Martin Seay – Złodziej luster
30.07.2017
Martin Seay, Złodziej luster [The Mirror Thief], tłum. Aleksandra Wolnicka, Czarna Owca, 2017, 702 strony.
„Złodziej luster” to jedna z tych książek, na które trzeba
sobie zarezerwować więcej czasu. Wynika to nie tylko z tego, że jest literackim
grubaskiem (siedemset stron przy stosunkowo niedużej czcionce), ale przede
wszystkim ze stylu pisania autora i faktu, że wymaga skupienia, by nie pogubić
się w meandrach historii poprowadzonych z rozmachem i pełnych szczegółów. To
powieść niesłychanie klimatyczna, ale nie da się ukryć, że momentami nieco
przytłaczająca, co przywodzi mi na myśl „Zimową opowieść” Marka Helprina, która
wywołała we mnie podobne odczucia.
Curtis ma do wykonania zadanie – odnaleźć Stanleya – faceta,
który zapadł się pod ziemię w Las Vegas i może mieć związek z wydarzeniami w
pewnym kasynie. Wśród niewielu śladów, jakie mogą do niego doprowadzić jest książka - „Złodziej luster”. Kilkadziesiąt lat
wcześniej nastoletni jeszcze Stanley widział w spisanej ręką Adriana Wellesa
nietypowej historii szansę na odmianę swojego życia i odkrycie związanej z nią
tajemnicy. Chęć odnalezienia autora stała się jego obsesją (przez co
przypominał mi nieco Daniela Sempere z „Cienia wiatru” Carlosa Ruiza Zafóna) i
celem, który spróbuje zrealizować wędrując ulicami kalifornijskiej Venice
Beach. Lustra i wytwarzający je zwierciadlnicy będą natomiast kluczowym
elementem spisku w XVI-wiecznej Wenecji, gdzie czytelnik ma okazję towarzyszyć
mężczyźnie nazywanym Crivano. Tym samym, który pojawia się w posiadanym przez
Stanleya „Złodzieju luster”.
Martin Seay postawił na trzy przestrzenie czasowe, w których
czasami łatwiej, a czasami nieco trudniej się odnaleźć. Niezależnie od
wszystkiego, trzeba oddać autorowi, że z godną podziwu pieczołowitością
odmalowuje każdą z nich, tworząc opisy mocno działające na wyobraźnię. Momentami
mogą się one wydawać zbyt szczegółowe, ale z drugiej strony to w tej barwności
i pulsowaniu otoczenia tkwi siła tej książki. Mniej miejsca zajmują dialogi (które
nie są standardowo wyróżnione myślnikami, co początkowo trochę mi przeszkadzało
i wymagało przyzwyczajenia) przez co całość czytałam wprawdzie z uznaniem dla
stylu pisarza, ale jednak nieco mozolnie. Co ciekawe miałam jednocześnie
wrażenie, że każdy z głównych bohaterów jest w nieustannym ruchu, ciągle czegoś
szuka (lub przed czymś ucieka), ale nie zawsze popychało to akcję do przodu.
„Złodziej luster” ma w sobie pewną magię i jest pod wieloma
względami fascynujący, ale myślę, że Martin Seay w swojej wizji
powieści chwilami za bardzo zepchnął fabułę na boczny tor. Teoretycznie dzieje
się wiele, ale odnosi się wrażenie, że kolejne wydarzenia są tylko pretekstem,
by wciągnąć czytelnika do świata, który wykreował autor. Dla tych, którzy
wolą bardziej konkretnie splecione wydarzenia i historię łatwiejszą do zamknięcia w pewnych ramach, może to być problem. Myślę, że fabularnie dałoby się
rozegrać to nieco lepiej, ale nie zmienia to faktu, że z prozą pisaną w taki
sposób, pełną detali i żywą, nie mam do czynienia często. Spotkanie z nią
uznaję za niedoskonałe, ale mimo to na wielu płaszczyznach satysfakcjonujące.
Garść cytatów:
„(…) książki wiedzą zawsze więcej niż ich autorzy. Są zawsze
mądrzejsze. Dziwnie to brzmi, lecz taka jest prawda. Kiedy już się ukażą, dają
początek własnym osobliwym ideom”. (s. 190)
„Często zdarza mi się myśleć, że owe wojny – te wielkie i te
małe – toczy się tak naprawdę o prawo do pamięci. I nie tylko o to, ale też o
prawo do zapominania. Wybiórczego zapominania”. (s. 195)
„Gdyby zwierciadło miało duszę,
dostrzegłoby obrazy, które przechowuje”. (s. 326)
~~*~~
Za książkę dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.
13 komentarze
Wydaje mi się, że książka mogłaby mi się spodobać, ale niekoniecznie teraz. Bardziej w długie jesienne lub zimowe wieczory mam chęć na misterne opowieści, do których trzeba przysiąść na dłużej :)
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest, że jesień i zima sprzyjają takim lekturom :) Może w mniej letniej aurze zachwyciłabym się całkowicie, kto wie? :)
UsuńPomyślę o tym tytule za kilka tygodni :)
UsuńPodobnie jak Dominika uważam, że ta książka ma większy potencjał jesienią lub zimą niż teraz. W ten upał nie jestem w stanie skupić się na lekturze i łatwo mogłabym się poddać i porzucić książkę.
OdpowiedzUsuńMnie mimo wszystko wciągnęła, ale rzeczywiście może lepiej po nią sięgnąć w mniej parną pogodę :)
UsuńDla mnie nie będzie to łatwa lektura, tak jak zresztą dla większości, którzy będą w stanie mierzyć się z tą powieścią, lecz jestem gotowa na wszelkie trudy, bo takiego autora ze wspaniałym dziełem, które jest majstersztykiem ze świeca szukać.
OdpowiedzUsuńFaktycznie tak napisanych książek, z taką dbałością o detale i klimat, nie spotyka się często :)
UsuńTwoja opinia utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że to musi być intrygująca lektura. Mam ją już na półce i zamierzam przeczytać :)
OdpowiedzUsuńO, cieszę się już teraz Małgosiu, że będzie okazja do porównania wrażeń :)
UsuńMoże zimą się skuszę, teraz 700 stron nie ma szans, żebym przeczytała ;)
OdpowiedzUsuńCzytania trochę jest, to prawda :)
UsuńGdyby nie ta Wenecja i nakładające się na siebie różne plany czasowe, byłaby to książka podejrzanie podobna do "Księgi luster" od wydawnictwa Znak literanova. Czytałaś? Z tego co piszesz, wydaje mi się, że szkielet fabularny jest bardzo podobny. Motyw zaginionej książki itp... Dziwne ;)
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji czytać, więc ciężko mi się odnieść :) Tutaj wątek książki jest ważny, ale jednocześnie jest jednym z wielu innych. Ciekawa jestem czy po lekturze nadal widziałabyś podobieństwa. A może mi uda się kiedyś sięgnąć po "Księgę luster" i to sprawdzić, kto wie? :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)