Jakub Małecki – Dżozef
22.01.2021Powinnam mieć więcej zaufania do Jakuba Małeckiego, biorąc pod uwagę to, jak bardzo podobały mi się „Ślady”, „Dygot” i „Rdza”. A jednak długo zbierałam się do sięgnięcia po „Dżozefa”, mając w sobie jakąś niejasną obawę, że może on zachwiać moim zachwytem wobec prozy autora. Sama nie wiem z czego to wynikało – czy zarys fabuły nie do końca do mnie przemawiał, czy może odniesienia do Josepha Conrada trochę przestraszyły. Tak czy inaczej najpierw liznęłam odrobinę Conradowskiej prozy („Jądro ciemności”), a później, kiedy stwierdziłam, że „Dżozef” nabrał już na regale odpowiedniej mocy, zabrałam się do czytania. I cóż mogę napisać – to była kolejna bardzo dobra powieść polskiego pisarza, w której świetnie się odnalazłam.
Początek jest zdecydowanie niepozorny i zdawałoby się mało intrygujący. Grzesiek – młody chłopak ogolony na łyso i w nieodłącznym dresie trafia do szpitala ze złamanym nosem. W sali przebywa z wiecznie narzekającym Heniem, którego nazywa Marudą i biznesmenem Leszkiem, który zyskał ksywkę Kurz. Po jakimś czasie - po operacji – wraca do pokoju Czwarty, czyli Stanisław Baryłczak – mężczyzna zafascynowany książkami Josepha Conrada. Można się trochę dziwić, że czyta je niemal nieustannie, ale naprawdę niepokojąco robi się dopiero, kiedy nie do końca świadomie zaczyna snuć pewną opowieść. Opowieść, po której na wystrugane w drewnie rzeźby już nigdy nie spojrzycie tak samo…
Nie od pierwszych stron wyczuwałam potencjał tej historii, bo sytuacja w szpitalu, będąca punktem wyjścia, nie była specjalnie zajmująca. Podobne odczucia miałam wobec bohaterów. Wystarczyła jednak odrobina cierpliwości, odkrywanie po kawałku historii Czwartego i zupełnie przepadłam. Postać Kozła Drewniaka, o której nie chcę Wam pisać zbyt wiele, żeby nie psuć lektury, zdecydowanie mnie zaintrygowała. Jego obecność przy małym Stasiu i kolejne wydarzenia wywoływały taki gryzący niepokój, który można próbować od siebie odsunąć, ale tak naprawdę nie bardzo się da. I nie bardzo chce się to zrobić. W pewnym momencie czułam się jakbym siedziała w szpitalnej sali, z niecierpliwością czekając na ciąg dalszy opowieści. Nie wyłapałam z pewnością wszystkich mniej oczywistych odniesień do prozy Conrada, ale jej szczątkowa znajomość (i na ten moment brak miłości) wcale mi nie przeszkadzała w przeżywaniu tej historii.
Inne struny poruszył we mnie „Dżozef” niż poprzednie książki Jakuba Małeckiego, ale po raz kolejny poczułam to, co zawsze mi towarzyszy przy lekturze jego powieści – że trafiają mi do serca. Nie zapowiadał tego początek, ale im dalej, tym bardziej wciągała mnie pomysłowa fabuła i przede wszystkim niepowtarzalny klimat. Mniej czułam się przywiązania do sali szpitalnej, a bardziej do historii Stasia i Kozła Drewniaka, ale jedno bez drugiego nie mogłoby istnieć. Jedyny w swoim rodzaju niepokój i niejedna właściwa interpretacja tej historii, bo odczytać ją można na wiele sposobów, to coś, co ujęło mnie szczególnie. I tak, jak kiedyś Stephen King sprawił, że na wróble patrzyłam przez dłuższy czas inaczej („Mroczna połowa”), tak Jakub Małecki zafundował mi zupełnie inne spojrzenie na drewniane rzeźby i garść refleksji, które zostają w głowie.
Garść cytatów:
„Gdy nie ma potrzeby, bohaterowie po prostu się nie rodzą”.
(s. 49)
12 komentarze
Akurat tej książki Małeckiego jeszcze nie czytałam, ale mam w planach.
OdpowiedzUsuńPolecam bardzo :)
UsuńMuszę wreszcie dać szansę twórczość tego autora. 😊
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Mi mocno trafia do serducha ♥
UsuńOOOO, a o tej książce Małeckiego nie słyszałam ;) Trzeba kupić do biblioteki, bo chyba nie mamy :D
OdpowiedzUsuńSą dwa wydania - z 2011 roku i 2018 - to drugie (widoczne na zdjęciach) podobno jest poprawione przez autora :)
UsuńCzytałam „Horyzont” tego autora, ale nie zachwyciłam się. No nic, może dam autorowi drugą szansę.
OdpowiedzUsuńWiesz, może się okazać, że Małecki do Ciebie nie trafia :) Ale nie zaszkodzi spróbować jeszcze raz.
UsuńMam na półce "Rdzę" i "Nikt nie idzie" tego autora i jak mi się spodobają sięgnę też po inne jego powieści.
OdpowiedzUsuń"Rdza" bardzo mi się podobała :) "Nikt nie idzie" jeszcze przede mną.
UsuńNie wiem, czy akurat "Dżozef" będzie kolejną książką Małeckiego, po którą sięgnę, ale z pewnością przyjdzie na nią czas :) Może też pozwolę jej trochę poleżeć na półce, zwłaszcza że w kolejce mam choćby "Rdzę", czy "Dygot". Ale historia drewnianego kozła wydaje mi się być ciekawa i trochę przewrotna.
OdpowiedzUsuńJest taka gryząca, a ja takie lubię :) Ale "Rdza" i "Dygot" też mi się podobały :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)