciekawe spotkanie, to nadal jest warta uwagi
książka, ale do emocji z "Cieni w mroku" nie udało się jej wspiąć.
Garść cytatów:
"To musi być straszne, gdy człowiek żyje w strachu
przed wszystkim, co go otacza". (s. 107)
14 komentarze
Rzadko sięgam po tego typu powieści, ale po przeczytaniu Twojej notki myślę, że to może być dla mnie świetny przerywnik, jeżeli będę potrzebowała odskoczni od tego co czytam na co dzień.
OdpowiedzUsuńPewnie, dobrze jest wyjść od czasu do czasu poza to, co czytamy zazwyczaj, bo można się miło zaskoczyć :)
UsuńJeśli brakuje emocji, to dla mnie duży minus dla książki.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście brakowało mi tego napięcia, którego doświadczyłam w poprzedniej książce :) Może niedosyt nie byłby taki duży, gdybym nie te porównania właśnie :)
UsuńNie przeszkadza mi, gdy akcja w książce rozkręca się nieco wolniej. Szkoda tylko, że nie wywarła na Tobie takiego wrażenia jak poprzednia książka :)
OdpowiedzUsuńTeż żałuję! :) Ale mimo wszystko nie będę jej źle wspominała, bo na swoje dobre strony.
UsuńChętnie przeczytam. Zapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńDla lubiących górską tematykę może się okazać ciekawa :)
UsuńCienie w mroku, to była świetna książka!!
OdpowiedzUsuńTak! Do dziś ją często wspominam :)
UsuńMoja koleżanka była na takiej wyprawie. I rzeczywiście nie droga, tylko wysokość były dla wszystkich najgorsze.
OdpowiedzUsuńTo musi być ogromny wysiłek! Dla mnie wejście na Śnieżkę było wymagające, a takie wyprawy to zupełnie inny poziom :)
UsuńA wiesz, że naprawdę chciałabym tę książkę przeczytać? Lubię wszystko, co dotyczy gór, choć sama za nic nie chciałabym brać udziału w żadnej niebezpiecznej ekspedycji. Mnóstwo osób zginęło podczas prób wejścia na ten szczyt, m.in. Wanda Rutkiewicz.
OdpowiedzUsuńW takim razie ta książka mogłaby Ci przypaść do gustu jeżeli chodzi o górski klimat. Dla mnie plusem było też to , że chociaż wcześniej o Kanczendzondze właściwie nic nie wiedziałam, to tu miałam impuls by dowiedzieć się więcej, poczytać artykuły, pooglądać zdjęcia.
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)