Jane Harper – Ocaleni
2.11.2023Jane Harper, Ocaleni [The Survivors], tłum. Tomasz Wyżyński, Czarna Owca, 2023, 400 stron.
Wydawało mu się, że już sobie z tym poradził, ale poczucie winy nadal potrafi go dotkliwie pokąsać. Szczególnie, gdy wraca w rodzinne strony i odwiedza znajome miejsca. Kieran Elliott doskonale wie, że może tam spotkać ludzi, dla których jest mordercą. I nawet go to nie dziwi. Sam przecież wciąż czuje czasami, jak wydarzenia sprzed lat próbują niczym głaz przytwierdzony do nogi wciągnąć go na dno. Teraz na powierzchni trzyma go ukochana i córka, ale tu, w Evelyn Bay, wszystko odżywa. A kiedy na plaży zostaje znaleziona martwa dziewczyna, powrót do przeszłości wydaje się nieunikniony…
Powieściowa sinusoida
Wygląda na to, że powieściom Jane Harper towarzyszy w moim
przypadku przeplatanka wrażeń – raz spotkanie ze stworzoną przez nią historią
podoba mi się bardzo, a raz emocje są raczej letnie. Świetnie odnalazłam się w
jej debiucie „Susza”, następnie nieco zawiodła mnie „Siła natury”, a później
mocno zaangażowałam się w książkę „Stracony”. Zgodnie z tym schematem „Ocaleni”
powinni zaliczyć spadek i chociaż początek tego nie zapowiadał (pierwsze
kilkadziesiąt stron baaardzo mnie wciągnęło), to ostatecznie najnowsza powieść
australijskiej pisarki rzeczywiście pod pewnymi względami mnie nie porwała.
Więcej odpływów niż przypływów
Zaczyna się niezwykle intrygująco – tajemnica sprzed lat,
niewielka społeczność nadmorskiej miejscowości i nagła śmierć, która zmusza do
przyjrzenia się wszystkim bliżej. To sprawiło, że początkowo mój entuzjazm
poszybował wysoko i już zacierałam ręce na myśl, jak to może się ciekawie
rozwinąć. Okazało się jednak, że w tej historii było jednak zbyt spokojnie. Bohaterowie
głównie kursują między kilkoma punktami w mieście i ma się wrażenie, że w
trakcie tych spacerów lub przeprowadzanych rozmów rozwiązuje się cała historia.
Śledztwo toczy się gdzieś bardzo tle i nie wywołuje większych emocji. Byłam
wprawdzie ciekawa rozwiązania, nie przeczę, ale przez sposób odkrywania
kolejnych elementów brakowało mi silniejszego napięcia.
Co ciekawe doskonale wiem, że Jane Harper zazwyczaj właśnie
w taki niespieszny sposób prowadzi swoich bohaterów do odkrycia prawdy, co na
przykład w „Straconym” zupełnie mi nie przeszkadzało. Tu jednak czegoś zabrakło,
między innymi mocniejszego wczucia się w atmosferę miejsc. Akcja toczy się w
Tasmanii, ale prawdę mówiąc nie poczułam, żeby ta wyspa mocno się czymś
wyróżniała, a Evelyn Bay mogłoby być jakąkolwiek nadmorską
miejscowością z lokalnym barem.
Kamizelki ratunkowe na pokładzie
O zatopionych statkach jest mowa w powieści „Ocaleni”, ale
ta historia, mimo elementów, które mnie nie w pełni usatysfakcjonowały, nie znalazła
się na dnie razem z nimi. Na plus zasługują na pewno opisy szalejących fal, bo
i ile akcja toczy się zbyt jednostajnie, to żywioły autorka zdecydowanie
potrafi świetnie odmalowywać słowami. Nie każdy takie opisy natury lubi, ale
dla mnie od początku mojej znajomości z Jane Harper stanowią one duży atut. Przemówił
do mnie również motyw z pomnikiem upamiętniającym jedną z morskich katastrof.
Ciekawa jest też postać Kierana, a może bardziej jego relacja z rodzicami,
szczególnie z matką. Wydarzenia sprzed lat odcisnęły na ich rodzinie duże
piętno i to zdecydowanie da się odczuć.
Trudno mi na pewno jednoznacznie ocenić zakończenie – nie spodziewałam się takiego rozwiązania, więc autorce udało się mnie zaskoczyć, a to zawsze mnie w przypadku takich powieści bardzo cieszy. Było ono prawdopodobne, ale z drugiej strony chyba za mało sygnałów wcześniej na coś takiego wskazywało, żebym poczuła, że nie jest nieco wydumane. A może po prostu ja ich nie dostrzegłam? Kiedy nad tym myślę to pewne elementy do tego obrazka pasują, ale czy na tyle idealnie, by nie budzić moich wątpliwości? Niezupełnie.
Sztormu nie było
„Ocaleni” nie dorównali emocjom, które czułam przy „Suszy” i „Straconym” Jane Harper. Bliżej im było do „Siły natury” wobec której miałam bardziej letnie uczucia. To nadal jest ta sama autorka, która ujarzmia słowami żywioły, kreuje bohaterów zmagających się z tajemnicami przeszłości i potrafi zaskoczyć zakończeniem. A jednak zabrakło mi atmosfery napięcia i niepokoju, którą tak sprawnie potrafi budować, a uczucie, że mam do czynienia z szalenie wciągającą historią, które towarzyszyło mi przy pierwszych kilkudziesięciu stronach, gdzieś się po drodze rozmyło. Zamiast sztormu w sercu, czułam tylko lekkie kołysanie fal. Nie takie, które usypia, ale też nie tak silne, by zostawić po sobie jakiś większy ślad.
6 komentarze
Nie znam jeszcze twórczości tej autorki, ale zacznę od innej jej książki.
OdpowiedzUsuńNa pierwsze spotkanie dobra będzie na przykład "Susza" :)
UsuńMuszę poznać książki tej autorki. Koniecznie.
OdpowiedzUsuńPolecam szczególnie Suszę i Straconego :)
UsuńSuszę czytałam, była niesamowita, ale skoro tu brakuje napięcia i niepokoju, to chwilowo sobie daruję.
OdpowiedzUsuńW takim razie powinien Ci się spodobać "Stracony" :) Tam też była taka duszna, niepokojąca atmosfera :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)