Robert Galbraith – Zabójcza biel
3.09.2020Robert Galbraith, Zabójcza biel [Lethal White], tłum. Anna Gralak, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2018, 656 stron.
„Żniwa zła” – trzeci tom serii kryminalnej - wysoko
postawiły poprzeczkę Robertowi Galbraithowi i być może dlatego tak zwlekałam z
sięgnięciem po „Zabójczą biel”. Nie było to zbyt rozsądne, ponieważ trochę
szczegółów związanych z fabułą uleciało mi z pamięci i nieco mi to na początku
doskwierało. Na szczęście nie musiałam długo czekać, żeby się zaangażować w
nową sprawę, na którą natrafił pewien nietuzinkowy detektyw.
W agencji Cormorana Strike’a pojawia się Billy – młody mężczyzna,
który poza tym, że wydaje się mieć problemy psychiczne, twierdzi, że przed laty
był świadkiem morderstwa dziecka. Wprawdzie podaje kilka ciekawych szczegółów,
ale czy cała ta opowieść nie jest tylko wytworem jego wyobraźni? Ta niepewność
nie będzie dawała detektywowi spokoju, a tymczasem otrzyma zlecenie od ministra
kultury, które okaże się bardziej nieprzewidywalne, niż mógł się spodziewać.
Teoretycznie mogłabym stwierdzić, że po zajrzeniu za kulisy show-biznesu w „Wołaniu kukułki”, do środowiska pisarzy i wydawców w „Jedwabniku” i przeszłości Strike’a w „Żniwach zła” przyszedł czas na odkrycie meandrów polityki. Ale tak naprawdę, chociaż spędzimy sporo czasu w Pałacu Westminsterskim i spotkamy ludzi związanych z parlamentem, nie miałam poczucia, że to scena polityczna odgrywa tu kluczową rolę. Ma znaczenie, to na pewno, ale w całej tej historii ważniejsze są rodzinne spory i tajemnice z przeszłości, które ktoś po latach postanawia wykorzystać.
Przyznaję, że „Zabójcza biel” wzbudziła we mnie mniej napięcia i niepokoju niż „Żniwa zła”. Tym razem sprawa – mimo że ciekawa – nie wywoływała aż tyle emocji. Akcja rozwija się dosyć powoli i dużo czasu minie zanim różne elementy zaczną się ze sobą łączyć, ale do tego akurat jestem już w przypadku tej serii przyzwyczajona i zupełnie mi to nie przeszkadza.
Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo brakowało mi Strike’a i Robin. Dobrze było się z nimi znowu spotkać. Ich wzajemne relacje nie układają się tak, jak by chcieli, a różne prywatne zawirowania w życiu obojga na pewno nie pomagają. Za to wspólna praca jak zawsze pokazuje im zarówno ich mocne strony, jak i słabości. A do tych drugich żadne łatwo się nie przyznaje. Na przestrzeni tych czterech części serii Robin bardzo w moich oczach zyskała, chociaż tym razem miałam ochotę nią czasami potrząsnąć. Cormoran też mógłby bardziej otwarcie mówić to, co myśli, ale to już taki typ, że udaje, że nic go nie rusza. Polubiłam ten nietypowy duet i spędzanie z nimi czasu to przyjemność sama w sobie.
Mnogość wątków i odkrywanych z czasem powiązań wymaga cierpliwości, a jeśli doda się do tego sporą przestrzeń przeznaczoną na fragmenty związane z życiem osobistym bohaterów, to jasne stanie się, że nie jest to powieść, która przekona każdego. Ja bardzo dobrze odnajduję się w towarzystwie Cormorana i Robin, cenię Roberta Galbraitha za umiejętność tworzenia rozbudowanej intrygi i garść zaskoczeń, którą mi dostarcza, ale trochę też żałuję, że czwarty tom nie potrząsnął mną tak mocno, jak „Żniwa zła”. Nie towarzyszy temu jednocześnie jakieś silne rozczarowanie, bo „Zabójcza biel” to nadal dobra i wciągająca powieść i przewracałam kolejne strony z przyjemnością.
Garść cytatów:
„Przychodzi taka chwila, kiedy porzucasz próby ocalenia osoby, która uparcie ciągnie cię za sobą na dno”. (s. 442)
„Bo można kogoś cholernie nienawidzić, a mimo to nadal pragnąć żeby nie miał cię gdzieś, i jednocześnie nienawidzić się za to pragnienie”. (s. 521)
„Udawanie, że jesteś silna, kiedy nie jesteś silna, nie ma nic wspólnego z siłą”. (s. 556)
6 komentarze
Ja mam jeszcze do przeczytania zaległe Żniwa zła.
OdpowiedzUsuńŚwietna powieść, na razie chyba moja ulubiona z całej serii :)
UsuńMam nadzieję, że kiedyś znajdę czas na czytanie tej książki. 😊
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki! :)
UsuńNA ten moment nie mam jej w planach :)
OdpowiedzUsuńRozumiem, nie namawiam :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)