Alaitz Leceaga – Córy Ziemi

7.06.2021


 Alaitz Leceaga, Córy Ziemi [Las Hijas de la Tierra], tłum. Jerzy Żebrowski, Albatros, 2021, 544 strony.

Klaruje mi się w głowie myśl, że są takie książki, które nie zachwycają od pierwszej do ostatniej strony, a mimo to jest w nich coś, jakiś niezaprzeczalny urok, sprawiający, że nie da się wobec nich pozostać obojętnym. Dokładnie tak mam z „Córami Ziemi” – powieścią, która momentami mnie drażniła, jakbym nie była wstanie uchwycić kierunku tej historii, a jednocześnie była na tyle klimatyczna, że wciąż mam w głowie obrazy, które wywołała.

Podobno rudowłose kobiety z rodu Veltrán-Belasco są opętane i prędzej czy później drzemiące w nich demony dają o sobie znać. To dlatego winnice w posiadłości Las Urracas od lat są uśpione i nie wydają plonów, a rodzina tam mieszkająca zmaga się z problemami. Gloria nie chce, aby ona lub jej dwie młodsze siostry skończyły tak, jak ich matka, więc stara się być dobra i posłuszna, ale czy to rzeczywiście jest sposób na ucieczkę przed szaleństwem? Jak długo będzie wierzyła, że jedynym oparciem może być dla niej brat Rafael, a jej losy są przesądzone?

Hiszpania, koniec XIX-wieku i tajemnice rodzinne – to zdecydowanie mnie do książki „Córy Ziemi” przyciągnęło. Nie miałam okazji czytać poprzedniej powieści autorki („Las zna twoje imię”), więc nie wiedziałam czego się spodziewać, ale miałam przeczucie, że ta historia może mi się spodobać. Od razu przekonał mnie jej klimat i to, jak barwna się okazała, ale nie ukrywam, że w pewnym momencie naszło mnie sporo wątpliwości. Zbyt częste przeskoki w czasie – o kilka godzin, dni, tygodni, miesięcy, a nawet lat, które początkowo zdarzały się dosyć często, sprawiły, że nie byłam pewna w jakim kierunku ta powieść zmierza i na czym właściwie Alaitz Leceaga chce się skupić.



Angażowałam się w jakąś sytuację, a ona okazywała się tylko epizodem, a nie główną osią wydarzeń i przez to była taka chwila, gdy poczułam się zagubiona. Działo się sporo w rodzinie Veltrán-Belasco i robiło to na mnie wrażenie, ale zastanawiałam się kiedy wreszcie złapię tę nić, która ma mnie prowadzić aż do zakończenia. Wiele wydarzeń okazało się mieć później znaczenie, ale czułam się przez jakiś czas jakby hiszpańska autorka pokazywała fragmenty życia bohaterów i nie mogła się zdecydować, co ma się stać głównym wątkiem powieści. Na szczęście nastąpił wreszcie moment, gdy powieść stała się bardziej konkretna i wtedy czytało mi się ją już zdecydowanie lepiej.

Podobał mi się motyw, który co jakiś czas się w „Córach Ziemi” przewijał – czytanie książek i ich wpływ na postrzeganie świata. Nie były one jedynym, co zmieniło Glorię, ale niewątpliwie miały znaczenie. Rodzenie się siostrzanej więzi, wcześniej zdecydowanie zaniedbanej, dostrzeżenie własnej wartości i z czasem także siły, radzenie sobie z trudną przeszłością i wciąż nowymi przeciwnościami – w posiadłości Las Urracas toczy się wiele wewnętrznych i zewnętrznych zmagań. A autorka zdecydowanie nie oszczędza stworzonych przez siebie postaci.



„Córy Ziemi” to powieść, która potrafiła mnie zaskoczyć i wzbudzić sporo emocji, a jednocześnie jej konstrukcja i fabuła nie do końca mnie przekonały. Była chwila kiedy zaczęły mnie męczyć przeskoki w czasie czy brak pociągnięcia głębiej jakiegoś wątku, ale cały czas trzymał mnie przy tej książce jej klimat, niezwykła aura sióstr z rodu Veltrán-Belasco i to, że całość jest tak szalenie barwna. Mam więc w sobie takie przeświadczenie, że to jest historia, którą mogłabym się całkowicie zachwycić, ale były elementy, które sprawiły, że tak się nie stało. Było jednak intrygująco i cieszę się, że miałam okazję do Las Urracas zawitać.


  Garść cytatów:

W tym momencie zrozumiałam, że nigdy nie pojmie, jaką naprawdę moc mają powieści: moc zmieniania naszego sposobu rozumienia świata”. (s. 114)

Ból wnika nawet w najdrobniejsze szczeliny i zagnieżdża się w nich – ciągnęła Diana. – Wciska się w mroczne szpary. Rośnie i rośnie jak głodna bestia, która pożera wszystko wokoło. Aż zostaje tylko on. Ból”. (s. 146)

(…) zło nie potrzebowało do życia mglistych krajobrazów ani smaganych wiatrem pustkowi. Bynajmniej. Potrafiło również żyć i zapuszczać korzenie pod olśniewającym słońcem lata”. (s. 168)

~~*~~
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Albatros.



Zobacz również

5 komentarze

  1. Mnie jakoś szczególnie nie zainteresowała ta książka. Także póki co się na nią nie skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli nadarzy się okazja, to przeczytam tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. W pierwszym momencie okładka i tytuł przyciągają wzrok, już nie wspominając o klimacie, o którym wspominasz :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie już sama okładka przyciąga ;) Jeszcze się zastanawiam, ale jednak fabuła mnie ciekawi!

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy