Dominika van Eijkelenborg – Kiedy będziemy deszczem
15.02.2017
Dominika van Eijkelenborg, Kiedy będziemy deszczem, Wydawnictwo Kobiece, 2017, 431 stron.
„Kiedy będziemy deszczem” to książka, której daleko jest do
trzymającego w napięciu thrillera i zdecydowanie uważam, że przedstawianie jej
w ten sposób działa jedynie na niekorzyść i jest przyczyną rozczarowań. Wiem,
że sama czułabym ogromny niedosyt, gdybym czekała na dreszcz niepokoju pożądany przy tego typu pozycjach i nie dziwię się, że tak nastawionym
czytelnikom ta historia może nie przypaść do gustu. Tym bardziej cieszę się, że
przed lekturą miałam okazję zapoznać się z kilkoma opiniami, dzięki którym zdałam
sobie sprawę czego mogę się spodziewać. Historii stworzonej przez Dominikę van
Eijkelenborg bliżej do powieści psychologicznej, w której początkowe wydarzenia
wcale nie są preludium do skupienia się na poszukiwaniu sprawcy, lecz pretekstem,
by lepiej poznać emocje targające główną bohaterką.
Inga znika. Holenderskie miasteczko, w którym mieszka razem
z mężem i dwójką dzieci, to stosunkowo niewielka przestrzeń, a jednak kobieta i
jej pies rozpłynęli się w powietrzu. Policja szybko dociera do korespondencji
mailowej, z której wynika, że nie była zadowolona ze swojego życia i miała
romans. Czy rzeczywiście mogła uciec z kochankiem? Mężowi trudno jest w to
uwierzyć, ale przecież w ostatnim czasie tak naprawdę jej nie zauważał,
wpatrzony nieustannie w ekran laptopa i telefonu.
Śledztwo w sprawie zaginięcia Ingi ma znaczenie tylko na samym początku i na końcu książki. Wszystko to, na czym skupia się pomiędzy tymi dwoma punktami akcja, to codzienność kobiety po trzydziestce, przygniecionej rutyną i brakiem spełnienia. I tutaj można było się spodziewać typowej historii, szczególnie gdy na scenę wkroczył dużo młodszy od Ingi tajemniczy Robin. Zaczyna trącić banałem? Cóż, fabularnie nie ma w tym nic odkrywczego, a jednak skreślenie tej powieści byłoby w moim odczuciu zdecydowanie zbyt pochopne. Dominika van Eijkelenborg w ich relacji nie postawiła na szybkie rozwiązania i buzujące na każdej stronie hormony, za co należy się jej duży plus. Tym jednak, co stanowi atut tej książki jest całkiem przemyślany portret psychologiczny głównej bohaterki, który sprawił, że niezależnie od własnych życiowych doświadczeń, potrafiłam się w jej sytuację zaangażować i poczuć emocje, jakie nią targały.
Marc i Inga poznali się przypadkiem. Pochodzili z różnych
krajów (ona z Polski, on z Holandii) i tak naprawdę bardzo się od siebie
różnili. Połączyła ich miłość i chęć spędzenia razem reszty życia. Mają dom,
dwójkę dzieci i tylko życie ze sobą zostało naznaczone rozczarowaniem (które
czuje przede wszystkim ona) i jego obecnością na pół gwizdka. Autorka bardzo
wyraźnie pokazała wszystkie burze, które szaleją w Indze, ciosy w serce
spowodowane jego brakiem zainteresowania, rozmowy, które nic nie wyjaśniają
albo są tylko przekazywaniem sobie informacji i już niemal niewidoczną nić
porozumienia. A przecież nie tak dawno byli dla siebie wszystkim. I wtedy
pojawia się łucznictwo. I Robin. Na szczęście Dominika van Eijkelenborg nie rzuciła Ingi od
razu w jego ramiona, wystrzegając się w ten sposób stricte romansowego
charakteru całej historii. Tak naprawdę między tym dwojgiem najpierw pojawia
się przyjaźń i długo przyjdzie czytelnikowi czekać, żeby ich relacje posunęły
się dalej, mimo że ze względu na początek powieści wiadomo do czego to
wszystko prowadzi.
Ciągle zastanawiam się czy ta obyczajowa warstwa, te wewnętrzne
zmagania Ingi mi wystarczyły. I tak, i nie. Jej zniknięcie i późniejsze
rozwiązanie zagadki, a także watek związany z jej przyjaciółką były bardzo
przewidywalne i nie było mowy o żadnym zaskoczeniu. Dobrze byłoby myśleć, że
autorka wcale nie miała ambicji stworzenia trzymającego w napięciu thrillera i jej
zamiarem od początku było skupienie się na temacie poszukiwania siebie, swojego szczęścia i konsekwencji podejmowanych
decyzji. Pod tym względem jest to bowiem ciekawa powieść, która sprawiła, że
widzę w Dominice van Eijkelenborg potencjał.
Garść cytatów:
„To nie tak, że nie lubił mówić, rozmawiać. Nie lubił po
prostu tracić czasu na rozmowy bez sensu, mówić do ludzi, którzy nie słuchali,
słuchać ludzi, którzy używali słów, by wypełnić ciszę, a nie po to, by się
porozumieć”. (s. 118)
„Kiedy rozglądam się wkoło, mam wrażenie, że mężczyźni
częściej uciekają: w pracę, w swoje ważne sprawy. My, kobiety, zamarzamy.
Popadamy w nieczucie, w automatyzm, bo tak łatwiej, nic nie boli w zdrętwiałej
duszy”. (s. 148)
„Są dwa rodzaje bólu. Ten, którego źródło jest widoczne,
który pozostawia blizny, i ten w twoim wnętrzu, niezlokalizowany, dziwny, w
którego epicentrum nie możesz wbić zębów, paznokci, ostrza. Możesz go tylko na
chwilę zagłuszyć”.(s. 257/258)
~~*~~
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.
14 komentarze
Szkoda, że nie trzyma w napięciu tak, jak obiecywali, bo byłabym bardzo chętna na książkę, a w takim wypadku może sobie trochę poczekać zanim po nią sięgnę, bo mam inne, które w pierwszej kolejności bardziej mnie zaciekawią ;)
OdpowiedzUsuńJako thriller ta pozycja się nie sprawdza :) Polecam jednak na przykład "Dziewięć dni" Gilly Macmillan - tam napięcia nie brakuje.
UsuńLubię wydawnictwo Kobiece i książki, jakie wydają. Ta publikacja wydaje się interesująca dla mnie, głównie ze względu na prowadzone śledztwo. Zastanowię się.
OdpowiedzUsuńTego śledztwa, jak wspominam, jest tu niewiele, więc nie wiem czy byłabyś zadowolona :)
UsuńZamówiłam sobie tę książkę w promocyjnej cenie i otrzymałam ją wczoraj właśnie. Zatem niebawem zacznę jej lekturę :)
OdpowiedzUsuńO, cieszę się, bo będziemy mogły porównać wrażenia :)
UsuńSkoro powieść raczej nie jest mrocznym i emocjonującym thrillerem to chyba na razie spasuję. Przynajmniej na tę chwilę, ponieważ warstwa obyczajowa związana ze związkami bohaterki interesuje mnie mniej niż potencjalna zagadka kryminalna.
OdpowiedzUsuńMrok jest, ale tylko dlatego, że niektóre wydarzenia mają miejsce nocą :P A poważnie, to jest to dobra powieść obyczajowa, ale mało emocjonujący thriller, więc rozumiem Twój wybór :)
UsuńZdziwiłam się, że jednak nie thriller, ale skoro w książce tkwi jednak jakiś potencjał, to może nieświadomą krzywdę książce wyrządziło wydawnictwo, promując ją jako gatunek, którym zupełnie nie jest. ;/ Miałam kiedyś podobną sytuację, sięgając po książkę, która głośno promowana była jako fantastyka itd. i zebrało się przez to całe mnóstwo krytyki, a książka wcale zła nie była, tylko po prostu fantastyki tam praktycznie wcale nie było i jak dla mnie powinna być promowana raczej jakoś młodzieżowa obyczajówka z drobnymi elementami fantastyki... ;/
OdpowiedzUsuńWiesz, elementy thrillera tu są, więc to pewnie byłaby kwestia dyskusyjna; inna sprawa, że to, co we mnie zupełnie nie wzbudziło napięcia, w kimś innym jednak mogło :) Dla mnie jako thriller ta pozycja wypada słabo, ale już jako powieść psychologiczna jest dobra :)
UsuńFakt, że czasami niepotrzebnie się kładzie nacisk na określony gatunek, co rodzi rozczarowanie; podobnie jest gdy autora porównuje się z innym - najczęściej bardzo znanym - wtedy również łatwo o niedosyt :)
Lektura bardzo satysfakcjonująca, po zapowiedziach oczekiwałam rozrywki w typowym klimacie thrillera, a otrzymałam wspaniałe studium ludzkich marzeń, pragnień i potrzeb. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Świetnie, że książka Cię usatysfakcjonowała :)
UsuńPrzeczytam, jak tylko będę mieć okazję, bo wnioskując z Twojej recenzji - mogłaby mi się spodobać ta książka!
OdpowiedzUsuńTo ciekawa książka, może wzbudzać emocje :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)