Jeffery Deaver – Tańczący Trumniarz
1.12.2019
Jeffery Deaver, Tańczący Trumniarz [The Coffin Dancer], tłum. Łukasz Praski, Prószyński i S-ka, 2018, 400 stron.
Lincoln Rhyme, tom 2.
Właściwie nie wiem dlaczego musiały minąć ponad cztery lata
zanim sięgnęłam po kolejną książkę Jeffery’ego Deavera. Tym bardziej, że
pierwszy tom serii – „Kolekcjoner Kości” – bardzo mi się podobał i byłam wtedy
pełna entuzjazmu wobec powieści amerykańskiego pisarza. Tak czy inaczej
wreszcie miałam okazję spotkać się z nim ponownie i sprawdzić czy dam
się porwać stworzonej przez niego historii.
Na tle trumny z zakapturzoną śmiercią tańczy ludzka postać –
taki tatuaż ma na ramieniu nieuchwytny zabójca, który nie zostawia po sobie
właściwie żadnych śladów – oczywiście poza zwłokami na miejscach zbrodni. Policja przypuszcza, że ponownie
zaatakował, a jego ofiarą padł jeden z właścicieli firmy lotniczej. Życie jeszcze
dwóch osób jest zagrożone, więc śledczy muszą zrobić wszystko, by je ochronić i
znaleźć zabójcę.
W sprawę szybko zostaje zaangażowany Lincoln Rhyme –
genialny kryminalistyk, sparaliżowany ze względu na uszkodzenie kręgu szyjnego
i mogący poruszać właściwie tylko głową, trochę ramionami i jednym palcem.
Ograniczenia ciała zupełnie nie mają jednak wpływu na jego umiejętności analizy
dowodów z miejsc zbrodni. Kiedy obserwuje się jego prace ma się wrażenie, że wystarczy
minimalny ślad, by uruchomić odpowiednie trybiki, które szybko wskakują na
swoje miejsce i prowadzą do rozwiązania zagadki. Na miejscu zdarzenia zbiera je
dla niego Amelia Sachs, którą ponad rok temu ściągnął z policji patrolowej, gdy
wykazała się przytomnością umysłu i talentem przy sprawie Kolekcjonera Kości. Sprzęt,
którym dysponuje Rhyme i szybkość, z jaką za jego pomocą bohaterowie badają
niektóre ślady, zadziwia i tylko czasami przychodzi myśl, czy aby nie
dzieje się to zbyt łatwo.
Tańczący Trumniarz wydaje się być zawsze o kilka kroków
przed policją, z ogromną precyzją planując swoje zbrodnie i nie zostawiając po
sobie żadnych konkretnych punktów zaczepienia. Tym razem Rhyme jest pewny, że
jego szybkie złapanie może decydować o życiu i śmierci co najmniej dwóch osób,
więc analizuje każdy najdrobniejszy szczegół. Intrygująca jest ta rozgrywka,
tym bardziej, że mamy okazję obserwować poczynania zarówno śledczych, jak i
zabójcy. Przewaga żadnej ze stron nie trwa długo i kiedy już wydaje się, że
jedna z nich wygrywa, dzieje się coś, co odwraca sytuację. Pewnym problemem
było dla mnie przeświadczenie, że chociaż nie wiem co się wydarzy za chwilę, to
jednak nie ma w tej powieści wyraźnie zarysowanej zagadki kryminalnej – jest raczej
pościg i potyczki z zabójcą. Pamiętałam, że autor potrafi zaskoczyć, ale chyba
uśpił trochę moją czujność i byłam naprawdę zdziwiona tym, jak w pewnym
momencie namieszał w całej historii. Powinnam pamiętać, że nie należy niczego
brać za pewnik i trzeba cały czas zachować czujność. Nie spodziewałam się takiego zakończenia, ale to oczywiście plus tej książki.
Jeffery Deaver zdecydowanie nie pozwolił mi się nudzić, nieustannie
podkręcając atmosferę kolejnymi wydarzeniami. Przyznaję jednak, że przez ten
czas, który minął od lektury poprzedniego tomu serii moje przywiązanie do
bohaterów mocno się nadwyrężyło i musiało minąć kilkadziesiąt stron, żeby znowu
poczuła, że Lincoln Rhyme i Amelia Sachs jakoś bardziej mnie obchodzą. Ich współpraca
tak jak poprzednio nie zawsze układa się bez zgrzytów, ale to ciekawy duet i
mam nadzieję, że w kolejnych tomach nie przysłonią tego pewne elementy.
Przez te kilka lat od lektury „Kolekcjonera Kości” zdążyłam
zapomnieć jak wciągająca potrafi być proza Deavera. Musiała wprawdzie minąć chwila
zanim na dobre zaangażowałam się w „Tańczącego Trumniarza” i po drodze nieco
zwątpiłam czy autor zdoła mnie mocniej zaskoczyć, ale nie zmienia to faktu, że po
raz kolejny poczułam, że to jest ten typ książek, jakie bardzo lubię. Dużo się
dzieje, ale trzeba z uwagą analizować poszczególne elementy, bohaterowie nie są
traktowani po macoszemu, a całość intryguje. Nie ma może we mnie takiego
zachwytu, jaki wywołał pierwszy tom serii, ale drugie spotkanie z amerykańskim
pisarzem uznaję za bardzo udane.
Garść cytatów:
„Na tym polega kryminalistyka – trzeba się przyglądać i
przyglądać, a gdy niczego nie można znaleźć, trzeba się przyjrzeć jeszcze raz.
Kiedy do niczego się nie dojdzie, należy przyjrzeć się jeszcze dokładniej”. (s.
131)
„(…) zło to coś, co wygląda niewinnie, a dopiero potem
wychodzi z niego prawdziwa natura”. (s. 214)
„Wiesz, powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie
tylko na ciało, Amie”. (s. 278)
Lincoln Rhyme
12 komentarze
Nie miałam jeszcze okazji poznać twórczości tego autora, ale dużo dobrego o nim słyszałem, więc bardzo bym chciała to zmienić. 😊
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz takie klimaty to zdecydowanie warto :)
UsuńJa jeszcze nie poznałam prozy Deavera. Może w przyszłym roku uda mi się to zrobić.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki! ;-)
UsuńI ja też nie znam tego autora. Ostatni cytat, ten o kamizelkach na duszę, bardzo mi się podoba. :)
OdpowiedzUsuńDo mnie też ten cytat jakoś trafił :)
UsuńMoże kiedyś się skuszę na coś tego autora ;)
OdpowiedzUsuńPolecam - przynajmniej jeśli chodzi o dwa pierwsze tomy :)
UsuńTo świetnie, że znów poczułaś to "coś" w prozie Deavera. Pierwsze tomy o Lincolnie są bardzo dobre i dopracowane. Ciekawe, czy miną kolejne 4 lata zanim weźmiesz do ręki trzeci tom :P
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie :)) W tym roku i tak nieźle mi idzie nadrabianie różnych serii - mam nadzieję, że w przyszłym będzie podobnie i znajdzie się czas na trzeci tom Deavera ;)
UsuńTwórczość Deavera mam dopiero w planach :)
OdpowiedzUsuńPolecam ;)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)