C. J. Tudor - Zniknięcie Annie Thorne
1.09.2019
C. J. Tudor, Zniknięcie Annie Thorne [The taking of Annie Thorne], tłum. Grażyna Woźniak, Czarna Owca, 2019, 416 stron.
Niewielką społecznością Arnhill wstrząsa zbrodnia dokonana
przez jedną z mieszkanek – miejscową nauczycielkę. Brutalnie zamordowała
swojego syna Bena, a następnie popełniła samobójstwo. Ponad rok później jej dom
wynajmuje Joe Thorne – mężczyzna otrzymuje posadę nauczyciela, ale tak naprawdę
przyjechał tu z nieco innych powodów niż praca. Wiele lat temu jego ośmioletnia
siostra Annie zniknęła na dwa dni i nagle się odnalazła. Od tego momentu nic
już nie było takie samo. Szybko okazuje się, że Ben też na krótko zniknął kilka
miesięcy przez tragicznymi wydarzeniami…
C. J. Tudor ponownie korzysta z motywu znanego z jej
debiutanckiej książki „Kredziarz” - główny bohater wraca do wydarzeń sprzed
lat, które – tak mu się wydawało – zdołał zepchnąć niemal na skraj niepamięci.
Sprawdziło się to całkiem dobrze w pierwszej powieści i w drugiej również
nieźle podkręca atmosferę. Jest tajemnica i sporo niedopowiedzeń związanych z
tym, co tak naprawdę wydarzyło się, kiedy Joe był nastolatkiem. Po latach nikt
z dawnych znajomych nie wita go z otwartymi ramionami, ale akurat odnawianie
dawnych (nie)przyjaźni jest ostatnim, na co mężczyzna liczy. Właściwie to
najchętniej nigdy nie wracałby do Arnhill, ale czuje się tak, jakby nie miał
wyboru, jakby ta ziemia, ta zamknięta przed laty kopalnia go przyzywały i nie
miały zamiaru wypuścić nim wszystkie karty nie zostaną odkryte.
Joe okazuje się postacią dosyć niejednoznaczną i w miarę
rozwoju wydarzeń nie byłam pewna jak oceniać niektóre jego decyzje. Intrygowały
mnie retrospekcje, dzięki który mogłam sprawdzić jaki był lata temu i jak przeszłość
wpłynęła na jego dorosłe życie. W „Zniknięciu Annie Thorne” zazwyczaj okazuje
się, że mimo upływu czasu wiele rzeczy się nie zmieniło, a bohaterowie i
wybrane sytuacje są tego doskonałym przykładem.
C. J. Tudor wciągnęła mnie dosyć mocno w wydarzenia w
niewielkim Arnhill i kolejne strony przewracały się właściwie same. Nie mogłam
się doczekać rozwiązania, a z drugiej strony obawiałam się, że tak obiecująca
fabuła rozbije się o nieudane zakończenie. I muszę przyznać, że kierunek, w jakim autorka
postanowiła pójść nie jest tym, na co liczyłam. Na mnie po prostu
zdecydowanie mocniej działają innego rodzaju motywy i w tych wykorzystanych
przez autorkę nie w pełni się odnalazłam.
Jest coś takiego w powieściach C. J. Tudor, co do mnie
przemawia – umiejętność wzbudzenia ciekawości i sprawienia, że nie mam ochoty
odkładać ich na dłużej. Trafia do mnie także jej styl – prosty, ale
niepozbawiony myśli, przy których warto się na chwilę zatrzymać. Skorzystanie z
motywu tajemnic z przeszłości w „Zniknięciu Annie Thorne” okazało się udanym
zagraniem, pozwalającym kreować sobie w głowie różne scenariusze, a dosyć
mroczny klimat niewielkiego miasteczka działał na wyobraźnię. To była całkiem
dobra i wciągająca rozrywka, chociaż nie ukrywam, że od pewnego momentu czułam
się trochę rozczarowana rozwojem akcji w stronę, która niekoniecznie jest zła,
ale na mnie, w przypadku takich powieści, zazwyczaj robi mniejsze wrażenie.
Garść cytatów:
„Miły domek. Ładny samochód. Porządne ubrania. Ale nigdy nic
nie wiadomo. Nigdy nie wiadomo co dzieje się w środku”. (s. 10)
„Lubimy wierzyć, że mamy zaklepane miejsce w przyszłości,
jednak to tylko rezerwacja. Nasze życie może zostać przerwane w dowolnym
momencie, bez ostrzeżenia, bezpowrotnie, niezależnie od tego, jak daleko
zaszliśmy. Nawet jeśli dopiero co zdążyliśmy się po nim rozejrzeć”. (s. 22)
„Zabawne jest to, że dobre wspomnienia przypominają motyle:
są ulotne, kruche i nie da się ich schwytać, nie miażdżąc ich. Z kolei te złe –
poczucie winy, wstyd – tkwią w człowieku niczym pasożyty, po cichu zżerając go
od środka”. (s. 139)
„Czasami myślę, że starzejemy się nie z upływem lat, tylko
ludzi i rzeczy, na których nam zależy”. (s. 157)
„(…) planowanie to zapowiedź katastrofy, zaproszenie dla
losu, żeby zrobił ci na przekór”. (s. 341)
~~*~~
Za książkę dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.
Inne książki C. J. Tudor na K-czyta
6 komentarze
Czytałam tę książkę i podobała mi się. 😊
OdpowiedzUsuńAgnieszko, a "Kredziarza" tej autorki znasz? :)
UsuńKredziarza nie czytałam, ale tą mam ochotę przeczytać :) I pewnie prędzej czy później to zrobię :D
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki żeby Ci się podobała :)
Usuń"Kredziarz" mi się podobał, więc chętnie sięgnę po tą książkę również.
OdpowiedzUsuńUdanej lektury! :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)