Robin Cook - Gorączka
7.02.2016
Robin Cook, Gorączka [Fever], tłum. Marek Mastalerz, Rebis, 1999, 336 stron.
Sporo czasu minęło od mojego ostatniego spotkania z Robinem
Cookiem, a chociaż czytany wtedy „Marker” miał kilka słabszych punktów, to był
jednak na tyle sprawnie i ciekawie napisaną powieścią, że do kolejnego tytułu amerykańskiego autora
podeszłam z entuzjazmem. Niestety, „Gorączka” okazała się sporym rozczarowaniem
i podejrzewam, że gdyby nie poznała wcześniej możliwości Cooka, teraz poważnie
bym się zastanowiła nad sięganiem po kolejne jego książki.
Charles Martel znalazł się w momencie swojego życia, w którym
znowu potrafi czuć się szczęśliwy. Od zachorowania żony na białaczkę i jej
śmierci minął już pewien czas i mężczyzna zdołał krok po kroku poukładać sobie codzienność.
Spotkał na swojej drodze bratnią duszę, ma troje dzieci, które go potrzebują
oraz pracę, dającą mu poczucie, że robi coś ważnego – walczy z rakiem, próbując
wynaleźć lekarstwo, mogące uchronić od śmierci wiele osób. Los wybitnie
sobie z niego jednak zakpi, dotykając białaczką również jego córkę. A gdy okaże
się, że jej choroba może nie być przypadkiem, cały poukładany na nowo świat
zacznie się walić.
Rzeczywistość, która prezentuje Robin Cook w „Gorączce” nie
napawa optymizmem. Ludzie dbający jedynie o własny interes, wiecznie znudzeni i
wybitnie niekompetentni pracownicy urzędów i różnorakich instytucji – z tym
będzie musiał zmierzyć się główny bohater, w gruncie rzeczy odbijając się między
jednym murem a drugim i potykając się o podstawiane mu pod nogi kłody. Nie raz
zrobi się nawet niebezpiecznie, bo są osoby, które nie mają ochoty mierzyć
się z prawdą na temat wpływu pewnej fabryki na śmiertelne choroby, które mogą dotykać
mieszkańców. Autor na tyle sugestywnie pokazał morze ludzkiej obojętności,
głupoty i interesowności, że niejednorodnie czułam się poirytowana tym, jak
trudno znaleźć kogokolwiek, kto widział by coś więcej niż czubek własnego nosa czy
stan portfela.
Robin Cook przez większą część książki nie potrafił niestety
sprawić, żebym poczuła się jakoś mocno zainteresowana losami bohaterów. Przez
dłuższy czas było mi zupełnie obojętne co się z nim dzieje i przede wszystkim
jaki będzie ich następny krok. Nawet teraz, mimo że od lektury „Gorączki” minęło
mało czasu, nie pamiętam już nawet większości imion i jestem pewna, że żadna z
osób, którą poznałam na kartach powieści, nie skradnie moich myśli na dłużej. Miałam
poczucie, że większość postaci jest zbyt jednowymiarowa, absolutnie niczym
niezaskakująca i niepobudzająca do troski o ich poczynania. Odrobinę sytuację
ratował Charles Martel, który z jednak strony denerwował mnie dosyć mocno swoim
zachowaniem i brakiem opanowania, ale z drugiej przynajmniej wywoływał we mnie
jakiekolwiek uczucia. Chwilami jego działania wydawały mi się przerysowane (aż miałam
ochotę nim potrząsnąć, by wreszcie się wziął w garść), ale gdy się nad tym
zastanowić, znalazł się w naprawdę nieciekawej sytuacji i całkiem możliwe, że
właśnie tak zachowywałby się zrozpaczony ojciec, który nie ma już nic do
stracenia.
Fabuła miała potencjał, by odkryć przed czytelnikiem nie
tylko kilka tajemnic nowotworów i pokazać jak trudne są próby wynalezienia
lekarstwa, ale także mogła trzymać go w napięciu od pierwszej do ostatniej
strony. Niestety, o ile w pierwszym przypadku Robin Cook powiedzmy, że podołał zadaniu
(pojawiają się nieco trudniejsze fragmenty związane z medycznymi aspektami, ale
nie są aż tak skomplikowane, by przyprawiać o zawroty głowy), o tyle w drugim,
w moim odczuciu, niespecjalnie sobie poradził. Jak na thriller medyczny za
który ma uchodzić „Gorączka” poziom napięcia jest zbyt niski. Brakowało mi bodźców,
które by taki stan wywoływały i przez to bez żalu odkładałam książkę, a
wracałam do niej ze stopniowo malejącym entuzjazmem. Wprawdzie pod koniec
rzeczywiście akcja zagęściła się na tyle, że pobudziło to moją ciekawość (przymykam
tu oko na kilka nieprzekonujących elementów), ale to jednak za mało, by
stwierdzić, że miałam do czynienia z dobrym thrillerem. Dużo lepiej pasuje mi
do niego określenie przeciętny.
Jestem wobec Robina Cooka dosyć krytyczna, ale trudno mi
ukrywać, że spodziewałam się po „Gorączce” znacznie więcej. Tym bardziej, że „Marker”
pokazał mi, że pisarz nie tylko potrafi prowokować czytelnika do zastanowienia
się nad ważnymi medycznymi aspektami, ale stworzyć historię, którą z
ciekawością się poznaje i bohaterów, których losami można się przejąć. Drugie
spotkanie z amerykańskim pisarzem mnie zawiodło, ale liczę na to, że kolejne,
które już sobie zaplanowałam, będą bardziej udane.
Garść cytatów:
„W chorobie najgorsza jest niepewność. Ludzie są zdolni
przystosować się do wszystkiego, jeśli tylko wiedzą”. (s. 95)
22 komentarze
Raczej nie sięgnę po tę książkę ;/ Ale fajne zdjęcia zrobiłaś!
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Książki szczególnie nie polecam, lepszym wyborem byłby zdecydowanie "Marker" :)
UsuńPobrałaś sobie krew?:) Cooka lubię ale nie w nadmiarze. Dawno nic jego autorstwa nie czytałam. "Gorączka" była jedną z pierwszych książek tego autora jakie przeczytałam. Bardzo dawno temu, więc niewiele z niej pamiętam:)
OdpowiedzUsuńMalinową :)) Na mnie czekają na półce "Napad" i "Chromosom 6" :)
UsuńNic tak nie razi, jak niewykorzystany potencjał. Szkoda, bo temat jest ciekawy i można było zainteresować czytelnika. Może kiedyś się namówię, ale nie w najbliższej przyszłości. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNa ten tytuł zdecydowanie nie namawiam :-)
UsuńCzytałam jedną książkę Cooka, ale trochę mnie znudziła. I tak się obawiam sięgać po kolejne...
OdpowiedzUsuńBookeaterreality
A jaki tytuł masz za sobą? ;) To może być też kwestia tego czy lubi się thrillery medyczne. Albo również nie trafiłaś na Cooka w tym lepszym wydaniu :)
UsuńDla mnie książka z wężem na okładce jest z góry spalona, chyba, że mi ją mąż oprawi w szary papier. Sama jej do ręki nie wezmę. O_o
OdpowiedzUsuńA co do Cooka, to próbowałam raz się z nim zaprzyjaźnić, ale nie wyszło i później już nie próbowałam.
Awersja do węży? ;) Ja Cooka na pewno nie skreślam, liczę, że jeszcze mnie zaskoczy in plus :)
UsuńCzytałam wszystkie książki Robina Cooka. Lubię thrillery medyczne. Później trafiłam na powieści Tess Geritsen, Michaela Palmera, Petera Clementa, Kena McClure'a a ostatnio Nancy Fisher :)
OdpowiedzUsuńO, z tych o których wspominasz poza Cookiem znam tylko Tess Gerritsen (i bardzo lubię), więc fajnie wiedzieć u kogo jeszcze można szukać medycznych spraw :)
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńKsiążkę chyba sobie póki co odpuszczę. Polecam za to powieści Tess Geritsen. Czytałam już kilka i bardzo mi się podobały :D
addictedtobooks.blog.pl
Dziękuję ;-) Tess odrobinę znam i zdecydowanie lubię ;)
UsuńNie przepadam za thrillerami medycznymi, dlatego z twórczością Cooka raczej się nie zapoznam. Wyjątek robię tylko dla Gerritsen, u której wątek kryminalny jest mocno rozbudowany, a medyczne aspekty funkcjonują na drugim planie. Przynajmniej na razie taką poczyniłam obserwację :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajne zdjęcia zrobiłaś, strzykawka aż przeraża :)
Gerritsen świetnie się czyta ;) I rzeczywiście medyczne aspekty u niej na pewno nie przytłaczają :) Ze strzykawką obchodziłam się ostrożnie :)
UsuńTe zdjęcia są trochę straszne.... Nie czytałam jeszcze żadnego thrillera medycznego, choć na półce samego Cooka czeka z pięć pozycji. Wszystko przede mną. Wśród nich akurat "Gorączki" nie ma... Dam mu szansę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
ksiazki-inna-rzeczywistosc.blogspot.com
Nie ma co się bać :)) Nikt nie ucierpiał :)
UsuńSkoro książki już czekają to warto spróbować :)
Miałam swego czasu fazę na thrillery medyczne i na samego Cooka właśnie, ale potem faza się skończyła i teraz bardzo rzadko sięgam po tego typu książki. Choć czasem tęsknię ;) Z książek Cooka najbardziej utkwiło mi w pamięci "Dopuszczalne ryzyko", baaardzo mi się ta powieść podobała :) "Gorączki" nie czytałam, ale nie wiadomo co przyniesie los ;)
OdpowiedzUsuńO, w takim razie za "Dopuszczalnym ryzykiem" się rozejrzę :)
UsuńKiedyś czytałam książki tego autora, teraz rzadko po nie sięgam :)
OdpowiedzUsuńCóż, książka wydaje się bardzo przygnębiająca i chyba jednak się na nią nie zdecyduję, chętniej sięgnę po "Marker" tego autora :)
OdpowiedzUsuńMuszę powiedzieć, że zdjęcia zrobiłaś genialne, brawo!
Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)