Melanie Benjamin – Żona lotnika
18.02.2020
Melanie Benjamin, Żona lotnika. Kobieta, która podbiła niebo [The Aviator's Wife], tłum. Jolanta Sawicka, Muza, 2013, 400 stron.
„Żona lotnika” to jedna z tych książek, które niepozornie
stoją sobie na półce, niespecjalnie mocno domagają się uwagi i czekają
cierpliwie na swoją kolej. Kupiłam ją pod wpływem impulsu, przygniotłam stosem
innych tytułów i zapomniałam właściwie co konkretnie mnie w niej zaintrygowało.
Później spoglądałam czasem na grzbiet, wysuwałam spomiędzy innych książek, ale akurat
okładka, chociaż stosunkowo ładna, kojarzyła mi się raczej z jakąś prostą i lekką
powieścią. A później nadszedł moment, kiedy postanowiłam dać jej szansę i
poznać lepiej Anne Lindbergh – kobietę, która podbiła niebo i o której nie
wiedziałam właściwie nic. Aż do teraz.
Wiele razy się nad tym zastanawiała – dlaczego ktoś taki,
jak narodowy bohater Charles Lindbergh, człowiek który jako pierwszy odbył
samotny lot przez Atlantyk, wybrał właśnie ją – Anne Morrow – na swoją żonę. Kiedy
mówił, że jest jego załogą czuła, że to właśnie przy nim jest jego miejsce. I
stała się nią też dosłownie, zdobywając licencję pilota i umiejętności potrzebne
we wspólnych podróżach i wytyczaniu nowych tras na niebie. Czy jednak znała go
naprawdę? I przede wszystkim na ile on znał ją, a na ile ukształtował ją sobie
według własnych potrzeb?
Melanie Benjamin w pełni oddaje głos Anne Morrow Lindbergh. Przyznam
się od razu, że często mam problem z takim powieściami – z pierwszoosobową
narracją, o osobach, które żyły naprawdę i w gruncie rzeczy nie wiemy, co czuły
w danym momencie i jakie myśli im towarzyszyły. Ta emocjonalna strona postaci i
relacje międzyludzkie są więc – jak zresztą sama autorka wspomina – wytworami jej
wyobraźni. Z drugiej jednak strony dzięki opieraniu się na znanych faktach, a
także pamiętnikach i książkach zarówno Anne, jak i Charlesa, można stworzyć
sobie pewien ich obraz. I całkiem możliwe, że w jakiejś części będzie on
prawdą. Postanowiłam więc przyjąć „Żonę lotnika” taką, jaka jest, a trzeba oddać
Melanie Benjamin, że dzięki niej czułam, jakbym towarzyszyła głównej bohaterce w
jej zmaganiach. I była to wizja niejednokrotnie naprawdę przejmująca. Podziwiam
jej umiejętność uchwycenia całej gamy niejednoznacznych emocji i wewnętrznych
sprzeczności, jakie targały bohaterką. Zresztą także Charles nie jest w tym
wszystkim postacią jednoznaczną.
Wiele jest przełomowych wydarzeń w życiu tych dwojga, ale
wolałabym żebyście odkryli je sami. Dużo miejsca Melanie Benjamin poświęciła
pokazaniu ceny, jaką płacili Lindberghowie za sławę, którą zdobył Charles w
1927 roku. Wszystkim nagle wydawało się, że mają prawo do wglądu w każdy – nawet
najbardziej prywatny, czy tragiczny – fragment ich życia. Bez jakiejkolwiek
refleksji nad tym, że zaspokajając własną – często niezdrową ciekawość – ranią drugiego
człowieka. To przekraczanie granicy zwykłej ludzkiej przyzwoitości jest w tej
książce bardzo wyraźnie pokazane.
Autorka „Żony lotnika” osiągnęła jeden ze swoich celów –
zainspirowała mnie do poszukiwania informacji o Lindberghach, a były to
postacie, które przed lekturą jej książki zupełnie nie znajdowały się w polu
moich zainteresowań. Melanie Benjamin stworzyła jednak tak wciągającą historię,
z tak żywymi bohaterami, że chciałam wiedzieć o nich więcej – sprawdzić, co
wydarzyło się naprawdę i jakie wątki jeszcze są być może do odkrycia. Czułam,
że trafiłam na powieść, która nie jest mocno powierzchownym spojrzeniem na
ludzkie relacje i emocje, ale stara pokazać ich różnorodny, nie zawsze prosty
do oceny, wymiar. Nie sięgam po takie książki często, ale teraz myślę, że to chyba
z mojej strony błąd, bo możliwe, że omijają mnie tak świetnie napisane
historie, jak tak z „Żony lotnika”.
Garść cytatów:
„Charles był wiatrem, który porywał mnie, unosił i utrzymywał
wysoko w powietrzu, który targał mną, jakbym była bezradnym latawcem, ale również
dawał mi skrzydła, pozwalał dotknąć słońca”. (s. 155)
„Zazdrość jest czymś strasznym. Nie pozwala spać w nocy,
potrzebuje ogromnej ilości energii, żeby żyć, tak więc musisz chcieć ją karmić,
odżywiać, a chcąc tego, potwierdzasz, że jesteś osobą zgorzkniałą i małostkową.
Zmienia cię. Zmienia sposób, w jaki patrzysz na świat; małe utrapienia stają
się wielkimi katastrofami; uroczystości rozprawami sądowymi”. (s. 330)
„Teraz już wiedziałam: małżeństwo rodzi własną, specjalną
odmianę samotności i jest ona znacznie bardziej okrutna. Tęsknisz bardziej, bo
wiesz więcej”. (s. 345)
6 komentarze
Swego czasu czytałam trochę o tej książce i chciałam ją przeczytać, ale jakoś nie wyszło mi to do tej pory. Być może teraz się uda. 😊
OdpowiedzUsuńAgnieszko, mam przeczucie, że mogłaby Ci się spodobać :)
UsuńNiestety, nie znam rodziny lotników, że tak powiem. Jednak z tego, co piszesz, sądzę, że powinnam. Rzadko kiedy autor decyduje się na narrację pierwszoosobową w odniesieniu do realnej postaci - również podziwiam, że autorka podołała wyzwaniu. A cytaty mnie urzekły, bo trafiły w sedno. :)
OdpowiedzUsuńwww.pomistrzowsku.blogspot.com
Też nie interesowałam się wcześniej lotnikami - pewnie dlatego ta książka tak długo czekała :) To warta uwagi lektura
UsuńPo książkę pewnie nie sięgnę (choć i recenzja i cytaty zachęcają :)), ale muszę napisać, że świetne zdjęcia zrobiłaś! :) Bardzo przyciągają wzrok i cieszą oko :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Tym bardziej, że plan na nie był inny, ale pogoda go pokrzyżowała :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)