Sophie Anderson - Zaczarowany zamek

11.04.2022



Sophie Anderson, Zaczarowany zamek [The Castle of Tangled Magic], tłum. Przemysław Hejmej, Young, 2022, 382 strony.

Olia czuje, że Zamek Mila to jej miejsce na Ziemi. Jest tu szczęśliwa i ta niesamowita budowla z wieloma wieżami i korytarzami nadal budzi w niej ekscytację, bo jeszcze nie wszystko zdołała odkryć. Często wydaje jej się, że tu i ówdzie dostrzega skrawki magii, ale nie do końca potrafi zatrzymać te momenty na dłużej. Przyjdzie jednak chwila, gdy będzie musiała naprawdę w magię uwierzyć, bo od tego będzie zależało, czy zdoła uratować swój dom. Zbliża się coroczne święto pełni księżyca, lecz zrywa się burza z wichurą, która czyni wiele uszkodzeń. Obchody są zagrożone, ale szybko okazuje się, że niebezpieczeństwo jest znacznie większe niż można się było początkowo spodziewać…

Nie czytałam wcześniej książek Sophie Anderson (chociaż miałam swego czasu ochotę na „Dom na kurzych łapach”) i przyznaję, że na „Zaczarowany zamek” skusiłam się po części ze względu na piękne wydanie, które sprawia, że już biorąc do ręki książkę ma się wrażenie, że zaczyna się magia. Poza tym trochę liczyłam na to, że historią o młodziutkiej bohaterce przeżywającej różne przygody zauroczę się tak, jak niezwykle klimatycznymi książkami Frances Hardinge (wszystkie polecam!). Od razu zdradzę wam, że taki zachwyt niestety się we mnie nie pojawił, ale to nie oznacza wcale, że nic w opowieści o Zamku Mila dla siebie nie znalazłam.



Olia to postać, która z jednej strony ma w sobie ogrom energii, ciekawości świata i miłości wobec swoich bliskich, a z drugiej w sytuacji kryzysowej często jest bardzo niepewna siebie i podejmowanych decyzji. Ten motyw stale przewija się w trakcie wyzwania, przed którym dziewczynka stanie. Raźniej jest, kiedy obok znajdują się przyjaciele i wtedy łatwiej uwierzyć w siebie, ale to też wcale nie oznacza, że nie popełni się błędu. Takich niby oczywistych, ale ważnych lekcji jest w tej powieści całkiem sporo i to zdecydowanie doceniam. Olia nie jest nieustraszona i nieomylna, ale serce ma po właściwej stronie i to w ostatecznym rozrachunku liczy się najbardziej.

Podobało mi się jak bardzo podkreślone są w tej historii więzi między bliskimi, wzajemne oddanie i troska. Szczególnie poruszył mnie też motyw rodzinnego pledu, do którego co roku doszywany jest kolejny fragment, pokazujący jakieś ważne wydarzenie lub po prostu nie mniej ważną codzienność. Poza tym „Zaczarowany zamek” to też duża dawka magii, niezwykłych stworzeń i nawiązań do słowiańskiej mitologii, z których autorka chętnie korzysta.



Sophie Anderson stworzyła historię, która ma sporo atutów – można z niej wyciągnąć kilka istotnych życiowych lekcji, można się zachwycić magiczną aurą (i nie mniej magicznym wydaniem), a jednak mimo to nie poczułam się nią totalnie zauroczona. Mam wrażenie, że trochę to wynikało ze zbytniej prostoty, która czasami mi przeszkadzała w rozmowach bohaterów i może też z faktu, że mimo naprawdę barwnego świata, do którego zostałam zaproszona, ja nie czułam się w pełni jego częścią. Czasami angażuję się w historię całą sobą, wczuwam całkowicie w jej klimat, przesiąkam tym, co się dzieje, a czasami stoję bardziej z boku, spokojnie wszystko obserwuje i tylko od czasu do czasu coś mnie mocniej poruszy. „Zaczarowany zamek” wpisuje się bardziej w ten drugi przypadek i dlatego chociaż naprawdę podobała mi się ta przygoda i doceniam przesłanie, które ze sobą niesie, to do totalnego zakochania trochę mi jednak zabrakło.


 Garść cytatów:

Magia jest wszędzie tam, gdzie się wierzy, że ona jest”. (s. 8)

-To dobrze czy źle? (…)
- Jak wszystko inne, zależy od tego, jak się na to spojrzy i z jakiej pozycji”. (s. 23)

Ludzie zawsze są najokrutniejsi, kiedy się boją”. (s. 110)

Ludziom, gdy dorastają trudno jest utrzymać wiarę w magiczność świata. Wolicie wszystko rozumieć, więc tworzycie w głowach idee, a potem odrzucacie to, co do nich nie pasuje”. (s. 162)

~~*~~

Zobacz również

14 komentarze

  1. Te życiowe lekcje które znajdziemy w książce, bardzo zachęciły mnie do przeczytania książki. Choć nie jest to do końca mój klimat czytelniczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam takie przeczucie, że mimo że nie jest to do końca Twój klimat, to mogłoby ci się spodobać, Agnieszko :) Czuję, że polubiłabyś Olię.

      Usuń
  2. Przyznam, że te nawiązania do słowiańskiej mitologii bardzo mocno mnie zachęcają do lektury.

    OdpowiedzUsuń
  3. Obiło mi się o uszy, że ta powieść jest wariacją/wersją na temat historii Rusłana i Ludmiły z poematu Puszkina i to mnie odstrasza od lektury, ponieważ wspomnianego poematu nie znam. Moja osobowość tu daje znać, mówiąc, że najpierw powinnam sięgnąć po Puszkina, a jakoś niespecjalnie mam na to ochotę szczerze mówiąc... Takim sposobem chyba sobie tę lekturę odpuszczę. Pocieszam się, że skoro Ciebie nie zachwyciła to może nie stracę wiele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja dopiero po lekturze przeczytałam o tym nawiązaniu do wspomnianego poematu, więc w trakcie czytania z niczym tej historii nie porównywałam :) Nie wiem czy to dobrze czy źle. Ale tak czy inaczej to była przyjemna książka, ale faktycznie takiego silnego zaangażowania mi zabrakło :)

      Usuń
  4. Lubię fajnie nakreślone relacje między bohaterami ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Okładka tej książki jest przepiękna! Może w przyszłości po nią sięgnę

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepiękna okładka. Zapisuje sobie tytuł, bo zaciekawiłaś mnie. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcia i tak nie oddają tego, jak ładnie się mieni :)

      Usuń
  7. No i nie wiem, jest magia czy nie ma? Czytać czy nie czytać. Nie lubię niejednoznacznej oceny :D na czytniku nie zobaczę uroku okładki ;((((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To u mnie często niejednoznacznie jest :P Ale mam przeczucie, że by Ci się niekoniecznie spodobała :)

      Usuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy