Lucy Maud Montgomery - Ania z Szumiących Topoli
6.04.2015Cykl: Ania z Zielonego Wzgórza, tom 4.
Im dłużej przebywam w towarzystwie Ani, tym bardziej podziwiam
jej umiejętność dzielenia się radością nie tylko z ludźmi, którymi się otacza,
ale i ze mną jako czytelnikiem. Swoją pogodą ducha, optymizmem i
przeświadczeniem o drzemiącym w innych dobru, burzy mury ludzkich uprzedzeń,
niechęci i smutku, a robi to w tak uroczy sposób, że chciałoby się spotykać
tylko takie osoby na swojej drodze. Spotkanie z panną Shirley dzięki książkom
Lucy Maud Montgomery, pozwala mi oderwać się od codzienności, a choćby za
oknami (i w duszy) szalała burza i ulewny deszcz, to w momencie zatopienia się
w lekturze otaczam się tak pozytywną energią, że korzystam z tego możliwie jak
najczęściej.
Kolejny etap życiowej wędrówki Ani będzie związany z
Summerside – miasteczkiem, w którym obejmuje posadę dyrektorki szkoły. Będzie
to naprawdę duże wyzwanie i to nie tylko dlatego, że taka funkcja wiąże się z
dużą odpowiedzialnością, ale przede wszystkim ze względu na nieprzychylne
nastawienie rodziny (właściwie bardziej klanu) Pringle’ów. Zbyt delikatnie
powiedzieć, że rudowłosa nauczycielka nie zyskała ich sympatii – problem sięga
dużo głębiej, a jego rozwiązanie będzie wydawało się niemożliwe. Ania zmierzy
się ze złośliwością i dotkliwym uprzykrzaniem życia i nie jest pewne czy
wystarczy jej samozaparcia i pozytywnego nastawienia, by z tym wszystkim
walczyć.
Jeżeli jest przestrzeń, która może przynajmniej w małej
części konkurować z Zielonym Wzgórzem to zdecydowanie są to Szumiące Topole.
Wprawdzie dla mnie to nowe miejsce, w którym zamieszkała Ania nie ma aż takiego
uroku, ale dla niej stanie się niemal drugim domem. Zamieszka u dwóch ciotek –
Katarzyny i Loli, a chociaż to one wydają się mieć decydujący głos, to tak
naprawdę prym wiedzie tu Rebeca Dew, której rola zdecydowanie nie ogranicza się
jedynie do gotowania i sprzątania. To kobieta w średnim wieku i mocno
zasadnicza - trochę przypominająca Marylę, ale częściej pozwalająca sobie na
okazywanie emocji. Nietrudno mieszkanki tego domostwa polubić, ale co chyba
ważniejsze, nie można się też w ich towarzystwie nudzić.
Jak zwykle na drodze Ani stanie mnóstwo nowych osób, a
każda z nich to postać mocno wyrazista i
stanowiąca w pewnym sensie wyzwanie dla panny Shirley. Jen Pringle – jedna z
jej uczennic - nie raz i nie dwa da się jej we znaki; Katarzyna Brooke z
wiecznie niezadowoloną miną nie będzie stanowiła dobrego materiału na koleżankę
z pracy; Pani Gibson swoim zrzędzeniem mogłaby
świętego wyprowadzić z równowagi, a przecież nawet cierpliwość Ani ma swoje
granice; mała Elżbieta pojawi się niczym promyk dziecięcej nieokiełznanej wyobraźni,
chociaż jej opiekunki postarają się stłumić w niej każdy cień radości.
Interesujących mieszkańców w Summerside na pewno nie zabraknie.
U Lucy Maud Montgomery właściwie w prawie każdym kryje się (czasem bardzo
głęboko) dobro, a pewna rudowłosa bohaterka potrafi je dostrzegać jak nikt
inny. Ta jej umiejętność zjednywania
sobie ludzi i sprawianie, że to przed nią otwierają swoje serca jest
zadziwiająca. Czasami potrzeba rozwiązywanie czyichś problemów oraz bycia
lubianą i akceptowaną wplącze ją w kłopoty, ale Ania nie byłaby sobą, gdyby nie
starała się ze wszystkich sił.
Gdyby spotkania z książkami kanadyjskiej pisarki nie
sprawiały mi tyle przyjemności, to pewnie nieco bardziej krytycznie patrzyłabym
na niektóre ich elementy. Autorka ma na przykład tendencję do stosowania
przeskoków w akcji i nagle okazuje się, że jeden z wakacyjnych pobytów na Zielonym
Wzgórzu w ogóle jest pominięty, a odstępy między innymi wydarzeniami momentami
są zbyt duże. Czasami odnosi się wrażenie, że przesuwamy się od jednego epizodu
do drugiego, chociaż są punkty i bohaterowie, którzy spajają całość. Jak zwykle
brakowało mi Gilberta, którego udział w czwartym tomie serii ograniczony został
w sposób bardzo drastyczny. Ania pisze do niego listy i mamy świadomość, że
tych dwoje łączy uczucie i plany wspólnej przyszłości, ale ciągle mam wrażenie,
że chociaż jest osobą w jej życiu bardzo ważną, to tak naprawdę ciągle wiemy o
nim mniej, niż o niektórych, teoretycznie nie tak kluczowych, bohaterach. Zauważam
te niedostatki, ale nietrudno mi je wybaczyć, gdy zdaje sobie sprawę jak kojąco
działa na mnie lektura tej serii. Za każdym razem daje się oczarować Ani, a jej
śmiech utrwalony na kartach kolejnych powieści słyszę niemal tak wyraźnie, że
mam ochotę śmiać się razem z nią.
„Nigdy nie jest się zbyt starym, by marzyć. A marzenia też
się nie starzeją”. (s. 121)
„Nie da się żyć, zdmuchując tylko puch z dmuchawców i
wzdychając do księżyca (…)”. (s. 133)
„Ale, mój drogi, blask księżyca, którym nie można cieszy się
we dwoje… niewiele jest wart”. (s. 294)
30 komentarze
A jutro w kioskach kolejna część kolekcji :) Będą rano pędzić, by kupić książkę :)
OdpowiedzUsuńI ja jutro mam zamiar zawitać w kiosku :)
UsuńI ja ^^
UsuńJa już mam :)
UsuńWidzisz, a ja sklerotyczka zapomniałam :P Ale jutro kupię! :)
UsuńPrzeczytałam wszystkie części przygód Ani i jej dzieci, do tego "Emilkę ze Srebrnego Nowiu", prócz pierwszej :) To było najdziwniejsze co mogłam zrobić :) Może dlatego że do "Ani z Zielonego Wzgórza" byłam zmuszona, a do reszty nie. Raczej mile wspominam spotkania z Autorką. Nie dostrzegałam wtedy wad przez Ciebie wymienionych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
W moich planach są wszystkie książki autorki, a gdybyś zastanawiała się nad lekturą jeszcze jakiegoś tytułu to "Błękitny zamek" jest bardzo przyjemną historią :)
UsuńJak bardzo uwielbiam cykl o Ani, tak Szumiące Topole były dla mnie najnudniejsze, najsłabsze i przeczytałam je tylko raz, podczas gdy do innych tomów wracałam po dwa-trzy razy.
OdpowiedzUsuńA co do powyższego komentarza, to tak, Błękitny zamek jest świetny. I Jana ze Wzgórza Latarni:)
O widzisz, mi aż tak nudne się nie wydawały, ale ciekawe jak spojrzę na nie po przeczytaniu całego cyklu :)
UsuńOstatnią przygodę skończyłam na części poprzedniej (kolekcjonuję tę przepiękne książki)!
OdpowiedzUsuńNa pewno wszystko nadrobię w wakacje!
Kolekcja rzeczywiście prezentuje się świetnie :)
UsuńKocham Anię, na pewno już to wspominałam. Nie wiem, co ten rudzielec w sobie ma, że nawet, jeśli mnie coś w niej denerwuje, to i tak jestem w stanie machnąć na to ręką. Dawno nie wracałam do tej serii, więc chyba najwyższa pora to zrobić. :) (Najpierw jednak muszę dokończyć Harrego ^^).
OdpowiedzUsuńNieodparty urok ta nasza Ani ma :) A Harry'ego czytaj czytaj, ja pewnie jeszcze nie raz do niego wrócę :)
UsuńNigdy nie lubilam Ani z zielonego wzgorza. Prawdopodobnie dlatego ze okropnie mni sie dluzyzla, a musialam czytac syzbciutko bo lektura. Nienawidze tego. Czytam bo chce, a nie ze musze. I od tej pory jestem totalnie na nie. Ale teraz cos mnie naszla ochote by sprobowac ponownie. Po przeczytaniu recenzji wydaje mi sie ze moze w koncu moj foch minie i siegne po ksiazke :)
OdpowiedzUsuńCzytanie na siłę nigdy nie jest przyjemne :) Może w innych okolicznościach Ania bardziej przypadłaby Ci do gustu :)
UsuńNie rozumiem, dlaczego poprzestałam na pierwszej części przygód Ani, koniecznie muszę zapoznać się z jej dalszymi losami :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! :)
UsuńCały cykl o Ani to moje dzieciństwo, co roku czytałam całą serię. Teraz niestety nie mam na to czasu (tyle książek nieprzeczytanych), ale chętnie bym wróciła do Avonlea.
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze kiedyś się skusisz na powrót :) Ale rozumiem, że te nieprzeczytane tytuły baardzo kuszą :)
UsuńWolę "Anię na uniwersytecie"... ale i ta część była dobra. Tylko - jak piszesz - za mało Gilberta;)
OdpowiedzUsuńMi jest go ciągle za mało, ale w tej części to już totalnie :)
UsuńJak dla mnie nie ma różnicy, która to część. Jestem po uszy zakochany w serii i każda książka jest dla mnie wyjątkowa. :)
OdpowiedzUsuńJa tak totalnie to tylko w Harrym Potterze jestem zakochana, jeżeli mowa o seriach książek :) A Anię bardzo lubię :)
UsuńLubię Anię, ale z tym tomem akurat miałam problem, żeby go dokończyć bo jakoś mnie nudził :) Niemniej muszę za niedługo wrócić do całej serii :)
OdpowiedzUsuńZapraszam serdecznie do mnie!
Wyspa Księcia Edwarda czeka! :)
UsuńUwielbiam Anię! Chyba będę musiała niedługo wrócić do serii od początku...
OdpowiedzUsuńAni nie lubię, nigdy do mnie nie przemawiała :)
OdpowiedzUsuńWidzisz, nie u każdego Ania wzbudza sympatię :)
UsuńW sumie potrafi być irytująca i taka... naiwna. Ale to takie urokliwe!
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że nie jest idealna :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)