Frances Hardinge – Światło głębin
20.07.2021Kiedy przypominam sobie jakie emocje towarzyszyły mi przy czytaniu trzech poprzednich powieści Frances Hardinge („Drzewo kłamstw”, „Śpiew Kukułki”, „Czara Cieni”), to mam taką myśl, że właśnie dla takich historii – barwnych, niebanalnych, totalnie angażujących – czytam książki. Sięgając po „Światło głębin” chciałam ponownie dać się porwać wyobraźni brytyjskiej autorki, ale przyznaję, że tym razem nie stało się to od pierwszych stron i na całkowite zaczytanie przyszło mi nieco poczekać.
Mieszkańcom Miriad pozostały głównie powtarzane z ust do ust opowieści o niezwykłych bogach, którzy zamieszkiwali Morze Grozy. Czczono ich, podziwiano i składano ofiary, by zyskać ich przychylność lub tylko litość, ale minęły lata od kiedy nastąpił Kataklizm i owe potężne istoty pozabijały się nawzajem. Teraz pozostały tylko warte fortunę i posiadające niezwykłe właściwości fragmenty ich ciał wyławiane czasami z głębin. Za niektóre z nich wielu jest gotowych zrobić niemal wszystko…
Tym razem Frances Hardinge zamiast na młodziutką bohaterkę (nadal z sympatią myślę o trzech, które miałam już okazję poznać - Faith, Triss i Zgódce) postawiła na nastoletniego bohatera. Hark ma piętnaście lat i musiał nauczyć się dbać o siebie, podobnie jak inne dzieciaki, które wychowywały się w przytułku. Gdyby ktoś go o to zapytał, to być może powiedziałby, że najlepszy jest w opowiadaniu historii, niekoniecznie prawdziwych, ale tak naprawdę ma też w sobie sporo determinacji i odwagi, chociaż to odkryje dopiero z czasem. Musi się odnajdywać w różnych sytuacjach, szczególnie, że jego przyjaciel Jelt często pakuje go w tarapaty. W trakcie jednej z nielegalnych eskapad coś ewidentnie idzie nie tak i Hark zostaje złapany. A to tak naprawdę okaże tylko początkiem fali kłopotów i niebezpieczeństw, które tylko czekają, by go pochłonąć.
Nie jestem pewna z czego to wynikało, ale dłużej zajęło mi tym razem przywiązanie się do głównego bohatera i wczucie się w opowiadaną historię. Wiem, że morskie klimaty potrafią mnie wciągnąć (doskonałym dowodem na to był „Demon i mroczna toń” Stuarta Turtona), ale tutaj nie od razu poczułam się na tyle zaintrygowana, by zatopić się totalnie w kolejnych wydarzeniach. Ich wir zassał mnie jednak z czasem i od pewnego momentu wreszcie poczułam się częścią wykreowanego przez Hardinge świata. Na szczęście, bo był już moment, gdy obawiałam się, że to będzie pierwsza jej książka, która nie zrobi na mnie dużego wrażenia.
A jeżeli już mowa o tworzeniu barwnej rzeczywistości, to brytyjska autorka jest w tym mistrzynią. Archipelag Miriad to przestrzeń i niezwykła, i niebezpieczna jednocześnie. Łatwo jest przenieść się na którąś z jej wysp lub poczuć potęgę morskich wirów, bo sugestywność opisów jak zawsze stoi na wysokim poziomie. Jest baśniowo, ale zdecydowanie nie w cukierkowej wersji – Frances Hardinge tworzy opowieści, które są w dużej mierze mroczne i chwilami nawet dosyć brutalne.
„Światło głębin” wybrzmiewa pod powierzchnią między innymi pytaniami o przyjaźń i lojalność – gdzie jest ich granica i jak nie zatracić siebie z poczucia obowiązku wobec innych. Jelt jest Harkowi bardzo bliski, a jednocześnie od początku widać, że ten pierwszy potrafi zręcznie manipulować i przedstawiać wszystko tak, jak jest mu akurat wygodnie. Czy w takiej relacji jest w ogóle miejsce na przyjaźń? Frances Hardinge ciekawie pokazuje proces przemiany Harka, a właściwie odkrywania powoli tego, z czego chyba nie chciał sobie zdawać sprawy. Dzięki tej wędrówce i obserwowaniu targających nim dylematów z czasem stał mi się zdecydowanie bliższy niż na początku.
Inaczej niż w przypadku poprzednich powieści Frances Hardinge, tym razem nie zakochałam się w stworzonej przez nią historii od pierwszych stron. Potrzebowałam czasu, żeby się w niej zanurzyć i w tych mrocznych głębinach dostrzec to światło, które potrafi skupić na sobie wszystkie myśli czytelnika. Ale wreszcie dałam się porwać i od tej chwili wszystko działo się w zawrotnym tempie, a ja poczułam się częścią wydarzeń rozgrywających się na archipelagu Miriad. Brytyjska autorka nie przestaje mnie zadziwiać, bo każda jej książka to zupełnie inny świat – barwny, pełen szczegółów i pobudzający wyobraźnię. Na takie książkowe wyprawy wybieram się w ciemno.
Garść cytatów:
„Opowieści to bezlitosne istoty, czasem żywiące się krwią”. (s. 14)
„Lojalność nie jest cnotą samą w sobie. Jej wartość opiera się na tym, o kogo chodzi”. (s. 135)
„Przekonasz się, kim jesteś, kiedy będziesz musiał dokonywać wyborów. To prawdziwy sprawdzian. W ostatecznym rozrachunku jesteśmy tym, co robimy i co pozwalamy robić z innymi”. (s. 242)
„Historie nigdy nie są kompletne. Stanowią część większej całości widzianej przez wiele oczu. Zawsze można poznać dalszy ciąg”. (s. 437)
~~*~~
Za książkę dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.
4 komentarze
Jeszcze nie poznałam twórczości tej autorki.
OdpowiedzUsuńNie wiem Agnieszko czy fabularnie by jej książki Cię wciągnęły, ale myślę, że relacje między bohaterami mogłyby Cię zaciekawić :)
UsuńTe powieści mają ostatnimi czasy tak cudowne okładki, że nie mogę się na nie napatrzeć :)
OdpowiedzUsuńOj tak, też się nimi zachwycam :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)