Rafael Santandreu – Być szczęśliwym na Alasce
22.10.2018
Rafael Santandreu, Być szczęśliwym na Alasce. Silny umysł odporny na życiową niepogodę [Ser feliz en Alaska. Mentes fuertes contra viento y marea ], tłum. Joanna Kuhu, Muza, 2018, 320 stron.
Wyobrażam sobie lekturę książki „Być szczęśliwym na Alasce”
jako wędrówkę przez kolejne strony i przyglądanie się temu, co autor chciał przekazać.
Przed startem w plecaku miałam spakowaną garść pozytywnego nastawienia i byłam otwarta na to,
co przyniesie podróż. Czasami szliśmy z Rafaelem obok siebie, a ja z
przekonaniem kiwałam głową, słuchając tego, co mówił, ale często też zatrzymywałam
się w pewnym punkcie i czułam wewnętrzny opór przed czymś, do czego on był
mocno przekonany, a ja nie. Rozmijały się nasze ścieżki i prawdę mówiąc czasami
nie miałam ochoty wracać na tą, którą prowadził mnie hiszpański autor.
Książka składa się z dwudziestu rozdziałów, a każdy z nich
porusza nieco inny temat, chociaż tak naprawdę wszystko łączy psychologia
poznawcza i dążenie do takiego panowania nad swoimi emocjami, abyśmy do każdej
sytuacji potrafili podejść ze spokojem i niezależnie od tego, co się wydarzy, byli
szczęśliwi. Kolejnym zagadnieniom towarzyszy zazwyczaj jakaś krótka, pouczająca
historia, a na końcu każdego rozdziału czeka wypunktowane podsumowanie
najistotniejszych myśli. Za to niewątpliwie należy się plus.
Mam z tą książką spory problem, bo z jednej strony jest w
niej dużo takich myśli, które są mi bliskie – chociażby dostrzeganie drobnych
rzeczy, które mogą nam dawać radość, zrozumienie, że wcale nie musimy być
nieustannie zajęci, nauczenie się nieprzejmowania rzeczami, które nie są tego
warte, dostrzeżenie, że to nasza umiejętność kochania ma zasadnicze znaczenie.
Z drugiej strony Rafael Santandreu czasami szedł – w moim odczuciu – o krok lub
dwa za daleko i wtedy budził się we mnie sprzeciw. Nie wierzę, że na wszystko
da się reagować spokojem, że sposobem na szczęście może być nieprzywiązywanie
się do niczego, że na przykład w sytuacji stresowania się pracą zawsze można
sobie powiedzieć, że zatrudnienie wcale nie jest nam potrzebne. Oczywiście, że
da się być szczęśliwym mając bardzo niewiele, ale nie żyjemy w oderwaniu od
pewnych zobowiązań i ta lekkość z jaką Rafael Santandreu podchodził do
niektórych spraw mnie raziła.
Nie przeczę, że jest w tej książce garść wartościowych myśli
i okazji, by się nad pewnymi rzeczami zastanowić. Odnoszę jednak wrażenie, że w
postawie, którą tak kultywuje autor nie ma miejsca na emocje, które też czasami
są potrzebne – chociażby smutek. Przyjemnie jest pomyśleć, że da się wypracować
postawę, w której żadne przeciwności nie są nas w stanie uderzyć, ale może za
mało jest we mnie wiary w to, że w każdym momencie życia można być szczęśliwym.
Mój umysł nie jest wystarczająco silny, by poradzić sobie z
każdą życiową niepogodą. I prawdę mówiąc nie poczułam, żeby ta książka – poza tym,
że jest ciekawie skonstruowana i częściowo zbiega się z tym, co i ja uważam za
istotne w życiu – dała mi podstawę do realnej zmiany. To była podróż, która
miała dobre momenty, ale chyba nie wybrałabym się w nią kolejny raz.
Garść cytatów:
„Kiedy stoimy w obliczu śmierci, zostają w nas tylko ślady
aktów miłości…” (s. 135)
~~*~~
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
10 komentarze
Chyba na razie nie będę jej szukała :)
OdpowiedzUsuńNa pewno masz na liście do przeczytania sporo innych, ciekawych tytułów :)
UsuńRaczej odpuszczę, z poradnikami mi nie po drodze ;)
OdpowiedzUsuńJa od czasu do czasu po jakiś sięgam, ale efekt bywa różny :)
UsuńNie planuję czytać tej pozycji.
OdpowiedzUsuńA ja nie namawiam ;)
UsuńCzytałam sporo pozytywnych opinii o tej książce ale ja za nią podziękuję :)
OdpowiedzUsuńŻałuję, że mnie w pełni nie przekonała :)
UsuńEhh, gdybym wierzyła że zatrudnienie wcale nie jest mi potrzebne, to już dawno bym nigdzie nie pracowała:P I wątpię, że byłoby to z korzyścią dla mnie i mojego zdrowia psychicznego;) Także w pełni rozumiem Twoją opinię. Jeśli w pewnych kwestiach tak bardzo nie zgadzamy się z autorem, trudno być całkowicie przekonanym do książki. Trochę szkoda, sam tytuł i miś na okładce zachęcają do lektury;)
OdpowiedzUsuńDobrze to ujęłaś - to rozmijanie się w niektórych kwestiach przeszkadzało mi dosyć mocno czerpać przyjemność z lektury w momentach, w których do takich zgrzytów dochodziło ;)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)