Michael Hjorth, Hans Rosenfeldt – Ciemne sekrety
29.01.2019
Michael Hjorth, Hans Rosenfeldt, Ciemne sekrety [Det fördolda], tłum. Alicja Rosenau, Czarna Owca, 2016, 488 stron.
Sebastian Bergman, tom 1.
Naprawdę dużo dobrego słyszałam o serii kryminalnej z Sebastianem
Bergmanem w roli głównej, więc mimowolnie nastawiłam się na pełną emocji lekturę.
Pierwsze dwie strony od razu mnie zaintrygowały i jeszcze mocniej podkręciły
oczekiwania, ale przy kolejnych stu towarzyszyły mi dosyć letnie uczucia. Ot,
historia się rozwija, coś się dzieje, ale żeby jakoś mocno porywało?
Niekoniecznie. Wystarczyło jednak trochę cierpliwości i więcej zaufania wobec Hjortha
i Rosenfeldta, by okazało się, że „Ciemne sekrety” to powieść przemyślana i
bardzo sprytnie skonstruowana. Taka, przy której po dotarciu do ostatnich stron
czuje się, że wszystko jest na swoim miejscu. Ja w każdym razie tak właśnie czułam.
Matka zgłasza zaginięcie szesnastoletniego syna, ale
miejscowa policja niespecjalnie spieszy się z rozpoczęciem jakichkolwiek
działań. Próba naprawienia tego błędu i ściągnięcie Krajowej Policji
Kryminalnej niewiele daje, bo dosyć szybko okazuje się, że sprawa zniknięcia
Rogera zamienia się w sprawę jego morderstwa…
Sebastian Bergman jest postacią, która może niektórych irytować. Wkurza swoimi działaniami i tekstami niemal wszystkich
dookoła, więc nie dziwne, że i czytelnik może nie zapałać do niego sympatią. Ja
nie muszę lubić głównego bohatera, bo dla mnie najważniejsze jest, by nie był
mi obojętny. Nie oznacza to, że Bergman jakoś wybitnie działał mi na nerwy – raczej
z zaintrygowaniem obserwowałam jego poczynania i starałam się nie oceniać go
zbyt pochopnie. Nie usprawiedliwiam jego podejścia w wielu sytuacjach, ale na pewno
nie jest to postać jednowymiarowa, czyli cham i egoista, który ma zdecydowanie
za wysokie mniemanie o sobie. Dostrzegam w nim więcej i jestem ciekawa, jak
autorzy nim pokierują. I właściwie nie chciałabym, żeby jakoś mocno go utemperowali,
bo dzięki niemu ta seria może się wyróżnić.
Bergman to psycholog policyjny, który od dłuższego czasu nie
zajmuje się już wyjaśnianiem zbrodni. Angażuje się jednak w zabójstwo Rogera,
chociaż wcale nie dlatego, że wspaniałomyślnie chce pomóc w ujęciu mordercy. Prawdę
mówiąc przez sporą część czasu widać, że nie ma ochoty jakoś mocno pomagać śledczym
(chyba, że jest okazja, żeby się powymądrzać) i trochę brakowało mi pokazania jego umiejętności zawodowych. Mam nadzieję, że w kolejnych tomach szybciej się
nimi wykaże.
Hjorth i Rosenfeldt sprytnie lawirują pomiędzy różnymi
scenariuszami wydarzeń. Podejrzanych po drodze pojawia się co najmniej kilku i
każdy z nich mógłby być zabójcą nastoletniego Rogera. Były nawet takie momenty,
kiedy wydawało mi się, że widzę, w jakim kierunku to wszystko zmierza i trochę
obawiałam się pójścia po najmniejszej linii oporu w rozwiązaniu. Na szczęście
niepotrzebnie się martwiłam. Chociaż na to, kto jest zabójcą wpadłam kilka
chwil przed jego ujawnieniem, to uważam, że szwedzki duet naprawdę świetnie to
wszystko rozegrał. Lubię, gdy wszystko wskakuje na swoje miejsce, a
jednocześnie nie jest zbyt oczywiste i przewidywalne jeszcze na długo przez
końcem.
„Ciemne sekrety” nie od początku zapowiadały się na tak
dobry kryminał i prawdę mówiąc przez pewien czas myślałam, że ta powieść nie
spełni dosyć wysokich oczekiwań, które jej postawiłam. Teraz wiem jednak, że Hjorth
i Rosenfeldt piszą tak, jak lubię – z rozmysłem prowadzą fabułę i chętnie
podsuwają fałszywe tropy, sporo miejsca poświęcają bohaterom i ich życiu i
stawiają na zakończenie, które zgrabnie pasuje do wcześniejszych wydarzeń. Mam
nadzieję, że kolejny tom będzie równie dobry, a jeśli zakończenie dodatkowo
totalnie mnie zaskoczy, to będę więcej niż naprawdę usatysfakcjonowana.
Garść cytatów:
„- On na pewno nie jest mordercą!
- Nikt nie jest, póki kogoś nie zamorduje”. (s. 92)
„W piekle przecież nic się nie zmienia.
To była właśnie definicja piekła.
Nieustanne męki”. (s. 171)
„Tajemnice bardzo ciążą i trzeba je dźwigać samotnie”. (s.
185)
„W naturze człowieka leży ustanawianie hierarchii. Gdy tylko
znajdziemy się w grupie, musimy wiedzieć, gdzie stoimy i co należy czynić, żeby
się utrzymać na swoim poziomie albo wspiąć się wyżej. Mniej lub bardziej
wyraźnie. Mniej lub bardziej wyrachowanie”. (s. 202)
~~*~~
12 komentarze
Kryminały lubię, więc chętnie przeczytam. Aktualnie jestem w trakcie lektury ,,Nie jestem potworem" i coraz bardziej się wciągam :)
OdpowiedzUsuńO, a ja mam ten tytuł na półce i czeka na swoją kolej :)
UsuńTe fałszywe tropy - to uwielbiam w kryminałach. Rewelacyjne pierwsze zdjęcie.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Wiolu! :) Fajnie, jak w powieści jest okazja, by się nieco pogłowić nad zagadką :)
Usuń"podsuwają fałszywe tropy" samemu rozwiązując zagadkę można się pogubić i trzeba pogłowić ;)
OdpowiedzUsuńTo rozwiązywanie zagadek jest tym, co w kryminałach lubię szczególnie :)
UsuńWydaje mi się, że mam tę książkę w swoich zbiorach, wiec cieszę się, że oceniłaś ją pozytywnie. Swoją drogą, ciekawe czy autorom kryminałów kiedykolwiek znudzi się kreowanie bohatera na przemądrzałego i niezbyt sympatycznego.
OdpowiedzUsuńPewnie nie :) Chociaż pamiętam, że u Horsta główny bohater to całkiem zwyczajny facet - bez całej palety problemów i wad :)
UsuńŚwietne zdjecia <3 Uwielbiam taki klimat!
OdpowiedzUsuńA ksiązka jakoś niekoniecznie mi leży.
Są takie kryminały, które wołają do mnie: Weź mnie i przeczytaj!
Ale to nie jest jeden z takich, więc odpuszczam :D
Pozdrawiam ciepło :)
Kasia z niekulturalnie.pl
Kasiu, dziękuję za miłe słowa! :)
UsuńJeśli do książki Cię nie ciągnie, to pewnie - nic na siłę :)
Czyli taki można powiedzieć majstersztyk kryminału:)
OdpowiedzUsuńDo majstersztyku trochę brakowało, ale to bardzo dobry kryminał :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)