Stephen King - Dziewczyna, która kochała Toma Gordona
15.11.2015
Stephen King, Dziewczyna, która kochała Toma Gordona [The girl who loved Tom Gordon], tłum. Krzysztof Sokołowski, Albatros, 2013, 302 strony.
Masz dziewięć lat i okazję, by spędzić trochę czasu w lesie, na wycieczce ze swoją mamą i starszym bratem. Problem w tym, że bliscy skupiają
się na kłótniach i właściwie zupełnie zapominają o Twoim istnieniu. Oddalasz
się tylko na moment, ale szybko okazuje się, że ścieżka znika z pola widzenia w
gąszczu drzew. Minie sporo czasu zanim rodzina zauważy Twoje zniknięcie, a Ty wówczas zupełnie się już zgubisz. Z gasnącą nadzieją na szybki powrót do domu.
Coraz bardziej przerażona i zdająca sobie sprawę, że las zdecydowanie nie jest
miejscem przyjaznym dla małych dziewczynek, szczególnie gdy okaże się, że nie
jesteś tak zupełnie sama…
W takiej sytuacji znalazła się Trisha i obserwowanie jak się z nią mierzy, pozwala zobaczyć w niej mnóstwo dojrzałości i odwagi.
Przychodzą chwilę załamania i bezsilności, ale w ekstremalnych, jak na swoje
możliwości warunkach, dziewczynka radzi sobie zaskakująco dobrze. Pocieszenie
stanowią dla niej audycje ze spotkań drużyny Red Sox i możliwość wyobrażenia
sobie swojego ukochanego zawodnika – Toma Gordona. Z czasem zresztą wydaje jej
się, że widzi go naprawdę…
„Dziewczyna, która kochała Toma Gordona” w moim odczuciu nie
może się równać z takimi tytułami jak „Misery” czy „Lśnienie”, ale też nie
rozczarowała mnie tak bardzo jak na przykład „Rok wilkołaka”. Nie jest
najlepszym popisem umiejętności Stephena Kinga i doskonale zdaję sobie z tego
sprawę, ale ma w sobie kilka elementów, które mimo wszystko doceniam.
Jednocześnie wydaje mi się, że ten tytuł raczej nie sprawdzi się na
pierwsze spotkanie z autorem – nie ma w sobie fabuły, która by totalnie porwała
czytelnika od pierwszej do ostatniej strony i fakt ten może łatwo przysłonić te
atuty, które dostrzegam, znając już (i bardzo lubiąc, to przyznaję) pióro
Kinga.
Przez całą książkę towarzyszymy Trishy i pewnie dlatego
łatwo było mi się do niej przywiązać i trzymać kciuki, by się nie poddawała.
Nie były to może jakieś porywające emocje i wielkie napięcie, ale dziewczynka
nie była mi obojętna, a po głowie ciągle chodziło mi pytanie jak Stephen King
poprowadzi tę historię. Do ostatnich stron nie czułam pewności jak to wszystko
się zakończy, chociaż to pewnie wynik tego, że wiem jak amerykański pisarz
potrafi zaskoczyć.
Stephen King świetnie radzi sobie z portretowaniem swoich
bohaterów, a nie zawsze są to tylko ludzie (wystarczy wspomnieć o psie Cujo), więc
nie dziwi mnie, że w „Dziewczynie, która kochała Toma Gordona” za jedną z
postaci z powodzeniem uznać można las. Wprawdzie nie ma on formy
spersonifikowanej, ale nie raz w trakcie czytania odnosi się wrażenie, że żyje.
Raz jest przyjacielski, pozwalając na zebranie zapasów umożliwiających
przetrwanie i dając schronienie, a innym razem pod nogi podstawia kłody i atakuje
ze wszystkich stron.
Mimo autów, które w tej historii dostrzegam, przyznaję, że
czegoś w niej brakuje. Z jednej strony wydaje mi się, że to wina fabuły, ale z
drugiej podziwiam, że Stephen King za każdym razem zaskakuje mnie pomysłem na
kolejną opowieść (i co ciekawe nigdy, nawet po dłuższym czasie, nie mam
problemów z zapamiętaniem o czym była któraś z czytanych książek). Mam
poczucie, że „Dziewczyna, która kochała Toma Gordona” jest bardziej
rozbudowanym opowiadaniem niż pełnowymiarową powieścią i może to sprawia, że
nie porywa tak, jak inne tytuły autora. Jest klimat, ukazanie emocji i myśli
targających bohaterką, ale gdyby całość miała więcej
wątków pobocznych – pewnie by na tym zyskała. Jest tylko jedno małe „ale” – to ograniczenie
przestrzeni i bohaterów ma swoje
uzasadnienie w chęci pokazania Trishy w sytuacji, gdy nie mam kontaktu z nikim
i jest sama.
Jak widać na wszystko można spojrzeć z dwóch stron i mimo że ostatecznie
ta książka nie znajdzie się w gronie moich ulubionych, to na pewno ją
zapamiętam i będę całkiem miło wspominała. Każde spotkanie z prozą Stephena
Kinga to odkrywanie kolejnego kawałka jego wyobraźni. Swoją drogą mam wrażenie,
że ograniczeń w niej niewiele.
Garść cytatów:
„Świat to potwór zębaty, gotów gryźć, gdy tylko zechce”. (s.
9)
„Jest taka chwila, w której, zdani samy na siebie, ludzie
przestają żyć, a starają się zaledwie przeżyć”. (s. 143)
21 komentarze
Czytałam "Dziewczynę, która kochała Toma Gordona" kilka lat temu i chyba faktycznie najlepszym określeniem jej jest bardziej rozbudowane opowiadanie. Powieść jest dobra, ale nie porywa tak, jak inne Kinga.
OdpowiedzUsuńDobra, ale nie jest porywająca - dokładnie ;)
UsuńNie czytałam już dawno powieści Kinga :)
OdpowiedzUsuńA masz jakiś tytuł w planach? ;)
UsuńNie znam tego tytułu, ale też bardzo lubię twórczość Stephena Kinga, więc kwestią czasu jest aż się zabiorę za tę książkę. Nie odstrasza mnie też informacja, że to nie jest wybitne dzieło, na tyle lubię Kinga, że pewnie i tak będzie mi się podobać :)
OdpowiedzUsuńTeż na tyle lubię Kinga (skłaniając się nawet ku: uwielbiam), że większość czytanych książek mi się podoba. Nie wszystkie mnie zachwycają, ale każde kolejne spotkanie sprawia mi mnóstwo radości :)
UsuńMam tak samo :))
UsuńTę powieść Kinga mam jeszcze przed sobą i jakoś mi się nie spieszy - słyszałam mieszane opinie na jej temat i pewnie zostawię ją sobie na później :) Przede mną, gdzieś na stosie, piętrzy się "Przebudzenie" i chyba to będzie moja kingowska przygoda na najbliższy czas :)
OdpowiedzUsuń"Przebudzenie" i na mnie czeka, ale najpierw chyba zabiorę się za "Mroczną połowę" ;)
UsuńMiałam dość mieszane odczucia po lekturze, książka nie do końca mi się podobała. Dla mnie opowieść balansowała na granicy nudy, no i zabrakło mi choćby uczucia niepokoju, które towarzyszy większości powieści Kinga, nawet tym psychologczno-obyczajowym.
OdpowiedzUsuńU mnie nudy nie było, ale faktycznie czegoś mi brakowało fabularnie ;-) A Kinga w wydaniu psychologiczno-obyczajowym jak na przykład "Martwa strefa" lubię najbardziej :)
UsuńCzytałam, kal większość jego książek:) Ja, podobnie jak Dominika, na tyle lubię Kinga, że łykam wszystko co napisze. I zgadzam się z Tobą, że na pierwsze spotkanie z autorem raczej się ta książka nie nadaje.
OdpowiedzUsuńPrzede mną jeszcze mnóstwo tytułów, ale strasznie mnie to cieszy :) Chętnie bym czytała jedną po drugiej, ale staram się sobie Kinga dawkować :) Na pierwsze spotkanie pewnie poleciłabym "Misery" chociażby ;)
UsuńZ biblioteki pewnie sobie wezmę, bo jakoś nie odczuwam potrzeby posiadania opowiadania o dziewczynce łażącej po lesie - choć mam świadomość tego, że jeśli napisał ją King, to i tak będzie cholernie wciągająca :D Ale to zwyczajnie nie ekonomiczne, bo masz rację, że to się wydaje być pomysłem raczej na opowiadanie. Ale Steven jak zaczął przy nim dłubać, to się zwyczajnie rozrosło :D
OdpowiedzUsuńRacja, nazwisko Kinga na okładce pozwala się spodziewać, że banalna historia wcale taka banalna nie będzie ;) Ja żałuję, że przy "Roku wilkołaka" się bardziej nie rozkręcił ;)
UsuńPo "Panu Mercedesie" mam mieszane uczucia do twórczości Kinga, ale kiedyś dam mu jeszcze szansę. Wybiorę chyba jednak jedną z bardziej kultowych pozycji, widzę, że ta może mnie nie przekonać. Prawdopodobnie wyceluję w "Misery". Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa właśnie dlatego najpierw próbuję sięgać właśnie po jego starsze powieści - "Misery" zdecydowanie polecam :)
UsuńA tego Kinga akurat nie czytałem, ale to raczej nie jest mój priorytet :)
OdpowiedzUsuńKiedyś pewnie przeczytasz ;-) Ja się teraz zabieram za "Mroczną połowę", mimo że doszło mi ostatnio kilka świeżynek Kinga ;-)
UsuńNie czytałam zbyt wielu książek Kinga, jednak ostatnio mam ochotę przeczytać "Bazar złych snów" :)
OdpowiedzUsuńaddictedtobooks.blog.pl
Czeka na mnie na półce, w kolejce ;) Daj znać jak przeczytasz :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)