William Lindsay Gresham - Zaułek koszmarów
14.03.2022Jeszcze zanim na dobre weszłam do świata nietypowego jarmarku, horoskopów, odkrywania przyszłości z kart tarota, czytania w myślach i sięgania za zasłonę śmierci dzięki mediumizmowi już miałam w głowie obraz tego, jak taka (nie)rzeczywistość mogłaby wyglądać, jak mocno będzie oddziaływać na moją wyobraźnię i ile wrażeń z pewnością mi dostarczy. To wszystko wydarzyło się jeszcze przed otwarciem książki „Zaułek koszmarów”, a przyczyną tego była i niezwykle sugestywna okładka, i trailer produkcji o tym samym tytule w reżyserii Guillermo del Toro (film chciałam obejrzeć po lekturze, ale nie udało mi się już załapać na seans. Kiedyś nadrobię!). Mogłabym więc uznać, że wpadłam w pułapkę własnych oczekiwań (i częściowo pewnie tak było), ale tak naprawdę myślę, że niezależnie od wszystkiego i tak powieść Williama Lindsay’a Greshama wzbudziłaby we mnie niestety niedosyt.
Stan Carlisle całkiem nieźle odnajduje się w obwoźnym jarmarku osobliwości, prezentując swoje sztuczki i asystując przy innych występach. Chłopak ma jednak zdecydowanie większe ambicje i nieustannie wyszukuje możliwości, by przebić się wyżej, by sięgnąć dalej. Minie trochę czasu, a on wykorzysta swoją szansę i zacznie zyskiwać zarówno ogromny podziw, jak i duże pieniądze. A kiedy raz zasmakuje się tych dwóch rzeczy może okazać się, że zrobi się dla nich wszystko…
Początkowo wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku. Zaintrygował mnie klimat jarmarku, zaglądanie za kulisy pokazów i obserwowanie jak publiczność zostaje przekonana o tym, że przed ich oczami dzieją się niesamowite wprost zjawiska. Nie wiem czego się spodziewałam fabularnie dalej, ale pewne jest, że spory przeskok w czasie i całkowita zmiana miejsca wybiły mnie z tej nieco mrocznej aury i tego nastroju właściwie już nie udało mi się odzyskać. Nie twierdzę, że poczynania głównego bohatera zupełnie mnie nie obchodziły, ale obserwowałam jej jakby trochę z boku, bez silnego zaangażowania, które by sprawiło, że czułabym się częścią tej układanki. Nie było we mnie wielkich emocji, nie było zachwytu historią i chociaż pojawiły się momenty naprawdę wciągające, to mimo wszystko przewracałam kolejne strony z poczuciem, że wciąż czekam na coś, co nie następuje. Tym, co spodobało mi się jednak bardzo było zakończenie, bo stanowiło wprost idealne spięcie całości.
Stana polubić jest trudno. O ile jeszcze na początku można na pewne rzeczy przymknąć oko i widzieć w nim młodego człowieka, który po prostu szuka swojej drogi i chcę się wybić, o tyle później na pierwszy plan wychodzi głównie jego chciwość, pycha, zapatrzenie w siebie i brak skrupułów. Było we mnie takie oczekiwanie czy i jak zmienią go kolejne wydarzenia. Interesujące jest też to, że mimo poznania go najlepiej ze wszystkich wcale nie wydawał mi się bliski i niewiele miałam dla niego zrozumienia. Jego postać łagodzi obecność Molly, która wprawdzie odgrywa swoją rolę zgodnie z jego życzeniami, ale ma przy tym pewne wyrzuty sumienia i wątpliwości. Największą zagadką była dla mnie doktor Lilith Ritter – psycholog pełna dystansu, ale z przebijającymi się od czasu do czasu uczuciami. Kobieta zagadka. Podobała mi się rola, jaką w całej historii wymyślił dla niej autor.
Nie ukrywam, że liczyłam na niepokojącą i totalnie wciągającą w swój świat powieść, w której kolejne wydarzenia będę śledziła z szybko bijącym sercem. Przez pewien czas wydawało się, że „Zaułek koszmarów” będzie taką właśnie historią – klimatyczną, zagadkową i wywołującą wiele emocji. Niestety, im dalej, tym częściej czułam rozczarowanie konstrukcją fabuły i brakiem tej tajemniczej aury, która towarzyszyła i mi, i bohaterom na początku. Jest kilka wartych uwagi przebłysków – a to w postaci jakiegoś przejmującego fragmentu, intrygującej osobowości czy wreszcie świetnego zakończenia, ale po drodze to, co najlepsze niestety się rozmywa. Szkoda mi tym bardziej, że mam takie przekonanie, że nie zabrakło wcale tak wiele, aby w tej powieści wszystko lepiej się zgrywało. Gdyby nie te przeskoki w czasie, gdyby ten klimat z jarmarku się nie ulotnił, gdyby…William Lindsay Gresham stworzył historię, która zdecydowanie coś w sobie ma i dlatego nie żałuję spędzonego z nią czasu, ale jednocześnie ma tego za mało, bym nie czuła niedosytu.
Garść cytatów:
„Każdy liczy na najlepsze, a boi się najgorszego, no i większościowo trafia się to najgorsze, ale to nie znaczy, żeby tracić nadzieję”. (s. 62)
„Nawet w upalnym słońcu popołudnia można poczuć na karku zimne tchnienie. Gdy jesteś z kobietą chronią cię jej ramiona. Ale kiedy ona zasypia, mury twojego zaułka koszmarów znów zaczynają cię osaczać, a za plecami rozlegają się nieustępliwe kroki prześladowcy”. (s. 106)
~~*~~
Za książkę „Zaułek koszmarów” Williama Lindsay’a Greshama dziękuję księgarni Tania Książka.
Popularne tytuły z księgarni Tania Książka między innymi w dziale bestsellery.
12 komentarze
Skoro książka wzbudziła Twój niedosyt i nie do końca spełniła Twoje oczekiwania, to na ten moment, nie będę brała jej pod uwagę do czytania.
OdpowiedzUsuńJasne, tyle innych tytułów czeka :)
UsuńSzkoda, że im dalej tym czułaś większe rozczarowanie. A tak dobrze zapowiadała się ta książka.
OdpowiedzUsuńCzegoś zabrakło, niestety :)
UsuńNo muszę Ci powiedzieć, że zaintrygowałaś mnie tą książką - nawet mimo to, że nie do końca sprostała Twoim oczekiwaniom.
OdpowiedzUsuńMoże Ciebie totalnie zachwyci, kto wie :)
UsuńRaczej spasuję i przykro mi, że książka nie okazała się tak dobra jak się zapowiadała. Niemniej przypomniałaś mi swoją recenzją, że mam ochotę na dobry horror :)
OdpowiedzUsuńChętnie się dowiem, jeśli na jakiś trafisz :) W ogóle chodzi za mną lepsze poznanie klasyki literatury grozy.
UsuńZ klasyki na pewno mogę polecić "Draculę", "Mnicha" i "Frankensteina" :) Ale też mam do nadrobienia sporo książek :)
UsuńSzkoda, że poczułaś się rozczarowana. Tak niekiedy bywa, nie wszystkie książki trafiają nam do serc.
OdpowiedzUsuńTo fakt :) Mimo wszystko nie żałuję spędzonego z nią czasu.
UsuńMam mieszane uczucia, raczej po tę książkę nie sięgnę... :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)