Mario Puzo – Rodzina Borgiów
9.07.2018
Mario Puzo, Rodzina Borgiów [The Family], tłum. Zygmunt Halka, Władysław Masiulanis, Albatros, 2018, 448 stron.
Z jednej strony byłam bardzo ciekawa „Rodziny Borgiów”, a z drugiej muszę przyznać, że nastawiłam się do niej sceptycznie – trochę dlatego,
że w głowie wybrzmiewały mi pełne rozczarowania opinie, które tu i ówdzie
napotkałam, a trochę ze względu na fakt, że ostatnio czytana książka Mario
Puzo, czyli „Omerta” nieco mnie zawiodła. Po niej poprzeczka, którą przy „Ojcu chrzestnym” i „Sycylijczyku” postawiłam autorowi bardzo wysoko, nieco opadła. Teraz
mogę już napisać, że „Rodzina Borgiów” nie trafi może do moich ulubionych
powieści amerykańskiego pisarza, ale czytało mi się ją naprawdę dobrze i moje
obawy okazały się niepotrzebne.
Gdy w 1492 roku umiera papież Innocenty VIII, rozpoczyna się
rozgrywka o najwyższą stawkę – tron Piotrowy. Oczywiście kardynałowie powinni
dokonać wyboru po głębokim namyśle i w zgodzie z własnym sumieniem, ale
obietnice odpowiednio dużych posiadłości i bogactw jakoś tak sprytnie potrafią
nakierować ich myśli na odpowiedniego kandydata. Papieżem zostaje wybrany kardynał
Rodrigo Borgia – od tej pory Aleksander VI. Za jego panowania Kościół ma być
silny i pełen wpływów, ale tym, na czym zależy mu szczególnie, to zapewnienie
swojej rodzinie wszystkiego, co najlepsze – za wszelką cenę.
XV wiek to czas, gdy pewne rzeczy nikogo nie dziwią, chociaż
oficjalnie nie powinny mieć miejsca – dostojnicy Kościoła nie stronią od ziemskich
uciech i bogactw, papież ma dzieci i w jego komnatach pojawiają się kobiety –
zdecydowanie nie po to, by poszukać duchowego wsparcia. Mario Puzo ciekawie portretuje
całe to zepsucie i hipokryzję, pokazując, że określone zachowania tylko wtedy
wywołują oburzenie, gdy ich wytknięcie może posłużyć jakimś osobistym
interesom. Nowy papież świetnie się w takiej codzienności odnajduje, realizując
przemyślaną strategię i nie cofając się przed usuwaniem tych, którzy mu
przeszkadzają oraz wykorzystywaniem każdego, kto w jakiś sposób może mu pomóc
osiągnąć jego cele. Amerykański pisarz stworzył postać
niejednoznaczną – bezwzględną i pozbawioną skrupułów, a jednocześnie ufającą, że
Bóg zrozumie jego czyny i tak naprawdę wszystko, co robi ma swoje
usprawiedliwienie. Cała rodzina Borgiów to zresztą osoby pełne sprzeczności – szczególnie
dzieci papieża – Cezar, Lukrecja, Juan, a nawet Joffre. Każdy ma swoje
słabości, każdy czegoś innego w życiu pragnie, ale to ojciec – później jako papież
– często jest punktem odniesienia dla ich postępowania.
Podejrzewam, że na mój odbiór tej książki częściowo
przełożyła się też sympatia do serialu „Rodzina Borgiów” Neila Jordana, który
już jakiś czas temu miałam okazję oglądać. Siłą rzeczy niektóre wątki toczyły
się inaczej w książce niż na ekranie, ale o dziwo jakoś mi te różnice nie
przeszkadzały. Wciągały mnie kolejne odcinki, wciągnął mnie również Puzo swoją
powieścią, nad którą pracował wiele lat, do której co jakiś czas wracał,
dopisując kolejne strony, a którą po jego śmierci – zgodnie z daną mu obietnicą
– ukończyła Carol Gino. Były takie
momenty, kiedy mój zapał trochę się zmniejszał i mniej emocji budziły we mnie niektóre
wydarzenia lub wydawało mi się, że powieść mogłaby się bez niektórych z nich z
powodzeniem obejść, ale zazwyczaj z zainteresowaniem przewracałam kolejne
strony.
„Rodzina Borgiów” to barwna powieść, której lektura pewnie
sprawiłaby, że szukałabym o papieżu Aleksandrze VI i jego bliskich więcej
informacji, gdyby wcześniej nie zadział na mnie już w ten sposób serial. Wprawdzie
nie zrobiła na mnie tak dużego wrażenia jak „Ojciec chrzestny” czy „Sycylijczyk”,
ale na pewno wywołała we mnie mniejszy niedosyt niż „Omerta”. Ciągle liczę
jeszcze, że Mario Puzo zdoła mnie znowu zachwycić, ale chociaż tym razem się to
nie zdarzyło, to i tak z powodzeniem dałam się mu wciągnąć w historię Borgiów,
która wzbudzała w nim – i to się czuje – tak ogromną fascynację, przez tak wiele
lat.
Garść cytatów:
„(…) strach potrafi zmusić człowieka nawet do działania
wbrew swoim oczywistym interesom”. (s. 84)
„To, co osiąga się bez bólu, jest nic niewarte”. (s. 138)
~~*~~
Za książkę dziękuję wydawnictwu Albatros.
Inne książki Mario Puzo na K-czyta
17 komentarze
Mam postanowienie, iż twórczość tego autora rozpocznę od tytułu "Ojciec chrzestny". Aczkolwiek jeżeli przypadnie mi do gustu to sięgnę również po ten tytuł. Swoją drogą to ciekawe, iż można napisać tak interesującą książkę o kościele.
OdpowiedzUsuńU mnie przygoda z Puzo zaczęła się właśnie od "Ojca chrzestnego", więc uważam, że to dobry wybór :)
UsuńCzaję się na tego Puzo od dawna i coś nie mogę ruszyć z poznawaniem jego książek. Najpierw chciałabym przeczytać "Ojca chrzestnego", chociaż i "Rodzina Borgiów" mnie intryguje. Nie do pomyślenia, że papież mógłby mieć dzieci, a duchowni nie stroniliby od kobiet.
OdpowiedzUsuńA powiem Ci, że to nie jedyne wątki, które mogą zdziwić czytelnika.
UsuńJa też się bardzo długo do Puzo przymierzałam, aż wreszcie kiedyś w bibliotece wpadł mi w ręce "Ojciec chrzestny" :)
Teraz podsyciłaś moją ciekawość :)
UsuńTwórczość tego pana bardzo mi imponuje. Mam ją w planach, ale raczej dalszych :) ciekawa recenzja.
OdpowiedzUsuńNa mnie czeka już "Ostatni don" ;)
UsuńRecenzja bardzo ciekawa, ale tematycznie książka zupełnie nie dla mnie. 😊
OdpowiedzUsuńMoże następnym razem czymś Cię skuszę :)
Usuń"Ojciec chrzestny" to jedyny tytuł Puzo, z którym miałam styczność, ale koniecznie muszę to nadrobić!
OdpowiedzUsuńJeśli spotkanie było udane, to faktycznie koniecznie :)
UsuńSerialu nie oglądałam, to ksiazka zainspirowała mnie do poszukania informacji o Borgiach. Mnie zawiodła końcówka, widać było, że kończył książkę ktoś inny, ale całościowo zrobiła na mnie duże wrażenie :) Omerty nie czytałam, ciekawe czy też odebrałbym ja tak jak Ty, muszę kiedyś sprawdzić :)
OdpowiedzUsuńChętnie bym porównała wrażenia z "Omerty" :)
UsuńWidzę, że kosisz Puzo całkiem nieźle:) ja jeszcze nie czytałam "Rodziny Borgiów", chyba muszę też nadgonić te zaległości:)
OdpowiedzUsuńI kolejna jego książka już na mnie czeka :) Ale na razie zrobię sobie trochę przerwy :)
UsuńOjojoj, smakołykiem rzuciłaś. :D Dawno temu zaczęłam "Ojca chrzestnego", ale byłam trochę za młoda i porzuciłam go obiecując sobie powrót do niego później. Teraz powoli do niego powracam i już wiem, że "Rodzina Borgiów" będzie moim must read. Nie będę już nawet wspominać o pięknej okładce!
OdpowiedzUsuńW końcu udało mi się przełamać blogową przerwę i ze sporym zaciekawieniem nadrabiam to, co czytałaś w czasie, gdy miałem ponad miesięczną przerwę w blogowaniu. "Rodzinę Borgiów" mam na liście do przeczytania już od dawna i Twoją opinią mnie tylko zachęciłaś do lektury. Nie spodziewam się by była aż tak dobra jak "Ojciec chrzestny", więc myślę, że uniknę rozczarowania :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)