Dolores Redondo – Niewidzialny strażnik

20.02.2021

Dolores Redondo, Niewidzialny strażnik [El guardián invisible], tłum. Karolina Krzysztofik, Czarna Owca, 2020, 408 stron.

Paradoksalnie łatwiej jest uwierzyć, że za makabrycznymi zbrodniami nastoletnich dziewczyn stoi mityczny pan lasu – basajaun - niż przyjąć do wiadomości, że w tak okrutny sposób życia pozbawia człowiek. Nie ma mowy o przypadku, gdy zobaczy się, że ciało ofiary potraktowane zostało przez mordercę w ściśle przemyślany sposób. To wiadomość, którą trzeba odpowiednio odczytać, bo inaczej zło znowu upomni się o swoje…

Śledztwo prowadzi inspektor Amaia Salazar, która nie tylko będzie musiała toczyć walkę z czasem, by morderca nie zaatakował kolejny raz, ale również z własnymi demonami, które obudzą się ze względu na powrót kobiety do rodzinnego miasta. Nocne koszmary staną się trudne do ujarzmienia, a przeszłość, przez lata stłumiona, zaatakuje ze zdwojoną siłą.

Pamiętam, że już kilka lat temu myślałam o sięgnięciu po książki Dolores Redondo, bo wydawało mi się, że to totalnie moje klimaty. Zabrakło mi jednak jakiegoś mocniejszego impulsu, by rzeczywiście coś z tym zrobić i dopiero niedawno – przy okazji wznowienia trylogii Dolina Baztán – skusiłam się, by sprawdzić, czy miałam dobre przeczucia. I już teraz mogę powiedzieć, że to pierwsze spotkanie z hiszpańską pisarką było na tyle intrygujące, że nie mam wątpliwości, że będą też kolejne.


Tak naprawdę wolę historie, w których morderca jest w pewnym sensie bliżej czytelnika – niemal czuje się jego oddech na karku i można wniknąć w jego myśli. Tutaj widzimy przede wszystkim efekty działań sprawcy i trzeba go sobie w jakimś sensie wyobrazić na podstawie tego, jak traktuje swojego ofiary. To trochę tak, jakby usuwał się całkiem w cień, kiedy scena zbrodni jest już gotowa. To też ciekawy zabieg, bo sprawił, że zaczęłam podejrzewać właściwie każdego z bohaterów i nie ufałam nikomu. Rozważałam w głowie wiele scenariuszy i efekt był taki, że jeden z nich okazał się prawdziwy. Szkoda, że Dolores Redondo nie udało się mnie zaskoczyć, ale docieranie do prawdy było na tyle zajmujące, że potrafię przy tym pierwszym spotkaniu to wybaczyć.

Amaia to bohaterka, którą szybko polubiłam - dobrze radzi sobie w zderzeniu z trudnym śledztwem i widać, że potrafi myśleć nieszablonowo, a chociaż mogłoby się wydawać, że jej życie jest stosunkowo poukładane, to jednak przeszłość dodaje temu wszystkiemu szczególnego rysu. Wspomnienia, które ją atakują były zresztą tym, co dosyć mocno potrafiło mnie poruszyć i mimo że to jedynie obrazy sprzed lat, to wywoływały we mnie napięcie i sprawiały, że wczuwałam się w targające bohaterką emocje. Ciekawa jestem czy autorka pociągnie jakoś ten wątek dalej, bo kryje się w nim jeszcze spory potencjał. 

„Niewidzialny strażnik” to jedna z tych powieści, które czyta się z przyjemnością, o ile można tak powiedzieć o historii, w której punktem wyjścia jest makabryczna zbrodnia. Sposób potraktowania ofiar sugeruje, że nie zostały wybrane przypadkowo, a kolejne ślady pozwalają tworzyć w głowie różne rozwiązania. Wprawdzie żałuję, że jedno z tych, jakie brałam pod uwagę okazało się tym właściwym, ale liczę na to, że autorce uda się mnie zaskoczyć następnym razem. Śledztwo nie toczy się może w zawrotnym tempie, ale ja akurat doceniam, gdy mniej jest efekciarstwa, a więcej skrupulatnego układania poszczególnych elementów zagadki. Do tego Dolores Redondo ubarwiła całość elementami baskijskiej mitologii, dzięki czemu historia zyskała ciekawy klimat. Mam w sobie takie przekonanie, że trafiłam na solidny kryminał i pierwszy tom cyklu Dolina Baztán zamykam z uczuciem zadowolenia z lektury.


 Garść cytatów:

(…) co jest tak naprawdę ważne: że coś jest prawdą czy że ludzie w to wierzą?(s. 123)

(…) same drzwi nie wyrządzają krzywdy, ale to, co może przez nie wejść, już tak”. (s. 278)

Jej dusza była jak dom na wydmie, którego beztroscy właściciele zostawili drzwi i okna otwarte w czasie burzy. Teraz bezlitosna furia szalała w środku, niszcząc wszystko, co stało jej na drodze, burząc wszelki ład, który kosztował ją tak wiele wysiłku”. (s. 308)

(…) czasami boli tak bardzo i tak głęboko, że człowiekowi wydaje się, że zostanie tak już na zawsze, że zawsze będzie się cierpieć w ukryciu. Nie dopuszcza się myśli, że ból, który nie został wypłakany, wyrwany z korzeniami, będzie raz za razem wracał, jak szczątki rozbitego statku, które docierają na brzeg świadomości, żeby nam przypomnieć, że na dnie morza leży niewidzialna zatopiona flota, która o nas nie zapomniała i która będzie wracać po trochu, żeby przykuć naszą uwagę, tak długo, jak to będzie konieczne”. (s. 352)

Czasami odpowiedź nie jest rozwiązaniem zagadki”. (s. 366) 

~~*~~
Za książkę dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.

        



Zobacz również

11 komentarze

  1. Po przeczytaniu Twojej recenzji mam wielką ochotę zajrzeć do tej książki. Lubię takie klimatyczne kryminały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klimatu zdecydowanie jej nie brakuje, to fakt :)

      Usuń
  2. Myślę, że chętnie sięgnę po tą książkę, jak już nieco się wygrzebię z tego co uzbierało mi się na półkach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam ochotę czytać tę książkę, chociaż boję się tych makabrycznych opisów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilka ich jest, ale nie jest też tak, że książką jest nimi przesycona, więc zachęcam, Agnieszko :)

      Usuń
  4. Obawiam się, że to nie książka dla mnie :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Idealna propozycja dla mnie. Chętnie zobaczę, co się kryje w środku powieści. :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy