Stephen King – Instytut

10.10.2019


Stephen King, Instytut [The Institute], tłum. Rafał Lisowski, Albatros, 2019, 672 strony.

Za mną już (a w gruncie rzeczy dopiero) kilkanaście książek Stephena Kinga i chociaż obiecuję sobie, że najpierw nadrobię te starsze powieści autora, których jeszcze nie znam, to co jakiś czas nie mogę się oprzeć i sięgam po nowość w jego pisarskim dorobku. Szukam za każdym razem takich emocji, jakie wywołały we mnie na przykład „Lśnienie”, „Misery”, „Worek kości” czy „Bastion” i trochę jestem zawiedziona, kiedy nie czuję porządnego wstrząsu w czasie lektury, a co najwyżej delikatne turbulencje. Sama nie wiem gdzie w tym wszystkim umieścić „Instytut”, bo to powieść zdecydowanie dobra i wciągająca, ale kiedy zastanawiam się nad tym dłużej, to czuję jakby jeszcze kilku kroków do tych najlepszych książek jej brakowało.

Czasami wystarczy impuls, by nastąpiło przetasowanie codzienności i życie zmieniło kierunek; wystarczy moment, by legły w gruzach plany i nadzieje. Tim Jamieson miał lecieć do Nowego Jorku, a ostatecznie trafił do niewielkiej miejscowości DuPray, gdzie podjął pracę nocnego strażnika; dwunastoletni Luke Ellis – genialny chłopiec – podchodzi wcześniej do odpowiednich egzaminów, by móc zacząć studia i to na dwóch kierunkach jednocześnie. I pewnie by mu się to udało, gdyby pewnej nocy w jego domu nie zjawili się ludzie, dla których jego plany warte są mniej niż nic. Luke budzi się następnego dnia w pokoju, który do złudzenia przypomina jego własny, ale brakuje w nim okna…



Stephen King potrafi wykreować bohaterów, do których nietrudno jest się przywiązać. Zaintrygował mnie Tim, którego początkowo nie mogłam rozgryźć, bo nie byłam pewna w jakim kierunku rozwinie się jego postać. Ujął mnie Luke, którego inteligencja nie przysłania tego, że jest on nadal w gruncie rzeczy małym chłopcem, odczuwającym w sytuacji zagrożenia strach i niepewność. Autor dużo miejsca poświęca bohaterom dziecięcym, które znalazły się w tytułowym Instytucie i całkiem przekonująco wchodzi w ich skórę, pokazując różne sposoby radzenia sobie z sytuacją.

Przyzwyczaiłam się już, że na rozkręcenie się akcji trzeba u Stephena Kinga trochę poczekać i akurat w przypadku jego książek jestem bardzo cierpliwa i wcale mi to nie przeszkadza. Mam czas żeby wkręcić się w klimat powieści, zastanowić w jaki sposób zetkną się ścieżki poszczególnych bohaterów i dać się wciągnąć w kolejne wydarzenia. Trochę obawiałam się, że sięgnięcie po motywy związane z telekinezą i telepatią nie do końca mnie zainteresuje, ale fabuła jak zawsze jest w pewnym sensie pretekstem do pokazania tego, co może kryć się w człowieku.



Strony przewracały się same, a ja przywiązałam się do bohaterów i z ciekawością czekałam na finał tej historii. I chociaż nie mam oporów, żeby napisać, że „Instytut” jest naprawdę dobrą książką, to jednocześnie jakiś niedosyt we mnie pozostał. Za mało napięcia, za mało zaskoczeń i tego czegoś, co sprawia, że historia wgryza się w umysł i zostawia po sobie mocniejszy ślad. Dająca do myślenia, ale nie niezapomniana. Z fajerwerkami, a jednocześnie bez fajerwerków.


  Garść cytatów:

Wielkie wydarzenia poruszają się na małych zawiasach”. (s. 18)

Wszystko kręciło się w kółko, a co kręci się w kółko, nie zmierza donikąd, każdy głupi to wie”. (s. 32)

Wiesz, Jamieson, wydaje nam się, że żyjemy, ale to nasze życie wcale nie jest prawdziwe. To tylko gra cieni i bardzo się ucieszę, jak wreszcie zgaśnie światło. W ciemności wszystkie cienie znikają”. (s. 45)

To, o czym nie wiesz, nie może cię zranić”. (s. 243)

(…) trzeba zostać uwięzionym, żeby w pełni zrozumieć, czym jest wolność”. (s. 324)

Siłę daje ci to, co robisz dla siebie”. (s. 471)

~~*~~
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Albatros.



Zobacz również

14 komentarze

  1. Książka już czeka na mojej półce. Jestem bardzo ciekawa formy Kinga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam przeczucie, że się nie zawiedziesz, wiolu :)

      Usuń
  2. Mam za sobą jedną powieść Kinga, która totalnie mnie wynudziła. Jednak chcę jeszcze przekonać się do niego... Niemniej "Instytut" mnie nie interesuje za mocno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to ciekawa jestem jaki tytuł za Tobą :) Tak czy inaczej - nic na siłę, może po prostu King to nie Twoje klimaty :)

      Usuń
  3. Twórczości tego autora jeszcze przede mną. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A planujesz po którąś jego książkę sięgnąć, Agnieszko? :) Myślę, że na przykład "Dolores Claiborne" mogłaby Ci się spodobać :)

      Usuń
  4. Faktycznie trudno znaleźć w nowych powieściach Kinga to co w tych starszych. Też przeraziło mnie "Lśnienie", "Misery" niesamowicie wciągnęła, a w bohaterce "Carrie" zobaczyłam samą siebie (czytałam ją krótko po gimnazjum). O "Zielonej mili" już nawet nie wspomnę. Te nowe książki są dobre, ale inne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobrze napisane! A "Zielona mila" mi też się baaardzo podobała.

      Usuń
  5. Za mną już... 0 książek Kinga :O Ale co zrobić, jakoś mi nie po drodze z jego twórczością :)

    OdpowiedzUsuń
  6. "Instytut" czeka u mnie gdzieś daleko w kolejce, bo przed nim chciałbym przeczytać jeszcze kilka innych powieści Kinga, a wiadomo jak to z nim jest - pisze więcej, niż człowiek nadąża przeczytać ;)
    Jestem świeżo po lekturze "Ręki mistrza" i tam miałem podobne odczucia - książka wciągająca i warta przeczytania, ale jednak nie był to King, który rozkłada na łopatki. Zanim ostatecznie sięgnę po "Instytut", chciałbym przeczytać "Misery", "Bastion" i "To", więc przede mną jeszcze długa droga :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ręki mistrza" nie znam - dopiero przede mną :) Za to "Bastion" i "Misery" bardzo mi się podobały :)

      Usuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy