Tracy Rees – Florence Grace
21.01.2019
Tracy Rees, Florence Grace, tłum. Tomasz Wyżyński, Czarna Owca, 2018, 488 stron.
Skusiłam się na powieść Tracy Rees, bo pomyślałam, że stanie
się mało wymagającym przerywnikiem między bardziej krwawymi historiami, po
jakie sięgam najczęściej. W głowie ułożył mi się pewien obraz tej powieści i tak
naprawdę nie spodziewałam się, że będzie to coś więcej niż lekkie czytadło – prosty
romans historyczny, w którym przyjemnie będzie się zatopić, ale o którym szybko
zapomnę. I chociaż nie twierdzę, że jest to książka, która mną wstrząsnęła, to
jednak odkryłam, że autorka wcale nie poszła utartymi ścieżkami i ta historia
kryje w sobie zdecydowanie więcej, niż może się w pierwszej chwili wydawać.
Florence Buckley zdaje się być częścią Kornwalii i
niewielkiej wioski, w której mieszka z babcią. Na wrzosowiskach czuje, że żyje,
codzienność sprawia jej dużo radości i chociaż ma w sobie duszę odkrywcy, to
zupełnie nie spodziewa się, że los rzuci ją w zupełnie nieznane strony. W wieku
piętnastu lat musi zderzyć się ze śmiercią kolejnej bliskiej osoby i faktem, że
w jej żyłach płynie krew Grace’ów – zamożnej londyńskiej rodziny. Kiedyś
wyrzekli się jej matki, a teraz Florence ma z nimi zamieszkać i stać się
częścią świata, który wcale nie jest przyjazny dla dziewczyny nieprzyzwyczajonej do tego, by wciskać się w jakieś ramy.
Autorka stworzyła bohaterkę, którą nietrudno było mi
obdarzyć sympatią. Florrie dostrzega więcej niż inni – często potrafi trafnie oceniać ludzi i wyczuwać ich emocje, co wcale nie oznacza, że zawsze od razu
rozumie ich postępowanie. Mnie ujęła jej umiejętność cieszenia się z drobnych
rzeczy, potrzeba wolności i miłość do przyrody. Ta
wrażliwość łączy się u niej z silnym, momentami buntowniczym charakterem, który
zdecydowanie nie pomoże jej w odnalezieniu się w londyńskiej posiadłości, wśród
ludzi, którzy nagle mają być jej rodziną. Tracy Rees sprytnie pokazuje jak Florrie
Buckley zmienia się w Florence Grace, dając jednocześnie wyraźnie do
zrozumienia, że wszystko ma swoją cenę.
O ile mocno wczułam się w
klimat kornwalijskich wrzosowisk, o tyle autorka nie do końca
zaspokoiła moją ciekawość wobec XIX-wiecznego Londynu. Z czasem Florence
odkrywa jego jasne i ciemne strony, ale tak naprawdę większość wydarzeń rozgrywa
się w posiadłości Grace’ów – Helikonie. To taki świat sam w sobie. Niby otwarty
na innych (oczywiście po odpowiednich przygotowaniach, żeby pokazać się gościom
z jak najlepszej strony), ale w gruncie rzeczy zamknięty na nieskrępowaną
radość i swobodę. Dziadek Hawker myśli tylko o przedłużeniu rodu i wszyscy przed
nim drżą, ciotka Dinah jest ostra i bezwzględna w wymaganiach, a kuzynka Annis traktuje
Florence z jawną pogardą.
Zupełnie nowe, znacznie bogatsze życie, otworzyło się przed
Florrie, a jednak zdaje się, że coraz więcej traci w nim siebie. Tracy Rees
świetnie oddała targające nią uczucia – niepewność i niechęć wobec nowej sytuacji,
tęsknotę za Kornwalią, poczucie tłumienia w niej naturalnej radości życia. Główna bohaterka ma oparcie w kilku osobach, ale czy to
wystarczy, by poczuć się w Helikonie jak w domu? Miłość do kuzyna ciotecznego
Turlingtona niekoniecznie ją uskrzydli, bo ten romans to wprawdzie siła rozgrzewająca
serce, ale i niszcząca zarazem.
Są wydarzenia, których można się spodziewać, ale kilka razy
łapałam się na tym, że byłam przekonana, iż autorka dany wątek poprowadzi w
określony sposób, a jednak wybierała ona inną, ciekawszą ścieżkę dla swoich bohaterów.
Spodziewałam się typowego romansu, a dostałam coś więcej – wiele refleksji
związanych z życiem, kilka trudnych do rozwiązania dylematów i Florence Grace,
która przestała być dla mnie jedynie napisem na okładce. Tracy Rees sprawiła, że
się do tej wyjątkowej dziewczyny naprawdę przywiązałam. To dzięki niej
zobaczyłam Kornwalię pełną niesamowitego uroku i razem z nią szukałam swojego
miejsca na ziemi. Miło mnie ta powieść zaskoczyła i z przyjemnością sięgnę po
kolejną książkę pisarki.
Garść cytatów:
„Miłość nie jest uczuciem dla ludzi o słabych sercach. Miłość
to nie sentymentalne wzruszenia z bajkowych opowieści. Miłość jest jak morze,
To najpiękniejsza, najpotężniejsza rzecz, jaka istnieje, lecz potrafi również
niszczyć. Odbiera życie, zmienia życie, oszukuje, kusi i rozczarowuje. Łamie
ludzkie serca. Może doprowadzić człowieka do szaleństwa”. (s. 61)
„(…) życie zawsze dogania człowieka, gdy nadchodzi
odpowiednia pora”. (s. 220)
„Ktoś, kto zna tylko część siebie, jest jak ptak bez jednego
skrzydła – nie może latać”. (s. 236)
„Zawsze istnieje nowa droga, niezależnie od tego, ile przed
tobą zamknięto. Życie ma taką naturę, że zawsze istnieją inne ścieżki”. (s. 245)
„(…) nic nie może zmienić człowieka w kogoś, kim sam nie
chce się stać”. (s. 358)
„To, co było dobre wczoraj, wcale nie musi się okazać dobre
dzisiaj”. (s. 360)
„Tak właśnie działa miłość, odnajduje drogę do
nieszczęśliwych, obolałych zakamarków serca, omija głazy i przeszkody, przeciska
się przez szczeliny i nagle rozkwita jak kwiat rosnący na murze zrujnowanego
zamku. Cud? Może największy z cudów”. (s. 388)
~~*~~
18 komentarze
Na pewno książka spodoba się wielu osobom. 😊
OdpowiedzUsuńMnie zaskoczyło, że tak mi się spodobała :) Ale to naprawdę ciekawa powieść.
UsuńJa też raczej spodziewałabym się po tej książce romansu, a tutaj niespodzianka. Mam ją w domu, ale jeszcze jej nie czytałam.
OdpowiedzUsuńRomans również będzie, ale ten wątek nie przytłacza i autorka ciekawie go rozegrała :)
UsuńLubię, kiedy książka niespodziewanie zaskoczy :)
OdpowiedzUsuńJa również! :)
UsuńNIe przepadam za romansami a po Twojej recenzji widzę, że ta powieść to coś więcej ;)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że ja również nie pałam do nich miłością, ale kiedy nie jest zbyt banalnie i cukierkowo, to już potrafię się w nich nieźle odnaleźć :)
UsuńBo wtedy taką historię można jakoś odnieść do życia ;)
UsuńDokładnie tak :)
UsuńO, może przeczytam :)
OdpowiedzUsuńRaczej nietypowa powieść zagościła na twoim blogu, ale skoro polecasz to jestem skłonna się skusić. Przekonuje mnie głównie nieszablonowe podejście do wątków, które na pierwszy rzut oka oryginalne nie są.
OdpowiedzUsuńTo prawda, zazwyczaj jest u mnie bardziej kryminalnie :) Ale postanowiłam od czasu do czasu sięgać po coś innego - okazuje się, że to może być zaskakująco miła odmiana :)
UsuńPewnie, że tak. Nie można zamykać się tylko na ulubione gatunki, sama mam problem z sięgnięciem po coś innego niż kryminał, thriller czy horror.
UsuńZainteresowałaś mnie! też bym chciała przeczytać :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, Alu! :)
UsuńLubię jak Autor wprowadza takie "zmyłki" w prowadzeniu wątków, ostatnie właśnie tym zaskoczył mnie Musso...
OdpowiedzUsuńRzeczywiście jest ciekawiej, gdy akcja toczy się mniej przewidywalnym szlakiem :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)