Tracy Rees – Moje lato w Tenby
5.08.2019
Tracy Rees, Moje lato w Tenby [The Hourglass], tłum. Tomasz Wyżyński, Czarna Owca, 2019, 526 stron.
Sięgnęłam po „Moje lato w Tenby” przede wszystkim dlatego,
że bardzo miło wspominałam swoje pierwsze spotkanie z Tracy Rees przy okazji
jej powieści „Florence Grace”. Dałam się wtedy porwać aurze kornwalijskich
wrzosowisk i wydarzeniom w pewnej londyńskiej posiadłości. Liczyłam więc, że i
tym razem spędzę kilka przyjemnych godzin na lekturze i może kolejna bohaterka
w jakiś szczególny sposób trafi mi do serca.
Gdyby Nora spojrzała na całą sytuację z boku, pewnie stwierdziłaby,
że wreszcie zaczęła naprawdę decydować o swoim życiu. Z drugiej jednak
strony czy kobieta, która niedługo kończy czterdzieści lat, postępuje dobrze, gdy pod wpływem impulsu
składa wypowiedzenie, nie mając pojęcia co dokładnie robić dalej? Kilka
miesięcy wcześniej rozstała się z chłopakiem, od jakiegoś czasu próbuje wszystko
poukładać w czasie psychoterapii, a teraz do góry nogami wywraca swoje stabilne
życie zawodowe. Czasami jednak zmiana okazuje się początkiem czegoś zupełnie
niespodziewanego i Nora nawet nie wie, że pobyt w niewielkim Tenby – miasteczku
związanym z dzieciństwem jej matki – okaże się bardziej znaczący niż zakładała.
To właśnie w Tenby ponad sześćdziesiąt lat wcześniej
wakacyjne trzy tygodnie spędzała Chloe – nastoletnia dziewczynka, dla której był to co roku szczególny czas – spotkań z najlepszym przyjacielem, pierwszych
potańcówek, dorastania…
Tracy Rees przeplata dwie przestrzenie czasowe, które – jak łatwo
się domyślić – w pewnym momencie jakoś się ze sobą splotą. To bardzo popularny
zabieg w powieściach, ale o dziwo wcale mi się on nie nudzi. Oczywiście, o ile intrygują
mnie zarówno wydarzenia obecne, jak i te sprzed lat, a poszczególne nici
zgrabnie się ze sobą łączą. Przez pewien czas bardziej ciągnęło mnie do
historii Chloe niż Nory, a może po prostu to Tenby przemawiało do mnie
silniej. Poczułam się jakbym przeniosła się do tego nadmorskiego miasteczka,
spotykała jego mieszkańców, oddychała zupełnie innym powietrzem i czerpała z tego,
czym potrafi zauroczyć Tenby. Autorka zdecydowanie potrafi budować klimat
miejsc, co zresztą zauważyłam już we „Florence Grace”. Miałam ochotę tak jak
Nora wyrwać się chociaż na chwilę z nieustannego poczucia obowiązku i dać się
ponieść chwili.
„Moje lato w Tenby” ma kilka rodzinnych tajemnic i
teoretycznie nie wiadomo jakie decyzje podejmą bohaterowie, ale w
rzeczywistości to nie jest powieść, która zaskakuje. Łatwo tu wszystko sobie
poukładać wcześniej i domyślić się większości rzeczy. Oczywiście przyjemnie
byłoby dać się zaskoczyć, ale jakoś mocno mi ta przewidywalność nie
przeszkadzała, bo potraktowałam tę książkę jako lekką, wakacyjną lekturę, która
ma mi umilić kilka godzin. I pod tym względem na pewno się sprawdziła. Tracy Rees potrafi ożywić wykreowane postacie,
chociaż przyznaję, że bohaterka poprzedniej powieści – Florence Grace – chyba mocniej
utkwi mi w pamięci.
Walijska pisarka ponownie nie stroni od pokazania kilku
życiowych dylematów i niełatwych relacji międzyludzkich i chociaż tym razem
czułam się mniej refleksyjnie niż poprzednio, to doceniam, że były chwile, w
których warto się na moment zatrzymać. Dobrze było mi w Tenby, nawet jeśli
pobyt tam nie dostarczył mi wielu zaskoczeń i nie wstrząsnął mną emocjonalnie.
Ta powieść idealnie wpisała się w letni klimat i stała się przyjemną odskocznią od rzeczywistości.
Garść cytatów:
„Jeśli się czegoś pragnie, czasem trzeba o to poprosić”. (s.
9)
„(…) świat wygląda lepiej przez celownik aparatu
fotograficznego, więc dzielę go na niewielkie prostokąty, by patrzeć na kolejne
obrazy jeden po drugim. Wtedy można nad wszystkim zapanować”. (s. 154)
„Po prostu nie mamy zwyczaju się zastanawiać, czego naprawdę
pragniemy, więc się dziwimy, gdy nagle wszystko się układa”. (s. 319)
„Jeśli chcemy żeby coś się zdarzyło, musimy sprawić, by się
zdarzyło”. (s. 393)
~~*~~
Za książkę dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.
Inne książki Tracy Rees na K-czyta
15 komentarze
Nie słyszałam wcześniej o tej książce, a szkoda, bo chętnie spędziłabym z nią wakacyjne popołudnie. 😊
OdpowiedzUsuńNa wakacyjny czas idealnie się sprawdzi :)
UsuńPiękne pierwsze zdjęcie :-)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie mogłam go zrobić na prawdziwej plaży, ale przynajmniej przeniosłam się na nią dzięki książce :)
UsuńJa póki co mam w planach najpierw przeczytać „Florence Grace”.
OdpowiedzUsuńPolecam, Wiolu :)
UsuńTaka wakacyjna lektura - twórczości autorki nie znam :)
OdpowiedzUsuńMi została jeszcze jedna jej powieść do przeczytania - "Tajemnice Amy Snow" :)
UsuńI jak nastawienie|? ;)
UsuńPozytywnie :) Polubiłam pióro Tracy Rees, więc liczę na przyjemną lekturę
UsuńMoże kiedyś zapoznam się z twórczością tej autorki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
https://subjektiv-buch.blogspot.com/
Jeśli powieść Cię zaciekawiła, to zachęcam :)
UsuńTwoja recenzja mnie zachęciła mnie do zapoznania się bliżej z tą pozycją.
OdpowiedzUsuńJa lubię takie przeplatania czasu, o ile jest dobrze przeprowadzone. Chociaż ta książka akurat nie dla mnie xD
OdpowiedzUsuńW takim razie nie namawiam :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)