Viktor Arnar Ingólfsson - Tajemnica wyspy Flatey
30.08.2017
Viktor Arnar Ingólfsson, Tajemnica wyspy Flatey [Flateyargáta], tłum. Jacek Godek, Editio Black, 2017, 252 strony.
Nie potrafię zdecydować czy chciałabym się znaleźć na wyspie
Flatey i przenieść się do roku 1960 - do historii, którą stworzył Viktor
Arnar Ingólfsson. Z jednej strony kusząca wydaje się ta niewielka przestrzeń,
mała społeczność, korzystanie z tego, co daje natura i to upodobanie
mieszkańców do picia kawy. Z drugiej, na myśl o tym, że miałabym tam zamieszkać
przechodzi mnie jakoś mimowolny dreszcz. Może dlatego, że nie czułabym się
pewnie, gdyby na znajdującej się nieopodal bezludnej wysepce znaleziono zwłoki, a w
głowie pojawiłaby się myśl, że w sprawę może być zamieszany ktoś z osady. A
przecież wszyscy się tu dobrze znają i wiedzą o sobie naprawdę wiele. Tajemnice
potrafią jednak sprytnie umykać, aż do momentu, gdy ktoś zaczyna się nimi bardziej
interesować, na przykład wracając do zagadki związanej ze średniowieczną księgą Flateyarbok.
Po „Tajemnicy wyspy Flatey” nie należy się spodziewać
typowego kryminału. Wprawdzie początkowo wszystko zdaje się zmierzać utartym szlakiem, bo mamy trupa i kogoś, kto ma się dowiedzieć co się stało denatowi,
ale trudno tu mówić o śledztwie z prawdziwego zdarzenia. Na wyspę trafia
Kjaratan, który po ukończeniu prawa zaczął pracę u prefekta i liczył raczej na
bardziej biurowe obowiązki niż wysłanie w delegację na jakąś wyspę i zaangażowanie
w wyjaśnienie czyjejś śmierci. Razem z miejscowym wójtem będzie jednak przepytywał
mieszkańców i spróbuje ustalić przebieg wydarzeń, więc w sumie można uznać, że
stanie się na pewien czas śledczym. Bez doświadczenia i raczej niechętnie, ale
jednak.
Viktor Arnar Ingólfsson nigdzie nie spieszy się w
prowadzeniu akcji, tak jak na co dzień nie zwykli się spieszyć mieszkańcy
wyspy. Powieść ma więc nieco ospały i powolny przebieg, do którego trzeba się
przyzwyczaić. Z kolejnymi stronami przychodzi to coraz łatwiej, co nie oznacza,
że nie czułam się momentami nieco znużona. Intrygowała mnie jednak zagadka
związana z wiekowym manuskryptem, której elementy autor po kawałeczku pozwala
odkrywać. To gratka dla czytelników, którzy lubują się w dawnych sagach, bo to z nich
przede wszystkim składa się wspomniana wcześniej Flateyarbok oraz tych, którzy
doceniają niecodzienne wyzwania. W swoim własnym dochodzeniu nie byłam zbyt
konsekwentna i dosyć szybko odpuściłam spisywanie wskazówek (i
zaniechałam prób wyczytania czegoś z klucza, gdy zrozumiałam, że mój genialny
pomysł z lustrzanym odbiciem wcale nie jest genialny), ale za to starałam się
dotrzymać kroku bohaterom w kwestii znalezionego ciała. Podobało mi się jak
islandzki pisarz spiął całość, bo w zakończeniu odszedł nieco od oczywistości,
których można się było spodziewać.
W „Tajemnicy wyspy Flatey” rozeznanie utrudniały mi
zdecydowanie islandzkie nazwiska – trudno było mi je zapamiętać i trochę się przez
pewien czas gubiłam jeśli chodzi o bohaterów. Z niektórymi drugoplanowymi
miałam zresztą problem nawet w dalszej części powieści. Wiązało się to z tym,
że padało na przykład czyjeś nazwisko, a ja zamiast skupić się na wydarzeniu, to szukałam w głowie odpowiedniego powiązania.
Większe wrażenie zrobiła też na mnie kreacja społeczności jako całości i klimat
wyspy Flatey niż konkretne postacie.
Doceniam powieści, które mają jakiś konkretny i niebanalny
punkt wyjścia – w tym przypadku manuskrypt, który rzeczywiście istnieje; lubię
gdy scena zbrodni jest kameralna i ma swój niepowtarzalny klimat, za
podejrzanego można uznać właściwie każdego, a opowieść wymyka się utartym
schematom. I wszystko to u Ingólfssona znalazłam, a mimo to trochę brakowało mi
naprawdę żywego zaangażowania w całą historię. Czułam trochę tak, jakbym chwilami była obok kolejnych wydarzeń - czasami zostawałam w łódce zacumowanej gdzieś przy
brzegu i obserwowałam wszystko z uprzejmym zainteresowaniem, zostawiając
analizowanie Flateyarbok bohaterom i
przechadzając się po wyspie tylko wtedy, gdy wydawało mi się, że dostrzegam
fałsz w którymś z mieszkańców lub gdy spomiędzy stron unosił się aromat kawy.
Garść cytatów:
„Sumienność nie potrzebuje szerokiej drogi”. (s. 34)
„A może to jest tak, że zmarli nie całkiem znikają, tylko
idą przodem?” (s. 206)
~~*~~
16 komentarze
Ciekawi mnie ta książka. Lubię takie nietypowe kryminały, których akcja toczy się w małych społecznościach. Z islandzkimi nazwiskami też mam zawsze problem :D
OdpowiedzUsuńCiężko mi niektóre czytać, a już o zapamiętaniu nie wspomnę :)
UsuńTe islandzkie nazwiska mnie też często sprawiają problem. Ogólnie fabuła mnie zaintrygowała.
OdpowiedzUsuńTo ciekawa książka, być może byś się w niej Wiolu odnalazła :)
UsuńBardzo dobra recenzja, jak zawsze zresztą :) Co do książki, nie jestem przekonana ze względu na spokojny rytm akcji. Jednak wolę bardziej dynamiczne historie i po prostu obawiam się, że ta powieść do mnie nie trafi. Chociaż, z drugiej strony, lata 60. i Islandia kuszą :)
OdpowiedzUsuńDominiko, dziękuję! :)
UsuńDynamicznie tu zdecydowanie nie jest, ale ta islandzka wysepka ma ciekawy klimat :) I istnieje naprawdę!
A ja lubię takie "niespieszne" kryminały, wydaje mi się, że mogłobyi się spodobać. A małe społeczności są bardzo klimatyczne i często kryją wiele historii.
OdpowiedzUsuńTo prawda, małe społeczności mają w sobie coś przyciągającego :)
UsuńWydaje mi się, że większość kryminałów utrzymana jest w dynamicznym tempie akcji, dlatego "Tajemnica wyspy" wydaje mi się być aż tak atrakcyjna. Jest w niej coś innego, coś tajemniczego, co ostatecznie zmusza mnie do zapoznania się z jej treścią.
OdpowiedzUsuńTo rzeczywiście dosyć nietypowy kryminał :)
UsuńMyślę, że ten tytuł wyróżnia się na rynku kryminałów. Zagadka flateyska, fragmenty opowieści o dawnych władcach- jak dla mnie super :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie nie przypominam sobie żebym czytała coś podobnego :) Autor miał ciekawy pomysł :)
UsuńCałkiem niezła książka. I z dobrym pomysłem na zakończenie. Dość niespodziewane. ;)
OdpowiedzUsuńTo fakt, celowałam w zupełnie inne zakończenie, a tu autor wymyślił całkiem ciekawe rozwiązanie :)
UsuńWątek związany z manuskryptem mnie zainteresował, tak jak i zarys fabuły. Szkoda, że czegoś w niej brakuje. Mimo to chciałabym ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńMałgosiu, mi czegoś wprawdzie zabrakło, ale może Ty będziesz miała inne odczucia :) Już teraz życzę Ci udanej lektury!
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)