Megan Bradbury – Wszyscy patrzą

28.05.2017


Megan Bradbury, Wszyscy patrzą [Everyone is watching], tłum. Magdalena Słysz, Czarna Owca, 2017, 310 stron.

Najpierw – jeszcze przed lekturą - spojrzałam na „Wszyscy patrzą”, dotknęłam i oceniłam powierzchownie, skupiając się na tym, jak została wydana. Byłam zachwycona – zdjęcie miasta ukryte pod pomysłową obwolutą, twarda oprawa, delikatne tłoczenia, oszczędność kolorów. To jedna z tych książek, które tak po prostu przyjemnie się trzyma w dłoni i ogląda, zastanawiając się co też w sobie kryje. Miałam nadzieję, że przeniosę się dzięki niej do Nowego Jorku i sprawdzę, czy znajdę w nim coś, co mnie zafascynuje.

Robert Mapplethorpe, Walt Whitman, Robert Moses, Edmunt White – łączył ich Nowy Jork, a także posiadanie śmiałej wizji, chociaż realizowanej w różnych dziedzinach – w fotografii, literaturze, architekturze. Megan Bradbury postanowiła uczynić ich bohaterami swojej książki, tworząc fabularyzowany zapis fragmentów ich życia i sprawiając, że zaczęłam się zastanawiać, na ile to miasto ukształtowało ich losy, a na ile to oni zmienili miasto.

Czułam w czasie lektury pewne ograniczenia przez to, czego nie wiem, bo miałam świadomość, że nie jestem w stanie dostrzec wielu niuansów zawartych w treści i w pełni ocenić to, na co pokusiła się autorka. Sportretowane przez nią osoby były dla mnie przed lekturą najczęściej tylko znajomo brzmiącymi (a czasem nawet nie) nazwiskami, okraszonymi ewentualnie bardzo pobieżnymi informacjami o tym, kim były. Inaczej odbierze tę lekturę ktoś, kto potrafi lepiej niż ja wychwycić na przykład to, na ile daleko Megan Bradbury poszła w swojej fikcji literackiej i pokazała własną wizję ważnych dla Nowego Jorku postaci. Oczywiście łatwo jest sprawdzić pewne fakty, a autorka podaje naprawdę pokaźną ilość źródeł z jakich korzystała, ale dla mnie było to czytanie o ludziach, o których wiedziałam niewiele.


Było to doświadczenie o tyle cenne, że gdyby nie „Wszyscy patrzą”, to nie poczułabym impulsu, by obejrzeć zdjęcia Roberta Mapplethorpe’a – w moim odczuciu mówią więcej niż ich opisy poczynione przez autorkę, nawet jeżeli część z nich pozostaje zupełnie poza moją estetyką; poznać kilka wierszy Walta Whitmana - jego postać w książce ujęła mnie zresztą najbardziej, przez tą ciągłą potrzebę doświadczania różnych rzeczy i dziecięcą ciekawość świata umieszczoną w bagażu życiowych doświadczeń; poczytać więcej o tym, czy Robert Moses w swojej architektonicznej wizji Nowego Jorku rzeczywiście był tak nieprzejednany i bezwzględny wobec ludzi; poznać lepiej biografię Edmunda White’a (jedyny z wspomnianej czwórki, który nadal żyje). A nie tylko o nich szukałam w trakcie lektury i po jej zakończeniu informacji, bo na kartach „Wszyscy patrzą” pojawia się wiele innych prawdziwych postaci. U Megan Bradbury wszystko ma charakter raczej migawek z życia, emocji związanych ze sztuką, z odwiedzanymi miejscami i spotykanymi ludźmi, więc czułam potrzebę, by zobaczyć, przeczytać i wiedzieć więcej.

W książce duże znaczenie ma seksualność człowieka, bo niebagatelną rolę miała ona w życiu większości głównych bohaterów - trzeba więc  być na to gotowym. Splata się ona w tworzonych dziełach i życiowych doświadczeniach szczególnie w przypadku Roberta Mapplethorpe’a i Edmunda White’a.

A Nowy Jork? Ciągle w centrum wszystkiego, ale nie w takiej formie, która pozwoliłaby traktować tę książkę jako sposób na zwyczajne zwiedzanie miejsc. Miasto pokazane jako coś, co łączy ludzi, nawet jeśli się nie znają; pełne sprzeczności – z jednej strony nowoczesne i zaplanowane, z drugiej brudne i perwersyjne; budzące mnóstwo emocji, inspirujące, a czasami ograniczone do wszechobecnego I NY.


Nie żałuję, że sięgnęłam po „Wszyscy patrzą”, chociaż zdaję sobie sprawę, że lepiej trafi ona do czytelników mocniej zafascynowanych Nowym Jorkiem i historią osób z nim związanych. Mnie intrygowała bardziej fragmentami, bo jako całość nie w pełni do siebie przekonała. Momentami czytałam ją pełna entuzjazmu i chciałam wiedzieć więcej, innym razem czułam, że to nie do końca jest książka dla mnie. Na pewno patrzę teraz jednak na Nowy Jork nieco inaczej, a spotkanie z „Wszyscy patrzą” uznaję za ciekawe doświadczenie.


  Garść cytatów:

Błędem jest uważać życie za sekwencję zamkniętych rozdziałów. Czas nie staje w miejscu i nie rusza przy każdym życiowym zderzeniu”. (s. 45)

Gdy ludzie znajdą się na tyle wysoko, żeby dotknąć nieba, to czy poczują się bliżej Boga?(s. 69)

Miejsca, w których mieszkamy nas kształtują (…) Budowa domu pod wieloma względami przypomina pisanie książki. Żeby stworzyć całość trzeba wielu elementów; tu i tam mieszkają ludzie”. (s. 105)

Miasto nie jest dziełem sztuki, myśli Jane. To nie przedmiot. Nie jest statyczne ani spokojne. Nie można go podziwiać z dystansu – stanowi proces. To miejsce, gdzie powstaje sztuka, ale granice wyspy nie są granicami obrazu”. (s. 133)

~~*~~
Za książkę dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.

Zobacz również

18 komentarze

  1. Szybka jesteś;) ja też mam już lekturę za sobą i moje odczucia są dość podobne do Twoich, chociaż nie odczuwałam swojej niewiedzy podczas czytania. Bohaterowie nie byli przecież najważniejsi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście to Nowy Jork miał odgrywać główną rolę, ale ja już jestem takim typem, że lubię wszystko wiedzieć żeby mieć pełny obraz, pewnie dlatego miałam niedosyt jeżeli chodzi o bohaterów :)

      Usuń
    2. Niedosyt to już zupełnie inna sprawa i tu muszę się z Tobą zgodzić - autorka mogła pogłębić portrety postaci, ale troszkę wpadła w pułapkę wybranej przez siebie formy.

      Usuń
  2. Mnie też okładka zachwyca, ciekawe jakby mi się książka spodobała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ciekawa i nietuzinkowa publikacja, więc może by Ci się spodobała :)

      Usuń
  3. Może w wolnej chwili sięgnę po książkę, choć Nowy Jork nie należy do moich ulubionych miast, ale tak dla urozmaicenia, czemu nie. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz takie miasta, które darzysz szczególnym uczuciem? :)

      Usuń
    2. Na pierwszym miejscu zawsze Rzym. :)

      Usuń
  4. Okładka bardzo klimatyczna, piękna w swej prostocie. Nowy Jork nie jest miejscem, które pragnęłabym odwiedzić bądź nabyć więcej informacji na jego temat. Zatem póki co, odpuszczę sobie lekturę owej pozycji. Ale nie mówię ostatecznie nie. Może kiedyś po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, rozumiem :) Dopóki nie czujesz, że masz na taką lekturę chęć, to nie ma co się zmuszać :)

      Usuń
  5. Miasto jako przestrzeń tworzona i tworząca swych mieszkańców jawi mi się interesująca właśnie przez wyznaczanie ludzkich ścieżek, ich plątanie się lub wręcz przeciwnie - równoległość, wykluczającą spotkanie. Pomimo, że również nie należę do admiratorów Nowego Jorku chętnie poznałabym to miasto ukazane z perspektywy przenikliwej i dokładnej autorki, zaś najmocniej przycjąga mnie do siebie Whitman. Ciekawa jestem, jaki jego portret wyłania się z "Wszyscy patrzą"...

    Wyjątkowo wymowna i prawdziwa jest metafora zbudowana na podobieństwie budowy domu i aktu twórczego- tak, jedno i drugie prowadzi do stworzenia spójnej (przynajmniej w założeniu) całości i wydaje mi się również, że niezwykle istotne jest, by zasiedlający owe dzieła ludzie byli choć trochę z sobą zgodni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To portret z pewnością niepełny, ale na tyle ciekawy, że chciałoby się poczytać o Whitmanie więcej :) Tym bardziej, że w książce pojawia się jego przyjaciel i autor biografii (wtedy dopiero mającej powstać) - Richard Maurice Bucke, więc nie sposób się nie zastanawiać co powstało z tworzonych dopiero zapisków.

      Usuń
  6. Trudno mi wyczuć, czy ta książka by do mnie trafiła. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam pewne podejrzenia, że może niekoniecznie - na tyle, na ile znam Twoje upodobania literackie :)

      Usuń
  7. Nie jestem pewna, czy właściwie odebrałabym tę lekturę. Myślę, że mogłabym mieć podobne do Twoich odczucia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno powiedzieć, Małgosiu. Ja lektury nie żałuję i cieszę się, że mam tę książkę w swoich zbiorach :)

      Usuń
  8. Absolutnie nic o niej nie słyszałam, umknęła mi ta książka, ale bardziej niż chętnie dorwę ją w swoje ręce. Nie przeszkadza mi ta fragmentaryczność i "migawkowość", o której wspominasz, a postacie artystów i wizjonerów zawsze mnie fascynowały. Pora rozejrzeć się za "Wszyscy patrzą" ;) P.S. Tytuł i okładka bardzo dwuznaczne i intrygujące :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem oczywiście pewna, ale całkiem możliwe, że Ci się ta książka spodoba :)

      Usuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy