Fiona Barton – Wdowa
29.10.2016
Fiona Barton, Wdowa [The Widow], tłum. Agata Ostrowska, Czarna Owca, 2016, 456 stron.
Kate Waters, tom 1
Kate Waters, tom 1
Jean powinna rozpaczać po śmierci męża - czuć rozpacz,
smutek i rozdzierający żal – przecież była mu tak bardzo oddana, że trwała przy
nim nawet, gdy mógł liczyć tylko na nienawistne spojrzenia, ostre słowa i
pogardę. Wtedy, kiedy wielu nazywało go porywaczem i mordercą. A jednak głównej
bohaterce powieści Fiony Barton towarzyszy ulga, że wszystkie te „bzdury” Glena
wreszcie się skończyły.
Wdowa świadomie opowiada swoją historię czytelnikowi, a
nieco mniej chętnie i bez wcześniejszego planu daje się namówić na wywiad przebojowej
reporterce Kate Waters. Różnie będą się toczyły te dwie opowieści, bo Jean
doskonale wie, o czym nie powinna mówić głośno, a na co może sobie teraz, gdy
mąż nie żyje, pozwolić. Tak naprawdę jednak jako narratorka dzieląca się
swoimi teoretycznie najskrytszymi myślami cały czas ma kontrolę nad tym, czego
się dowiadujemy. Miałam wrażenie, że nie potrafi być szczera nawet sama ze sobą
i skrzętnie chowa to, co istotne. Cały czas nie byłam pewna czy w ogóle powinnam jej wierzyć, czy faktycznie tak bardzo kochała Glena i z czego wynikała jej
ślepa lojalność wobec niego. Wierzyła w jego niewinność?
Nie potrafiłabym w rzeczywistości wciskać się w każdy
zakamarek czyjegoś życia, byle dowiedzieć się więcej - tak, jak to robili dziennikarze – sępy liczące
na choćby okruch, kilka słów lub emocji. A jednak literacko, poznając sprawę dwuletniej
Belli, która nagle zniknęła bez śladu sprzed swojego domu, byłam ciekawa nie
tylko tego, co się z nią naprawdę stało, ale także chciałam poznać wszystkie szczegóły
relacji kobiety, która żyła pod jednym dachem z mężczyzną podejrzewanym o
porwanie. Niemal spodziewałam się rozdzierających emocji i obrazów, ale szybko
okazało się, że bohaterowie są zupełnie inni niż początkowo założyłam, a wdowa
zbudowała wokół siebie taki mur, że długo trzeba będzie czekać, by znaleźć w
nim jakąś wyrwę.
Glen mnie trochę rozczarował, bo spodziewałam się więcej po
jego kreacji. Wiem, że wynika to z tego, jak sobie go wyobraziłam na podstawie
początkowych informacji – zaborczy, stanowczy, skupiony tylko na sobie, silny i
w pewnym sensie nieobliczalny. Oczywiście autorka nie mogła wiedzieć czego
akurat ja oczekiwałam i nie mogę jej za to winić, ale w jakimś sensie jego
postać, niby nie główna, ale przecież kluczowa dla całej historii, wydała mi
się z czasem nieco nijaka.
Jean pod tym względem wypada zdecydowanie ciekawiej i bardzo
niejednoznacznie, co zdecydowanie doceniam. Nie potrafiłam jej współczuć i do
końca polubić, bo trudno mi było okazać pełne zaufanie i nie wyczuwać (faktycznych
lub tylko wyobrażonych) fałszywych nut w jej opowieści. W pełni oddała stery
mężowi i przez cały ich związek pozwalała się prowadzić przez codzienność. Wbrew
pozorom i sytuacjom, w których chowała swoje myśli i potrzeby, wydawało mi się,
że pod wieloma względami taka kontrola i pozbawianie ciężaru decydowania o
wielu rzeczach jej odpowiadało. Z drugiej jednak strony były tematy, jak
chociażby chęć posiadania dziecka, bezpłodność Glena i jego kategoryczna niechęć
do szukania innych rozwiązań, które czyniły takie życie nieznośnym. A jednak
kobieta trwała przy nim i stała u jego boku, gdy na komputerze znaleziono treści
pornograficzne, policja usilnie starała się odwodnić jego powiązanie ze
zniknięciem Belli i wiele wskazywało na to, że Joan tak naprawdę zupełnie nie zna mężczyzny, z którym od lat mieszka.
Polubiłam Boba Sparksa prowadzącego śledztwo, bo czułam jak
ważne jest dla niego rozwiązanie sprawy Belli i jak ciężko mu się pogodzić z
tym, że może dziać się jej krzywda. Przypominał mi bardzo pod tym względem Jima
Clemo z powieści Gilly Macmillan „Dziewięć dni”, próbującego odnaleźć
ośmioletniego chłopca, który też zniknął bez śladu. Reporterka Kate Waters to natomiast
niewykorzystany potencjał – początkowo odgrywa dużą rolę i daje się poznać jako
skoncentrowana na celu i niezwykle sprytna kobieta, która jest zdolna wiele zrobić dla dobrego materiału (taką twarz prezentuje
jednak tylko w życiu zawodowym, prywatnie jest szczęśliwą żoną i matką) –
niestety z czasem zupełnie schodzi na dalszy plan.
Fiona Barton stworzyła powieść, którą czytałam z ciekawością
i ciągłą niepewnością – aż do końca nie byłam przekonana co jest prawdą, a co
nie. Miałam pewne podejrzenia i zakończenie nie było jakimś ogromnym
zaskoczeniem, ale cała droga do tego ostatniego punktu była intrygująca. Żałuję,
że nie wszystkie kreacje bohaterów spełniły moje oczekiwania, ale ten niedosyt
w pewnym stopniu złagodziła postać Jean, która nie ma zamiaru zdradzać od razu
wszystkiego i kryje się za skwapliwie wymyśloną maską. Pytanie, czy tylko
jedną.
Garść cytatów:
„Z drugiej strony
najgorszych zbrodniarzy rzadko można poznać na pierwszy rzut oka. Ludzie chcą wierzyć,
że zło można wyczuć z daleka. (…) Ale zło było nieuchwytne, ujawniało się tylko
od czasu do czasu i to czyniło je najbardziej przerażającym”. (s. 117)
~~*~~
19 komentarze
Hmm strasznie mieszane recenzje zbiera ta książka, a ja nadal nie mogę zdecydować czy chcę ją przeczytać, czy nie :) Fajnie, że u Ciebie wypada to raczej na plus, pomimo niedopracowanej kreacji Glena. Będę intensywnie nad nią myśleć, jak najdzie mnie ochota na thriller :)
OdpowiedzUsuńNajlepiej przekonać się na własnej skórze :) "Wdowa" była inna niż się spodziewałam, ale cieszę się, że miałam okazję ją przeczytać i poznać (chociaż czy rzeczywiście?) Jean.
UsuńMam zamiar przeczytać tę książkę, ale obawiam się, że już nastawiłam się na coś wyjątkowego i specjalnego, i przeżyję rozczarowanie.
OdpowiedzUsuńZbyt wysokie wymagania są zmorą czytelnika, znam to :) "Wdowa" nie wbiła mnie w fotel, ale to ciekawa powieść. Trzymam kciuki żeby mimo wszystko Ci się spodobała :)
UsuńTeż będę za to trzymać kciuki, bo książkę poznam na pewno :)
UsuńTemat powieści przypomina odrobinę motyw książki, którą ostatnio przeczytałam: "Czerwone liście" Cook'a. Przyznaję, że była ciekawa, zastanawiam się czy i ta by mi się spodobała. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że piszesz o jakiejś książce Robina Cooka, ale tytuł zupełnie nie w jego stylu. A to jednak Thomas :)
OdpowiedzUsuńKrótko mówiąc: pomysł dobry, ale nie do końca wykorzystany. :)
OdpowiedzUsuńMogło być jeszcze lepiej, to prawda Aniu :) Liczę na to, że w kolejnych książkach Fiony Barton będzie jak najmniej niedostatków :)
UsuńZachęciłaś mnie :) Może nie jest to książka, którą muszę przeczytać w tym momencie, ale chętnie się z nią kiedyś zapoznam :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem czy Ci się spodoba :-)
UsuńCiekawa fabuła, jednak obawiam się, że to trochę nie moje klimaty i mogłabym się aż tak nie wkręcić w tę historię. ;/
OdpowiedzUsuńJeśli już teraz nie czujesz chęci poznania tej historii, to nie namawiam :)
UsuńKsiążka dobra, ale nie było w niej tego efektu 'wow'. Jane była postacią bardzo intrygującą i niejednoznaczną, a autorka miała bardzo ciekawy pomysł na spojrzenie na zbrodnie z punktu widzenia bliskich sprawcy.
OdpowiedzUsuńTo prawda, nie wbiła mnie w fotel, a szkoda :) Liczę na to, że kolejna książka autorki to zrobi :)
UsuńDziennikarzem też byłabym raczej słabym, nie potrafię z odpowiednią śmiałością wchodzić w czyjeś życie. Fabuła książki kusi mnie jednak więc kiedyś chętnie ją przeczytam. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńMnie przed byciem dziennikarką powstrzymywałoby też zbyt cienka skóra jak na stresy, z którymi trzeba się mierzyć :)
UsuńCoś czuję, że książka szybko znajdzie się na mojej półce, zobaczymy, jakie będą moja wrażenia. :) Lubię takie niejednoznaczne w ocenie książki. :)
OdpowiedzUsuńZawsze ciekawie jest porównać wrażenia, nawet (a może szczególnie wtedy) gdy są zupełnie różne :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)