Joanna Matusiak - Manufaktura codzienności
29.12.2023„Manufaktura codzienności” to jedna z tych książek, które długo nabierały mocy. Najpierw stała sobie grzecznie na regale wśród innych nieprzeczytanych tytułów, nie rozpychając się wcale a wcale, a później awansowała, dostając miejsce na wózku książek do przeczytania w niedalekiej przyszłości. Ominął ją podręczny koszyk lektur na teraz i wreszcie, gdy w głowie kotłowała mi się potrzeba wyczytywania takich właśnie nieco zapomnianych tytułów, postanowiłam po nią sięgnąć.
Joanna Matusiak dzieli się swoją codziennością, a właściwie małymi-wielkimi chwilami i przemyśleniami, takimi wycinkami swojej rzeczywistości. A to zainspiruje ją jakiś artykuł czy wywiad, a to jakaś sytuacja sprawia, że chce się podzielić krótkimi refleksjami, a to po prostu ma ochotę zatrzymać dany moment, zamykając go w kilku/kilkunastu zdaniach. Wszystko to w ładnej oprawie i uzupełnione zdjęciami codzienności właśnie. Nie znałam wcześniej autorki, ale wystarczył moment, by sprawdzić, że można ją spotkać na Instagramie @manufakturasplotow, gdzie na co dzień publikuje swoje myśli.
Szybko zrozumiałam, że to zdecydowanie nie jest książka do
czytania na raz. Dużo lepiej sprawdzało mi się podczytywanie jej w wolnej,
spokojnej chwili - wtedy, kiedy miałam przestrzeń w głowie, by zastanowić się
przy okazji nad swoją codziennością. Jest mi pod różnymi względami blisko do
tego, jak autorka patrzy na życie, ale nie przeszkadzało mi też, gdy w niektórych
kwestiach się z nią nie zgadzałam, bo przecież nie chodzi o to, by utożsamić
się z kimś 1:1. Były fragmenty, które trafiały do mnie bardzo, były też takie,
które mnie szczególnie nie poruszały.
Dla mnie lektura była okazją do zatrzymania się i
zastanowienia co tak naprawdę sprawia, że czuję się szczęśliwa,
ale też ile mi umyka w codziennym biegu. Zmotywowała mnie by wrócić - z czego
bardzo się cieszę - do zapisywania sobie rzeczy, które w danym dniu sprawiły mi
radość, za które jestem wdzięczna. Bo wdzięczność to jedno z tych
uczuć, które w „Manufakturze codzienności” dostrzega się bardzo
często. Nie ma w tym wszystkim przesadnego filozofowania, narzucania jednej
tylko właściwej drogi; jest za to dużo niby zwyczajnych momentów, których nie
da się przecenić. Daleko jej do poradnika, a blisko do takiego kojącego
pokazywania prostych szczęśliwości. Czy przewróciła moje życie do góry nogami?
Nie i myślę, że nawet nie usiłowała tego zrobić, bo siłę do zmian, których potrzebuję, by móc powiedzieć, że jestem szczęśliwa na wszystkich polach życia, muszę
znaleźć w sobie.
Wartościowa książka o tym, że szczęście kryje się w drobnych
rzeczach i czasami wystarczy się zatrzymać, by je dostrzec i przywitać
uśmiechem. Czy to banalne? Pewnie, ale jednocześnie bardzo prawdziwe.
Garść cytatów:
„Nie ma takiej pozycji człowieka, żeby nie była wygodna
dla jego kota”. (s. 113)
„Gdyby nie trzęsienie ziemi, trwalibyśmy w zakurzonym porządku, w ciepełku znanego, ale nie zawsze dobrego życia”. (s. 130)
8 komentarze
Często zapominamy o tym, by cieszyć się z małych rzeczy. Dobrze, że są książki, które nam o tym przypominają.
OdpowiedzUsuńTo prawda, takie przypominajki zdecydowanie dobrze robią :)
UsuńTrzeba się cieszyć z małych rzeczy i doceniać wszystko: nawet jak się stoi w korku po trudnym dniu pracy...
OdpowiedzUsuńW trudnych momentach zawsze jest ciężko, ale umiejętność patrzenia na codzienność z optymizmem z pewnością pomaga :)
UsuńWidzę, że ta książka to spora inspiracja. A takie lubię bardzo bardzo.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie i chociaż od jej publikacji minęło już kilka lat, to nadal nie straciła na aktualności :)
UsuńWidzę, że ta książka może przynieść sporo radości wielu osobom. Ja jednak po nią nie sięgnę, bo mam wrażenie, że to zupełnie nie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńJeśli tak czujesz, to nie namawiam :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)