Jeffery Deaver - Kolekcjoner Kości
13.03.2015
Jeffery Deaver, Kolekcjoner Kości [The Bone Collector], tłum. Konrad Krajewski, Prószyński i S-ka, 2013, 376 stron.
Anonimowy telefon kieruje funkcjonariuszkę policji
patrolowej Amelię Sachs w stronę torów kolejowych. Tam w czeka ją widok co
najmniej makabryczny – wystająca na powierzchnie ręka, a na palcu, obdartym aż
do kości, brylantowy pierścionek. Szybko okazuje się, że zakopany mężczyzna to
jedna z dwóch porwanych osób, które wsiadły na lotnisku do taksówki i nie
pojawiły się w hotelu. Istnieje nadzieja, że kobieta może jeszcze żyć, tym
bardziej, że morderca zostawił kilka wskazówek, dzięki którym jest szansa na
jej uratowanie.
Policja zwraca się o pomoc do Lincolna Rhyme’a, który na technikach
prowadzenia śledztwa zna się jak nikt inny. Problem tkwi nie w tym, że
mężczyzna jest niemal całkowicie sparaliżowany (może ruszać tylko jednym
palcem, mięśniami szyi, twarzy i ramion), bo umysł ma zupełnie sprawny, ale tak
się akurat składa, że Rhyme jest na etapie planowania swojej śmierci. Trzeba
dodać, że są to przygotowania niezwykle zaawansowane i raczej nie ma czasu na
zabawę w kryminalistyka. Tak się jednak szczęśliwie składa, że umysł zabójcy i
umyślnie zostawiane wskazówki wzbudzają w nim ciekawość. A stąd już tylko krok
(a ściślej rzecz ujmując ruch palca) do zaangażowania w całą sprawę.
Nie mogłam nic poradzić na to, że Lincoln Rhyme miał dla
mnie postać Denzela Washingtona, a Amelia Sachs Angeliny Jolie. Gdy oglądałam
na ekranie „Kolekcjonera kości” nie miałam jeszcze w planach lektury książek J.
Deavera (prawdę mówiąc nie zdawałam sobie nawet wówczas sprawy, że film jest
ekranizacją powieści), ale w gruncie rzeczy zarówno Jolie jak i Washingtona
lubię, więc to mi zupełnie nie przeszkadzało. Bardziej niepokojącą kwestią
mogłaby być świadomość jak rozwija się cała fabuła i kto jest mordercą, ale tu
z pomocą przyszła (nareszcie się do czegoś przydała) moja zawodna pamięć i
długi czas jaki minął od seansu – dzięki temu mogłam się zatopić w lekturze,
zastanawiając się kim jest grasujący po Nowym Jorku zabójca.
Autor nie daje czytelnikowi tak naprawdę ani chwili
wytchnienia – cała akcja toczy się na tyle szybko, że nietrudno byłoby w tym
skupieniu na kolejnych wydarzeniach zapomnieć o porządnej kreacji bohaterów. Na
szczęście Jeffery Deaver nie dał się skusić na potraktowanie tej kwestii po
macoszemu i rozdając role w świetnie skonstruowanej fabule, zadbał także o
satysfakcjonujący rys psychologiczny głównych postaci i zapamiętywalność
(przynajmniej w większości przypadków) tych znajdujących się na drugim planie.
Bezsilny i zmęczony. Taki jest Rhyme, chociaż na jego charakterystykę
to zdecydowanie zbyt mało. Te dwa uczucia towarzyszą mu jednak na co dzień od
chwili, gdy został sparaliżowany, dlatego śmierć wydaje się całkiem logicznym
rozwiązaniem. Strach przed nasilającymi się atakami, które mogą jeszcze
pogorszyć jego stan i sprawić, że nie będzie miał już kontroli nad niczym,
sprawia, że trudno mu wyobrazić sobie inne wyjście. Niejako w opozycji do tego
poczucia beznadziei poznajemy Rhyme’a od innej strony – jako genialnego
kryminalistyka, który jest w stanie w jednej chwili odwrócić bieg śledztwa. To
ono zmusza go do wysiłku, czasami ponad siły, ale też staje się celem, dla
którego warto samobójcze plany odłożyć na trochę później.
Amelia Sachs to twarda babka, co może niekoniecznie widać na
pierwszy rzut oka. Trudno jednak dziwić się jej, że w zetknięciu z tak
makabrycznymi zbrodniami, które wstrząsają Nowym Jorkiem, radzi sobie różnie.
To jej zdecydowanie dodaje autentyczności, a jednocześnie stanowi szansę na
pokazanie jak w ekstremalnych sytuacjach człowiek potrafi nie tylko szybko się
uczyć, ale i sprawnie dostosowywać do warunków, na które nie ma wpływu.
Lincoln Rhyme ma (nie)ograniczone pole manewru jako główny
filar śledztwa. Niezależnie od trudności jakie przysparza mu jego ciało,
potrafi tak sprawnie wyciągać wnioski i dopasowywać kolejne elementy układanki,
że z pewnością zasługuje na podziw. Amelia Sachs, zupełnie do tej roli
nieprzygotowana, stanowi niejako jego przedłużenie, zabezpieczając miejsce
zbrodni i docierając tam, gdzie mężczyzna dotrzeć nie może. Ich współpraca jest
tym, co od pierwszej chwili szczególnie przypadło mi do gustu. Nie dlatego, że
tak świetnie się układa – wręcz przeciwnie – Amelia mocno się przeciwko całej
sprawie buntuje, głównie dlatego, że została w nią wbrew swojej woli wmanewrowana.
Deaver daje czytelnikowi okazję obserwowania dwóch niełatwych charakterów,
które się ze sobą ścierają i nie od razu dochodzą do porozumienia. Jest dzięki
temu zdecydowanie ciekawiej.
W książkach takich jak „Kolekcjoner kości” szczególnie cenne
jest wniknięcie w psychikę mordercy. Niespecjalnie przekonuje mnie sprawca,
który przez całą powieść kryje się całkowicie w cieniu, by na sam koniec
wyskoczyć z zza któregoś rogu i ujawnić swoją tożsamość. Odpowiednio
skonstruowany portret zabójcy buduje klimat całej historii, jest ogniwem, które
spaja całość. Gdy niemal czujemy jego oddech na karku to oznacza, że autor
naprawdę świetnie się spisał. Deaver zadbał o to, żeby czytelnik miał okazję poznać
bliżej Kolekcjonera Kości – jesteśmy świadkami jego zbrodni, które wiele mówią
o jego szaleństwie i inteligencji jednocześnie. To on dyktuje warunki na jakich
rozgrywają się kolejne wydarzenia – ma władzę i doskonale o tym wie.
Śledztwo rozgrywa się na przestrzeni zaledwie kilku dni i
jest na tyle intensywne, że czytelnik nie ma okazji się nudzić. Przy takim
tempie wydarzeń, gdy liczy się każda minuta, bo od tego może zależeć ludzkie
życie, mimo wszystko znajdzie się czas na poznanie wielu kryminalistycznych technik. Chociaż za
najbardziej fascynujący i tak uznałam geniusz Rhyme'a, to elementy związane z
pracą nad dowodami również wypadają ciekawie i co istotne – przekonująco.
Widać, że autor (z wykształcenia dziennikarz i prawnik), solidnie przygotował
się do ich opisów, zachowując przy tym równowagę i tym samym nie przytłaczając
zbytnio czytelnika niewiele mówiącymi specjalistycznymi określeniami. To
umiejętność, którą zdecydowanie doceniam.
Dużo czasu minęło odkąd w głowie zaświtała mi myśl, że warto
by było z prozą J. Deavera się zapoznać. Żałuję, że tyle trwało zanim wreszcie
po nią sięgnęłam, ale jednocześnie cieszę się, że w końcu ten moment nastąpił. „Kolekcjoner Kości” to kawałek naprawdę zajmującego historii, z gatunku tych, o których
myśli się nawet w chwilach gdy książka odłożona na bok czeka aż ponownie po nią
sięgniemy. Thriller z krwi i kości. O tak, z kości szczególnie.
Garść cytatów:
„Patrzymy na innych tak, jak patrzymy na siebie.” (s. 56)
„Kości nie kłamią. Są nieśmiertelne.” (s. 208)
„Ludzie są zabobonnymi istotami, Sachs. Sądzimy, że nadając
czemuś inną nazwę, zmieniamy to.” (s. 277)
20 komentarze
Chętnie przeczytam książkę, a potem włączę sobie film. Ciekawe czy i mnie historia spodoba się również.
OdpowiedzUsuńFilm jak to film - jest wersją okrojoną, co nie znaczy, że jest zły bo to udana produkcja, ale w takiej kolejności jak napisałaś będzie najlepiej poznawać tę historię :)
UsuńKiedyś muszę raz jeszcze przeczytać ten cykl. Uwielbiam Deavera, Sachs i Rhyme'a.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałaś calutki cykl? :)) Dalej jest tak samo świetnie jak w pierwszym tomie?
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZaczęłam kompletować ten cykl, udało mi się zdobyć 5 części jak na razie i najwyższa pora zabrać się za czytanie! Słyszałam, że ta książka jest genialna, muszę się o tym przekonać na własnej skórze :)
OdpowiedzUsuńWcale bym się nie obraziła gdybym miała w swojej biblioteczce kilka kolejnych części, ale powolutku na pewno skompletować całość. A Ty zabieraj się zaczytanie bo warto! :))
UsuńZabiorę się na pewno, grzech ominąć tak emocjonujące powieści :)
UsuńMoja mama bardzo lubi książki Deavera. Ja nigdy żadnej nie czytałam, ale dobrze pamiętam, że widziałam i bardzo podobał mi się film "Kolekcjoner kości" :)
OdpowiedzUsuńMoże i Tobie jego książki by się spodobały :)
UsuńJa rownież nie wiedziałam że film został nakręconyna podstawie książki :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że nawet jeśli widziałaś film, to i tak warto przeczytać książkę :)
UsuńWidze, że jest to ksiażka, która w swoim gatunku odnajduje się jak mało które. Bardzo mnie zachęciłaś i dodaje ją do listy "do przeczytania" :)
OdpowiedzUsuńO tak, to naprawdę sprawnie napisany thriller :)
UsuńZdecydowanie moje klimaty! :D
OdpowiedzUsuńW takim razie czytaj, czytaj :)
UsuńSięgaj po następne części, już!;)
OdpowiedzUsuńMój budżet tego nie wytrzyma, dopiero co kupiłam kilka nowych książek S. Kinga :D Ale sięgnę na pewno, może tylko nie tak 'już' :)) A tak w ogóle to i tak wszystko przez Ciebie bo tak Deavera zachwalałaś, że musiałam wreszcie"Kolekcjonera Kości" przeczytać :)
UsuńJa też oglądałam film i mnie również te postacie będę kojarzyć się z aktorami. Muszę koniecznie przeczytać!
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Powinna Ci się spodobać :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)