Mariana Enriquez – To, co utraciłyśmy w ogniu
3.03.2017Mariana Enriquez, To, co utraciłyśmy w ogniu [Las cosas que perdimos en el fuego], tłum. Marta Jordan, Czarna Owca, 2017, 232 strony.
„To, co utraciłyśmy w ogniu” drażni umysł, uczepia się
myśli, pobudza wyobraźnię (mimo że w wielu przypadkach wcale nie chce się mieć
w głowie obrazów, które się pojawiają), nie pozostawia obojętnym. Chwilami
odpycha, ale jednocześnie nie pozwala się od siebie uwolnić. Zaskakuje i budzi
niepokój. To zbiór opowiadań, który wydawał mi się bardzo niepozorny, ale im
więcej odsłon argentyńskiej (nie)rzeczywistości poznawałam, tym mocniej na mnie
działał. Nie wszystkie historie zrobiły na mnie wrażenie, ale większość z nich ma
w sobie coś na tyle złowrogiego, że wywołuje dreszcz albo przynajmniej
nieprzyjemnie (choć literacko stan ten uznaję za pożądany) dotyka. Trochę jak czyjaś
ręka, którą w ciemności chciałoby się od razu strącić, a jednocześnie w
odrętwieniu nie sposób wykonać jakikolwiek ruch.
Mariana Enriquez zabrała mnie głównie w ubogie dzielnice miast,
w miejsca, od których lepiej trzymać się z daleka i opowiedziała historie,
które na te kilkanaście, czasem kilkadziesiąt stron ożywają i wciągają. O
brudnym dzieciaku, który ma dopiero kilka lat, a życie zna od najgorszej
strony, codziennie krążąc po dzielnicy i sypiając na dworze obok ciężarnej
matki - narkomanki; o pewnym opuszczonym domu czekającym żeby odkryć
jego tajemnice; o Uszatym Kurduplu lubiącym zabijać małe dzieci, który ukazuje
się przewodnikowi pokazującemu turystom trasę różnych zbrodni sprzed lat; o
dziewczynie zachowującej się jakby nie czuła bólu, okaleczającej się na oczach
innych; o pozbawionych moralności policjantach odpowiedzialnych za śmierć
dwójki dzieciaków. To tylko wycinek, bo opowiadań jest dwanaście, ale łatwo się
zorientować, że tematyka do lekkich nie należy. To może nieco przytłaczać,
chociaż trudno mi to uznać za wadę – taki charakter ma ten zbiór.
Argentyńska autorka potrafi wspominać o pewnych wydarzeniach
niby mimochodem, podkręcając niepokojąca atmosferę, ale nie stroni też od
naturalistycznych opisów, które nie każdemu przypadną do gustu. Mnóstwo jest tu
brudu, bólu i tajemnic. Nie zawsze wszystko będzie jasne gdy
już dotrzemy do końca – czasami może to nieco rozczarowywać, ale w zamyśle ma
raczej wzbudzać refleksje, zmuszać do tworzenia własnych scenariuszy. Ostatnia
kropka w niektórych opowiadaniach gryzie i niepokoi naprawdę mocno.
„To, co utraciłyśmy w ogniu” nie jest zbiorem bez - w moim odczuciu - słabszych historii. Nie przemówiło
do mnie na przykład tytułowe opowiadanie, chociaż nie mogę napisać, żeby było
nieciekawe. „Zajazd” i „Zatrute lata” prawie
wcale nie zrobiły na mnie wrażenia, ale o reszcie aż chciałoby się napisać
zdecydowanie więcej i jednocześnie trudno to zrobić, bo wiem, że nie
potrafiłabym tego niezwykłego klimatu uchwycić tak sprawnie jak autorka. Prosty styl i
wydarzenia, które są momentami od rzeczywistości jakby oderwane, ale ciągle jej
bliskie.
Mariana Enriquez zaserwowała mi coś tak zupełnie innego od
moich ostatnich lektur, że już samo to w pewien sposób wyrwało mnie z bardziej
znanych ram i sprawiło, że doceniam ten zbiór. Po opowiadania nie sięgam
często, z argentyńską literaturą prawie wcale nie miałam do tej pory do
czynienia, ale wygląda na to, że w obu przypadkach czas coś zmienić.
Garść cytatów:
„Okna były pozamykane, pozabijane na głucho cegłami. Żeby
nikt nie mógł wejść czy żeby coś nie wyszło?” (s. 81)
18 komentarze
Czytałam już jedną recenzję tego zbioru i nabrałam ochoty na lekturę. Twoja opinia utwierdziła mnie w przekonaniu, że powinnam poznać te opowiadania właśnie ze względu na to, że argentyńskiej literatury nie czytam prawie wcale, a i z krótkimi formami rzadko mam do czynienia.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że jestem ciekawa czy by Ci się te opowiadania spodobały, ale mam takie przeczucie, że znalazłabyś wśród nich coś dla siebie :)
UsuńMam nadzieję, że niedługo będę mogła się przekonać jak to będzie :)
UsuńCzasem dobrze jest przeczytać "coś zupełnie innego" i zdać sobie sprawę, że takie książki jeszcze istnieją ;)
OdpowiedzUsuńTo prawda - może się okazać, że znajdziemy w ten sposób coś naprawdę poruszającego. Może dotknięte zostaną inne struny niż zwykle, ale każde takie doświadczenie jest cenne.
UsuńObrazy zdają się być ciężkie i trudne, a jednocześnie przyznaję, że mam chęć je obserwować. Zapamiętam ten tytuł. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńCieszę się Miłko - jeśli będziesz miała okazję, to sięgnij :)
UsuńSzkoda, że książka jest trochę nierówna i nie wszystkie opowiadania podobały Ci się w tym samym stopniu. Lubię takie szokujące klimaty i myślę, że odnalazłabym się w tej lekturze.
OdpowiedzUsuńWiększość opowiadań jest bardzo dobra, warto dla nich ten zbiór poznać :)
UsuńOstatnio nie czytałam opowiadań. Chętnie do tych bym zajrzała. Z ostatnich przeze mnie przeczytanych pamiętam „W drodze nad Morze Żółte”.
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji czytać, Małgosiu. Polecasz? :)
UsuńZawsze chętnie sięgam po opowiadania, więc będę pamiętała i o tym zbiorze. ;)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! :)
UsuńJak lubię wprowadzać taką odmienność do swojej listy czytelniczej, czuję, że to pozwala mi rozwijać się. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Intrygująca pozycja. Pierwszy raz widzę tę książkę. Zaciekawiłaś mnie. Z chęcią po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Cieszę się! :) Mam nadzieję, że będziesz zadowolona z lektury!
UsuńJeszcze się zastanowię, ale może z ciekawości przeczytam, w zasadzie pierwszy raz słyszę o tej książce, mam mnóóóstwo zaległości :)
OdpowiedzUsuńTo naprawdę ciekawy zbiór, więc polecam :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)