Przemysław Piotrowski – Krew z krwi
30.07.2021Trzeci raz zaczynam ten sam akapit i jeśli to czytacie, to tym razem zostawiłam w spokoju klawisz backspace. Wreszcie! Nie mam pojęcia czemu jakoś trudno ująć mi w słowa wrażenia po lekturze książki „Krew z krwi”, bo tak naprawdę sytuacja jest dosyć jasna – to w moim odczuciu nieco inna odsłona Przemysława Piotrowskiego (autora poznałam przy okazji ciekawej kryminalnej serii o Igorze Brudnym) i właściwie nieźle się w niej odnalazłam, ale było też kilka rzeczy, które nieco mi zgrzytały.
Kiedy ktoś dokonuje morderstwa w taki sposób, jak opisałeś to w swojej książce, to zdecydowanie możesz spodziewać się, że do twoich drzwi zapuka policja. Daniel Adamski nie jest więc zaskoczony, że śledczy chcą sprawdzić, jaki ma związek ze sprawą. I mogłoby się skończyć na stwierdzeniu, że nie ma z nią absolutnie nic wspólnego i jest tylko autorem powieści, z której pomysł wykorzystał jakiś szaleniec, a fakt, że znał ofiarę to zbieg okoliczności. Mogłoby się tak skończyć, gdyby nie fakt, że zabójca ma wobec mężczyzny pewne plany…
Przemysław Piotrowski tym razem stawia na bohatera, którego codzienność daleka jest od kryminalnych wydarzeń, jeśli nie liczyć tych, które opisuje w swoich książkach. W realnym życiu zmaga się z ciężką chorobą pięcioletniego syna, który nie tylko cierpi na SMA, czyli rdzeniowy zanik mięśni, ale walczy też z nowotworem. I to właśnie ta nierówna walka wysuwa się w tej powieści na pierwszy plan. Daniel jest gotowy zrobić wszystko, aby uratować swoje dziecko, ale to starcie jest tak szalenie trudne, że nie raz i nie dwa po prostu go przygniecie. Wcale nie dziwi więc, że mnóstwo jest w tym wszystkim emocji, bo patrzenie na cierpienie ukochanej osoby i poczucie bezsilności ściska za serce. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić co czuje w takiej sytuacji rodzic, ale myślę, że autor całkiem dobrze poradził sobie z pokazaniem targających bohaterem uczuć.
Zabójca jest motorem wielu wydarzeń, ale dla czytelnika pozostaje tak naprawdę w cieniu. Poznajemy efekty jego działań, a także gdzieś w tle dostrzegamy toczące się śledztwo policji, ale kluczem jest to, jak wszystko wpływa na głównego bohatera. Ciekawy zabieg, tym bardziej, że różnie można później w tym kontekście oceniać decyzje podejmowane przez Adamskiego. Tak czy inaczej nie sposób jest nie zastanawiać się kto właściwie za tym wszystkim stoi i co go motywuje. Opcji w trakcie lektury nasuwa się kilka i im bliżej finału, tym ten kołowrotek bardziej się rozpędza. Odrobinę napięcia było, bo pewności nie miałam na co postawił autor, ale ostatecznie nie byłam zaskoczona, bo taką wersję wydarzeń brałam pod uwagę już od jakiegoś czasu.
Są takie książki, w których teoretycznie wszystko jest na swoim miejscu – fabuła jest ciekawa i wciąga, nie brakuje trudnych emocji i można liczyć na kilka zwrotów akcji. A jednak są takie drobne elementy, zdawałoby się niuanse, które sprawiają, że myśl o danej historii nie wywołuje totalnego entuzjazmu. Mam tak z powieścią „Krew z krwi”, gdzie co jakiś czas pozornie mniej istotne rzeczy (jak na przykład wielokrotne przypominanie, że żona głównego bohatera, która go opuściła trenowała krav magę i brała udział w runmageddonach) stanowią takie nieprzyjemne uszczypnięcia. Mniej też tym razem podobał mi się styl autora, w tym konstrukcja niektórych zdań. Czasami miałam też wrażenie jakby w jednym fragmencie próbował zawrzeć zbyt wiele, przez co robiło się momentami chaotycznie. Mogę przyjąć, że miało to odzwierciedlać natłok myśli głównego bohatera, ale nie zmienia to faktu, że nieco mnie to męczyło.
Doceniam, że Przemysław Piotrowski nie spoczął na laurach i tym razem obrał inny kierunek i stworzył powieść, która ze względu na poruszony temat niesie ze sobą spory ładunek emocjonalny. Całość jest przemyślana i nieprzypadkowa, ale nie ukrywam, że do tego, aby „Krew z krwi” zrobiła na mnie wielkie wrażenie jednak trochę zabrakło.
Garść cytatów:
„Od blisko dwóch lat Leoś i jego cierpienie byli jak bracia, którzy za sobą nie przepadają, ale wzajemnie się szanują, bo łączą ich więzy krwi, a te pozostają nierozerwalne, więc gdyby skończyło się cierpienie, skończyłby się Leoś”. (s. 71)
~~*~~
Za książkę dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.
10 komentarze
Przyznam, że nie poznałam jeszcze prozy tego autora. Na pewno jednak w przyszłości to zmienię.
OdpowiedzUsuńPolecam zacząć od serii z Igorem Brudnym :)
UsuńPiotrowskiego jeszcze nic nie czytała, ale cały czas mam go na uwadze ;)
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili warto spróbować :)
UsuńJestem mocno zainteresowana lekturą tej książki.
OdpowiedzUsuńMam przeczucie, że mogłaby Cię poruszyć, Agnieszko.
UsuńMam "Piętno", "Sforę" i "Cheruba" tego autora u siebie na regale, więc jak te książki przypadną mi do gustu, to na pewno sięgnę też i po tą.
OdpowiedzUsuńTa seria mi się podobała, trzymam kciuki żeby Tobie też przypadła do gustu :)
UsuńNie spotkałam się jeszcze z tym autorem. Od siebie mogę polecić genialny thriller "Mroczne sekrety". Trzyma w napięciu i niesamowicie wciąga.
OdpowiedzUsuńMasz na myśli powieść Marcela Mossa? :) Nie czytałam żadnej jego książki.
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)