Sophie Haydock – Cztery muzy
26.06.2022Seria butikowa
Mogę podejść do swojej biblioteczki, z dolnej półki wyciągnąć leksykon malarstwa i przeglądać go z miną znawcy tematu, ale to nie zmieni faktu, że tak naprawdę o tej gałęzi sztuki nie wiem zbyt wiele. Kojarzę najpopularniejszych twórców i garść najbardziej znanych obrazów, ale nic poza tym. Pewnie dlatego nie byłam pewna czy odnajdę się w książce „Cztery muzy” Sophie Haydock, bo chociaż miałam już do czynienia z powieścią, gdzie malarstwo odgrywa ważną rolę (Elizabeth Macneal - Fabryka lalek) to tutaj mimo fikcji literackiej mamy do czynienia z autentycznymi postaciami. W gruncie rzeczy okazało się jednak, że po pierwsze lektura była okazją do poznania artysty, którego nie znałam, a po drugie kluczowe było tu spojrzenie na przeżycia i emocje, a do tego gruntowna znajomość sztuki nie była wcale konieczna.
Mogłabym napisać, że główną rolę w tej powieści odgrywa austriacki malarz Egon Schiele, bo to wokół jego osoby toczą się wszystkie wydarzenia, ale to nie byłaby prawda. Sophie Haydock oddaje głos czterem kobietom, które w jego życiu odegrały ważną rolę – Adele, Gertrude, Wally, Edith. Każdą z nich malował, każda przeżywała w związku z tym nieco inne emocje i to, jak mogły one wyglądać stara się w tej historii uchwycić autorka.
Sięgnęłam po „Cztery muzy” z pewną obawą, ale też delikatną dozą zainteresowania. Po pierwszych kilkudziesięciu stronach nie poczułam jednak nic, co by mnie zaczynało jakoś szczególnie przy tej powieści trzymać i zaczęłam się martwić, że całość minie mi w takiej obojętności wobec tego, co się na kolejnych stronach rozgrywa. Na szczęście z czasem lepiej odnalazłam się w tej artystycznej przestrzeni i poczułam się zainteresowana głównymi bohaterkami i tym, jak różne, a jednocześnie podobne pod pewnymi względami były. I chociaż nie mogę stwierdzić, że zrodziła się z tego jakaś silna fascynacja, czy to muzami malarza, czy nim samym, to ciekawości było akurat tyle, żebym miała chęć poczytać o poznanych postaciach więcej w innych źródłach. Egon Schiele zajmuje tam sporo miejsca, natomiast pozujące mu kobiety zdecydowanie mniej, mimo że to właśnie je możemy oglądać uwiecznione na obrazach. Moglibyśmy się domyślać co czuły, o czym myślały, a Sophie Haydock poszła o krok dalej i oddała im głos. Na ile autentycznie – trudno wyrokować, bo faktów z ich życia nie jest wiele, o czym zresztą sama autorka wspomina – ale z pewnością zrobiła to w sposób interesujący i dający do myślenia. Czy zainteresowanie Adele nowym sąsiadem przerodzi się w coś więcej? Czy pozostająca w jej cieniu siostra Edith wreszcie zawalczy o swoje szczęście? Jak siostra Egona Gertrude zniesie rozłąkę z ukochanym bratem, którego nie widzi nigdzie indziej niż blisko siebie? Czy pewna siebie i niezależna Wally zdoła utrzymać dystans wobec obiecującego młodego malarza? Tego wszystkiego dowiecie się już z książki.
Ciekawe jest to, że poznając historię każdej z bohaterek i biorąc pod uwagę, że to one odgrywają tu główną rolę, nie mogłam przestać zastanawiać się co jakiś czas jaki naprawdę był Egon Schiele, co działo się w jego głowie. Tym bardziej, że jego obraz zmienia się co jakiś czas, w zależności od tego, której z kobiet autorka oddaje głos. Sam malarz dostaje go dopiero na samym końcu, ale te kilkanaście stron nie wyjaśnia wszystkiego i wiele nadal pozostaje w kwestii domysłów. Może i słusznie, bo to nie jego perspektywa miała tu być kluczowa.
Na szczęście nie ma znaczenia, że obrazy Egona Schielego wizualnie totalnie do mnie nie przemawiają, bo chociaż sztuka jest w „Czterech muzach” niezwykle ważna i autorka dosadnie pokazuje jak mocno determinuje ona działania artysty i siłą rzeczy także życie pozujących mu kobiet, to w istocie najważniejsze są tu emocje. Nie czułam ich jednak na samym początku i trochę trwało zanim się w tę powieść zaangażowałam. Po pewnym czasie faktycznie miałam wrażenie uczestniczenia w życiu Adele, Edith, Gertrude i Wally i obserwowanie ich poczynań, podejmowanych decyzji i przede wszystkim spojrzenia na świat było interesujące.
Nie byłam przekonana do tak wyraźnego podziału tej historii, jaki zastosowała Sophie Haydock. Mam tu na myśli to, że narracja czterech bohaterek się ze sobą nie przeplata – każda z nich po kolei otrzymuje głos. Jedynie Adele wraca co jakiś czas na krótkie chwile, ale jest to Adele starsza, próbująca złapać sedno przeszłych wydarzeń. Po czasie uznaję jednak taką budowę powieści za sensowną i dostrzegam jej atuty. Udało mi się też poczuć klimat XX-wiecznego Wiednia, a cała powieść zostanie mi w pamięci jako barwna i dająca sposobność, by wyjść poza ramy tego, co zazwyczaj mnie interesuje i zajrzeć do malarskiego świata. Zamykam ją bez nieokiełznanej fascynacji i totalnego zachwytu, ale z myślą, że mimo trudniejszych początków ostatecznie mnie przekonała.
Garść cytatów:
„Poznałem co to wielkość. Nie smakuje tak słodko, jak by się można spodziewać, ale i gorzko”. (s. 96)
„Korzystaj z każdej okazji, jaka ci się nadarzy, miej odwagę i nigdy nie pozwól, żeby krytykowano cię za to, co musisz zrobić, by przetrwać”. (s. 254)
„Żadne dzieło sztuki nie jest haniebne, jeśli przedstawia artystyczną wartość. Staje się hańbą tylko za sprawą oczu patrzącego”. (s. 312)
„Okrucieństwem życia jest to, że poddajemy się losowi, a potem musimy z tym żyć, dzień po dniu. Kształtują nas wybory, do których odmawia się nam prawa. A potem, zanim się obejrzymy, życie czyni nas kimś bardzo dalekim od naszych wyobrażeń. Pozostaje w nas drobny skrawek tego, czym byłyśmy dawniej, coś, czego nawet nie rozpoznajemy”. (s. 344)
6 komentarze
To nie do końca książka dla mnie, a przynajmniej na ten moment. Latem wolę sięgać po lżejsze tytuły. :)
OdpowiedzUsuńJasne, rozumiem :) A wiesz, że chyba przez te letnie miesiące też po kilka takich lżejszych tytułów sięgnę? Ostatnio mam na nie coraz większą ochotę.
UsuńCzytałam dość pozytywną opinię o tej książce i zamierzam wyrobić sobie o niej własne zdanie.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem czy Ci się takie klimaty spodobają, Agnieszko :)
UsuńKlimat raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńRozumiem, nie namawiam :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)