Valérie Perrin – Życie Violette
7.05.2022Czasami trafiam na książki, w które łatwo niespiesznie się zatopić, a jakoś trudno o nich pisać, żeby w pełni uchwycić ich esencję. „Życie Violette” to jedna z takich historii – barwna, nietuzinkowa, zwykła i niezwykła jednocześnie. O codzienności mającej wiele odcieni, o ludzkich dramatach i radościach, o życiowej drodze z wieloma zakrętami i kilkoma głównymi przystankami, w tym jednym szczególnie ważnym – cmentarzem.
Violette jest dozorczynią właśnie na cmentarzu i to jest coś, z czego kompletnie nie zdawałam sobie sprawy przed lekturą książki Valérie Perrin. Utarło mi się w głowie jedynie dostrzegane tu i ówdzie twierdzenie, że to opowieść o radości życia i cieszeniu się z małych rzeczy. Pewnie stąd moje zdziwienie, bo nie do końca mogłam sobie wyobrazić jak w takich okolicznościach, w otoczeniu śmierci, autorka zamierza pokazać optymizm i wszystkie dobre emocje.
Trzeba sobie jednak jasno powiedzieć, że to nie jest jedna z tych prostych historii podnoszących na duchu i dających pozytywnego kopniaka; tu naprawdę wiele jest trudnych i dramatycznych momentów, kiedy serce rozbite jest na kawałki i szalenie ciężko dostrzec jasne strony życia. Jednocześnie rzeczywiście przebija się w tym wszystkim nadzieja na rzeczywistość pełną kolorów, dającą satysfakcję i wewnętrzny spokój. Mimo bólu, który zgina kark, mimo przeżytych tragedii, mimo wątpliwości. Mimo wszystko.
„Życie Violette” to pod wieloma względami inna powieść niż się spodziewałam, niedająca się łatwo zaszufladkować. Trudno nazwać ją totalnie porywającą, bo to raczej jedna z tych książek, w których można się powolutku zatopić (lub nie, bo nie każdy się w niej odnajdzie) i chłonąć kolejne wydarzenia i emocje. Czy poddałam się im w pełni? Może niezupełnie, ale pod sporym urokiem tej opowieści na pewno pozostaję. Odrobinę mi zabrakło do takiego totalnego zakochania, ale niecodzienne miejsce akcji, barwni bohaterowie, których nie zawsze da się jednoznacznie ocenić i delikatność w opisywaniu emocji to elementy, które tu bardzo doceniam. Nie mam wątpliwości, że pióro Valérie Perrin ma w sobie siłę, by odmalowywać (nie)codzienność we wszystkich jej barwach.
Garść cytatów:
„Czas pozbawia życie blasku. Czas pozbawia blasku śmierć”. (s. 18)
„Nigdy się nie mówi o tym, że można umrzeć, bo zbyt często
ma się już tego wszystkiego dość”. (s. 32)
„Babcia bardzo wcześnie mnie nauczyła zbierać gwiazdy: nocą wystarczy postawić pośrodku miskę z wodą, żeby mieć je u swoich stóp”. (s. 179)
8 komentarze
Widzę, że książka wywołała w Tobie ambiwalentne emocje. Ja póki co nie mam jej w planach.
OdpowiedzUsuńMa sporo uroku i nie można jej odmówić oryginalności, ale totalnego zakochania nie było :)
UsuńChyba jeszcze nigdy nie czytałam książki, której bohaterka pracowałaby na cmentarzu. Zaciekawiłaś mnie. :)
OdpowiedzUsuńTo rzeczywiście niespotykane w książkach :)
UsuńTa książka znajduje się w moich planach czytelniczych na trochę dalszą przyszłość czytelniczą.
OdpowiedzUsuńKsiążki są cierpliwe, więc i ta na Ciebie poczeka :)
UsuńZnowu oceniasa niejednoznacznie, ale myślę, że na te chwile, ta książka mocno by mnie przytłoczyła.
OdpowiedzUsuńU mnie często jest niejednoznacznie - zazwyczaj staram się napisać zarówno o tym, co mi się podoba, jak i o tym, co mnie nie przekonało :) I później wychodzi taka mieszanka :))
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)