Haruki Murakami – Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa
20.01.2020
Haruki Murakami, Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa [Shikisai wo motanai Tasaki Tsukuru to, Kare no Junrei no Toshi], tłum. Anna Zielińska-Elliott, Muza, 2013, 352 strony.
Ze stron książek Murakamiego często wybrzmiewa jakaś muzyka
i tym razem stworzonej przez niego historii towarzyszy utwór Franza Liszta „Le
mal du pays” w wykonaniu Lazara Bermana. Jest też odgłos wjeżdżającego na
dworzec pociągu i gwar wsiadających i wysiadających ludzi. Dźwięki i emocje łączą
się u japońskiego pisarza w opowieść, która nie trafiła mi od razu prosto do
serca, ale z czasem utorowała sobie drogę, by jednak coś po sobie zostawić.
Tsukuru Tazaki wiedzie dosyć uporządkowane życie – ma trzydzieści
sześć lat, mieszka w Tokio i pracuje dla firmy budującej i ulepszającej dworce
kolejowe. Od niedawna spotyka się z Sarą i wygląda na to, że czuje do niej coś
więcej. Nadal w głowie siedzą mu jednak czasy licealne i czwórka przyjaciół, z
którymi tworzył niezwykle harmonijną paczkę. Do czasu, aż na drugim roku
studiów bez żadnego ostrzeżenia go odrzucili i nie chcieli mieć z nim żadnego
kontaktu. Był wtedy w takim szoku, że nie drążył tematu, chociaż nie miał
pojęcia co się mogło wydarzyć. Przez kilka miesięcy czuł się zdruzgotany – niby
jakoś funkcjonował, ale przyciągała go do siebie śmierć. Kilkanaście lat
później postanawia wreszcie dowiedzieć się, co tak naprawdę się wtedy wydarzyło
i dlaczego najbliższe mu osoby tak nagle się od niego odcięły.
Wydawało mi się, że tym razem historia stworzona przez
Murakamiego nie wywoła we mnie jakichś szczególnych refleksji. Na początku była
w gruncie rzeczy tylko ciekawość dlaczego przyjaciele odrzucili Tsukuru (odpowiedź
dosyć mocno mnie zaskoczyła) i poczucie, że tym razem klimat książki jakoś mnie
nie ujmuje (inaczej niż np. w książce „Sputnik Sweetheart”). Krzywiłam się też
przy niektórych fragmentach, bo wydawały mi się niewiele wnosić. Z czasem
skupiłam się jednak na tym, jak japoński pisarz kawałek po kawałku odkrywa człowieka,
którego zmieniło jedno wydarzenie. Tsukuru wprawdzie jeszcze w czasach licealnych
wydawał się sobie dosyć bezbarwny i nijaki, ale późniejsze wykluczenie z grona zaufanych
przyjaciół sprawiło, że zawierał niewiele znajomości, zawsze utrzymywał
dystans w związkach i wierzył w to, że jego relacjach z innymi pojawi się zawsze
taki moment, że ktoś dostrzeże jego przeciętność (tak siebie postrzegał) i go
opuści. Powrót do przeszłości stanie się drogą do poszukiwania siebie, ale
odpowiedzi wcale nie sprawią, że nagle wszystko stanie się proste.
Jest coś w pewnym sensie przybijającego w tej książce,
chociaż nie do końca potrafiłabym określić czemu zrobiła na mnie takie
wrażenie. Ta licealna harmonia między piątką przyjaciół się skończyła, a
dorosłość nie przyniosła im chyba do końca szczęścia. Z drugiej strony
zderzenie się po latach z tym, co podskórnie gryzie, może okazać się ważnym
krokiem, chociaż - jak to u Murakamiego często
bywa – zostaniemy z otwartym zakończeniem, zastanawiając się która wersja wydarzeń
jest najbardziej prawdopodobna, a która byłaby najlepsza dla głównego bohatera.
Ostatecznie „Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego
pielgrzymstwa” wciągnął mnie bardziej niż się na początku spodziewałam i przypomniał
mi, że lubię prozę japońskiego pisarza. Czasami trafia do mnie bardziej, czasami
mniej, ale jest w niej coś takiego, co mnie przynajmniej na moment zatrzymuje.
Po książkach Murakamiego często zostaje we mnie garść
refleksji i obrazów. Tym razem widzę Tsukuru, który siedzi na dworcu, obserwując
nadjeżdżające pociągi i spieszących się ludzi. Jest w tym coś mi bliskiego –
nie miejsce, ale stan – potrzeba odcięcia się od wszystkiego, znalezienia takiej
chwili, która zatrzyma pędzące myśli i pozwoli odetchnąć.
Garść cytatów:
„Nawet jeżeli człowiekowi udało się ukryć gdzieś wspomnienia
wydarzeń, gdzieś je głęboko zakopać, nie da się wymazać historii, której
częścią się stały”. (s. 42)
„(…) dostanie się w szpony zazdrości to jak osadzenie siebie
w najstraszliwszym więzieniu na świecie. A to dlatego, że więzień sam się w nim
zamyka. Nikt go tam przemocą nie wsadza. Sam wchodzi, zamyka się od środka i
sam wyrzuca klucz przez kratę”. (s. 49)
„Zasadniczo żyjemy w czasach obojętności, a otacza nas tak
wielka ilość informacji o innych osobach. Jak się chce, można je łatwo
zgromadzić. A mimo to naprawdę mało wiemy o ludziach”. (s. 134)
„Przez całe życie po trochu odkrywamy samych siebie. Ale im
bardziej siebie odkrywamy, tym bardziej siebie tracimy”. (s. 198)
„W życiu są rzeczy zbyt skomplikowane, by je wyjaśnić w jakimkolwiek
języku”. (s. 246)
14 komentarze
Murakami jeszcze przede mną, ale już czeka na półce, więc niebawem nadrobię zaległości ;-)
OdpowiedzUsuńSuper, a jaki tytuł masz u siebie? :)
UsuńOd bardzo dawna zbieram się do poznania twórczości tego autora i mam nadzieję, że w tym roku wreszcie mi się to uda. 😊
OdpowiedzUsuńA wiesz już, Agnieszko, od jakiego tytułu zaczniesz? :)
UsuńJeszcze nie czytałam nic tego autora
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem czy to byłyby Twoje klimaty :)
UsuńAutora kojarzę ale nic z jego twórczości nie czytałam jeszcze.
OdpowiedzUsuńA masz go w planach? :)
UsuńLubię pisarza i czytam jego powieści, ale tej jeszcze nie miałam okazji. Jego książki mają w sobie to coś, czasem trudno mi nawet określić, co - po prostu trafiają do mnie :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, często to dosyć proste historie, a jednak mają w sobie niecodzienny klimat.
UsuńFantastyczna pozycja, bardzo ciekawa, niestety nie znam :)
OdpowiedzUsuńWspaniała recenzja :)
Pozdrawiam ciepło ♡
Dziękuję za miłe słowa :)
UsuńI taki jest Murakami. Pozornie nic, a w rzeczywistości wręcz przeciwnie :)
OdpowiedzUsuńTo prawda :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)