Beth O'Leary - Ostatni dzwonek
22.12.2023Zdążyłam już trochę zapomnieć jak dobrze mi się czyta książki Beth O'Leary, mimo że od ostatniego spotkania (bardzo udanego!) minęło zaledwie kilka miesięcy. Może dlatego nie sięgnęłam po „Ostatni dzwonek” od razu, jak tylko się u mnie pojawił, podskórnie obawiając się czy nadal będzie mi towarzyszyła ta lekkość zatapiania się w lekturze, którą tak lubię.
Hotel, w którym za ladą recepcji spotkać można Izzy i Lucasa
(na szczęście zwykle osobno!) dla obojga jest czymś więcej niż tylko miejscem
pracy. Niestety w Forest Manor, mimo dobrych intencji wielu osób, nie dzieje
się dobrze i nie wiadomo czy to niezwykłe miejsce nie zostanie zamknięte. Na
razie sytuacja wymaga, by dwójka głównych bohaterów, która nie pała do siebie
sympatią (delikatnie mówiąc), spędzała ze sobą znacznie więcej czasu. Przez
ostatni rok ich wzajemne relacje pełne był niechęci i dogryzania, a wszystko
zaczęło się od pewnej kartki świątecznej z wyznaniem uczuć, którą jedno z nich
napisało...
Znowu często uśmiechałam się w trakcie czytania książki Beth
O'Leary, znowu czułam taką swobodę poznawania stworzonej przez nią historii. To
taki moment rozluźnienia, kiedy strony przewracają się same i lektura sprawia
dużo radości, a gdy na chwilę czy dwie odłoży się książkę, to myśli się o
powrocie do niej z entuzjazmem. I wbrew pozorom wcale nie trafiam na takie
powieści tak znowu często, więc cieszy mnie, że mam sprawdzoną autorkę, na którą
pod tym względem mogę liczyć.
Mamy tutaj motyw znany z wielu historii romantycznych -
enemies to lovers, w którym wrogów dzieli cienka linia od zapałania do siebie
gorącym uczuciem. Podobało mi się jak Beth O'Leary pokazała narastające między
bohaterami napięcie, dystans budowany słownymi przepychankami i przyciąganie,
któremu trudno się oprzeć. W tej relacji nie ma wprawdzie nic szczególnie odkrywczego, ale jednak trzeba umieć pokazać ją w taki sposób, by rzeczywiście
chciało się to wszystko obserwować do początku do końca. W "Ostatnim dzwonku" tak
właśnie było - z sympatią myślałam o Izzy i Lucasie i dobrze było przez chwilę
być częścią ich codzienności.
Nie zawsze oczekuję po powieściach wielkich zaskoczeń i
niebanalnych rozwiązań - czasami ważniejsze okazuje się to, jak często jakaś
historia skłania mnie do uśmiechu (a „Ostatni dzwonek” robił to
często) i czy daje taki cudowny komfort przyglądania się wydarzeniom, w które czuję
się zaangażowana (kibicowałam Izzy i Lucasowi, ale też trzymałam kciuki za
hotel). Nawet jeśli wiem do czego to wszystko prowadzi. Beth O'Leary
uświadomiła mi, że chcę po takie historie sięgać częściej, bo są jak
rozgrzewająca od środka ciepła herbata w mroźny zimowy dzień. A taka zawsze smakuje najlepiej.
Garść cytatów:
"Niektóre sprawy są na tyle ważne, że czasem muszą
wywołać jakiś mały dramat". (s. 162)
8 komentarze
Chyba każdy z nas, odb czasu do czasu, potrzebuje takiej rozgrzewającej opowieści.
OdpowiedzUsuńMi ona na pewno dobrze zrobiła :))
UsuńDam się namówić na lekturę tej książki.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, mam nadzieję, że się nie zawiedziesz :)
UsuńBardzo mnie zachęciłaś do lektury. Nie miałam jeszcze okazji zapoznać się z twórczością autorki.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze wspominam też pozostałe powieści autorki, może tylko "W drogę" podobała mi się nieco mniej :)
UsuńDawno nie czytałam żadnej jej książki :)
OdpowiedzUsuńJa już czekam na kolejne :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)