Julie Clark – Ostatni lot
30.06.2020
Julie Clark, Ostatni lot [The Last Flight], tłum Paweł Wolak, Muza, 2020, 448 stron.
Claire niemal nieustannie musi się chować za maską – kiedy
patrzą inni jest zakochana i oddana swojemu mężowi; kiedy patrzy tylko on musi
być posłuszna we wszystkim i poukładana. To Rory od dawna decyduje o jej życiu,
a sprzeciw może się skończyć ostrą reprymendą lub czymś znacznie gorszym. Kiedyś
próbowała już odejść, ale tak wpływowy i bogaty mąż, którego wielu podziwia i
jest wobec niego ślepo lojalnym, to prawdziwa pułapka. Przeszkody pojawiają się
na wielu frontach, ale tym razem jest zdeterminowana, by uciec. Nic nie idzie
jednak tak, jak sobie od wielu miesięcy planowała… Spotkana na lotnisku
nieznajoma wydaje się jedynym ratunkiem. Claire zamienia się z Evą biletami -
pierwsza leci do Oakland, a druga do Portoryko. Karaibski kierunek okazuje się
tragiczny – w katastrofie samolotu giną wszyscy pasażerowie. Claire nie wie co
ma robić, tym bardziej, że Eva nie powiedziała jej prawdy o swoim życiu.
Przez pierwszą połowę książki towarzyszył mi uporczywy
niepokój i niepewność wobec tego, czego właściwie mogę się spodziewać po tej
historii. Udzieliły mi się emocje Claire i to stąpanie w ciągłym napięciu,
jakby pod powierzchnią buzowało niebezpieczeństwo, które tylko czeka na
odpowiedni moment. Nie wiedziałam czy związane będzie z Rorym czy może raczej
przeszłość Evy pociągnie za sobą niespodziewaną lokatorkę jej domu. To
był nieprzyjemny, ale pożądany w takich książkach stan. Problem w tym, że w
pewnym momencie gdzieś się to wszystko trochę rozmyło, mimo że sytuacja głównej
bohaterki wcale się nie poprawiała. Została we mnie jednak aż do końca duża ciekawość
wobec pomysłów autorki i nadzieja na naprawdę mocne uderzenie. I tego
ostatniego mi tu niestety zabrakło, chociaż jako całość „Ostatni lot” naprawdę
przypadł mi do gustu.
Julie Clark postawiła na wątek przemocy domowej i pokazała
go w interesujący sposób. Claire nie działa pochopnie, bo wie, że jej mąż ma ogromne
możliwości. Kiedy sypie się wielomiesięczny plan wydaje się wprawdzie
zagubiona, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę że nie ma powrotu i to daje jej
siłę do działania. Na pewno nie pomaga jej nieufność wobec innych i nieustanne
oczekiwanie na cios, ale stara się jak może. Historia Evy jest zupełnie inna, a
jednak to ostatnie zdanie pasuje też do niej. Poznajemy ją lepiej w retrospekcjach
i z każdym odkrytym elementem patrzy się na nią nieco inaczej. W obu
bohaterkach na przestrzeni książki zachodzą zmiany i autorce udało się to w
ciekawy sposób pokazać.
„Ostatni lot” to powieść, w której czuje się panowanie
autorki nad poszczególnymi wątkami i przemyślane poprowadzenie fabuły. Wszystko
spina się w odpowiednich momentach w zgrabną całość, dzięki czemu to jedna z
tych książek, które naprawdę dobrze się czyta. Obie bohaterki uciekają, ale tak
naprawdę nie o samą ucieczkę chodzi, a o moment, w którym wreszcie nie będą
musiały żyć w strachu i poczują się wolne. Łatwo jest się zaangażować w ich
losy i czekać na to, jak się potoczą. I tylko z tyłu głowy mam to małe
rozczarowanie, że zabrakło mi tu czegoś, przy czym szerzej otworzyłabym oczy ze
zdziwienia; takiego momentu, który by mną naprawdę mocno wstrząsnął. Mimo to podobało
mi się to pierwsze spotkanie z Julie Clark i czekam na kolejne.
Garść cytatów:
„Śmierć naszych marzeń zasługuje na żałobę”. (s. 45)
„Tożsamość to dziwna rzecz. Czy jesteśmy tymi osobami, za
które się uważamy, czy też liczy się to, jak widzą nas inni? Czy oceniają nas
przez pryzmat tego, co chcemy im pokazać, czy może raczej skupiają się na tym,
co usilnie staramy się ukryć?” (s. 223)
~~*~~
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Muza.
11 komentarze
Bardzo podobała mi się ta książka.
OdpowiedzUsuńTuż przed lekturą staram się nie czytać innych opinii, ale teraz na pewno zajrzę do Twojej, Agnieszko :)
UsuńMam zamiar przeczytać tę powieść, więc cieszę się, że oceniłaś ją pozytywnie. Mam wrażenie, że brak tego mocnego tąpnięcia w finale to bolączka naprawdę wielu thrillerów. Tak wielu, że już niejako godzę się z tym, że zakończenia nie mają tego "wow". A jak mają to często są zbyt przekombinowane i niewiarygodne.
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że to też kwestia tego, że im więcej się takich książek czyta, tym trudniej o zaskoczenie :)
UsuńNiestety też tak sądzę. Liczę, że po dość długiej książkowej przerwie gatunek porwie mnie na nowo :)
UsuńCzuję się przekonana, mimo paru mankamentów. Zresztą, i tak przymierzałam się do sięgnięcia po "Ostatni lot", więc... :)
OdpowiedzUsuńW takim razie pozostaje mi tylko życzyć Ci udanej lektury :)
UsuńMi również się podobała :)
OdpowiedzUsuńCieszę się! :)
UsuńSam pomysł wydaje mi się ciekawy. Już parę innych recenzji tej książki też czytałam i faktycznie niektórym czegoś brakuje ten książce. Może kiedyś się skuszę i sama zobaczę :)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się czy może nie nastawiłam się za mocno na jakieś duże "wow" i stąd ten niedosyt :) Tak czy inaczej to dobra powieść.
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)