Andrus Kivirähk – Listopadowe porzeczki
26.12.2021„Listopadowe porzeczki” to książka, którą wybrałam pod wpływem impulsu. Chciałam sięgnąć po coś innego niż czytam najczęściej i zrobić sobie przerwę od kryminałów i thrillerów. I tak padło na literaturę estońską przepełnioną folklorem i codziennością pełną dziwów. Jak się w tym odnalazłam? Okazuje się, że naprawdę świetnie!
Spędziłam cały listopad, dzień po dniu, w towarzystwie
mieszkańców pewnej niewielkiej wioski znajdującej się nieopodal dworu. A przede
wszystkim nieopodal jego spiżarni, z której niemal każdy uszczknie co jakiś
czas coś dla siebie. A to dobrej kiełbasy, a to worek zboża albo przynajmniej
na miejscu naje się ile brzuch zmieści. A jeśli nie ukradnie czegoś tamtejszemu
baronowi, to chętnie zajrzy do obejścia któregoś sąsiada, by tam poszukać
potrzebnych wiktuałów i przedmiotów. Nic to nowego, nic niecodziennego.
Każdy tu każdego zna i każdy myśli przede wszystkim o sobie, chociaż okazuje się, że są sytuacje, gdy patrzy się odrobinę dalej niż poza czubek własnego nosa i krok dalej niż poza swoje gospodarstwo. Poza tym nie sposób nie wspomnieć o przewijających się co rusz postaciach fantastycznych, typowych dla estońskiego folkloru – chociażby krata, który był tworzony z tego, co jego przyszły właściciel miał akurat zbędnego i któremu duszę należało wykupić u diabła. Od tej pory mógł służyć gospodarzowi, na przykład podkradając to i owo od innych. Były też starcia ze Starym Piekielnikiem, w których niemałe znaczenie miały tytułowe porzeczki.
To była tak nietypowa książka, pełna niespodziewanych wydarzeń, groteski i czarnego humoru, że czułam się jakby ktoś wrzucił mnie w zupełnie nieznaną wcześniej rzeczywistość. I podobało mi się to bardzo, bo mieszkańcy wioski, byli na tyle nietuzinkowi, że nie miałam pojęcia jak zareagują na daną sytuację. To, co dla nich było zupełnie typowym działaniem, we mnie niejednokrotnie budziło zdziwienie, zaintrygowanie, a czasem też śmiech. Chociaż jakby tak spojrzeć na to zupełnie z boku, to ten listopad był dosyć brutalny i nieźle dał niektórym w kość, odbierając nawet życie.
Mam takie przeświadczenie, że to jedna z tych książek, które trudno jest opisać w taki sposób, by oddać ich klimat i przygotować kolejnego czytelnika na to, czego się może po niej spodziewać. Mogę napisać, że nie brakuje tu estońskiego folkloru, zjaw i upiorów, ale to za mało, bo z drugiej strony mamy historię silnie osadzoną w wiejskiej rzeczywistości i barwne postaci mocno stąpające po ziemi i ich (nie)zwyczajną codzienność. I jedyny moment, kiedy poczułam niedosyt nastąpił w momencie rozstania z tą książką. Nastał 30 listopada i nagle musiałam opuścić po miesiącu wspólnej przygody jej stronice, mając w głowie myśl, że ktoś mnie z nich wyrwał, bo tam dalej przecież nadal toczy się życie, nadal tworzone są kolejne kraty, okradany jest dworski (i nie tylko) spichlerz, a diabeł ciągle próbuje nie dać się oszukać. Z różnym skutkiem.
Doskonale rozumiem, że nie każdy się w tym wszystkim odnajdzie, ale ja chyba jeszcze długo będę myślała o tej powieści, jako o takim skoku w totalnie inną przestrzeń literacką, którą zafundował mi Andrus Kivirähk. I mam nadzieję decydować się na takie znacznie częściej.
Garść cytatów:
„Ciężki jest los człowieka. Żyjesz, harujesz, a potem umierasz i stajesz się upiorem”. (s. 98)
„Wszystko minęło i niczego nie dało się już zmienić. Nie można było cofnąć się lub skręcić gdzieś w bok, życie płynęło samo z siebie jak rzeka, a on mógł jedynie spojrzeć za siebie, zerknąć na pozostawione daleko w tyle brzegi i rzeczne rozwidlenia i poczuć radość lub żal, że jego nurt popłynął tak, a nie inaczej. Na wszystko inne było za późno”. (s. 208)
8 komentarze
Do tej pory jak trafiałam na tą książkę gdzieś w przestworzach Internetu to jakoś ją omijałam. Jednak z tego co widzę to chyba jest warta uwagi.
OdpowiedzUsuńWarto dać jej szansę :) Mi w oko wpadła przypadkiem i cieszę się, że się skusiłam.
UsuńMoże przeczytam;)
OdpowiedzUsuńPolecam, jeśli lubisz nietypowe klimaty, folklor i czarny humor, Asiu :)
UsuńPrzyznam, że ta groteska, o której wspomniałaś, dość mocno mnie zachęciła do lektury.
OdpowiedzUsuńA groteskę trzeba umieć wykorzystać, więc tym bardziej warto do tej książki zajrzeć :)
UsuńJestem ciekawa, czy mnie również ta książka by się spodobała. Coś mnie do niej kusi.
OdpowiedzUsuńTeż jestem ciekawa, Agnieszko :) To taka historia, że trudno przewidzieć czy komuś się spodoba, czy wręcz przeciwnie.
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)