Kuferek wspomnień - Kaczor Donald
26.01.2015
Aż chciałoby się zacząć słowami "Dawno, dawno
temu...", ale w Kuferku jest miejsce zarówno dla tych mocno przykurzonych
wspomnień, jak i dla takich, które znalazły się tam wcale nie tak dawno. Z
pamięci umyka wiele, ale niektóre osoby, zdarzenia czy rzeczy zostają w niej na
dłużej – nawet jeżeli nie wszystkie szczegóły widzę tak samo wyraźnie. Postanowiłam
w ramach tego cyklu (chociaż to trochę za duże słowo - ścisłej powtarzalności
zagwarantować nie mogę) dzielić się z Wami takimi krótkimi wycinkami przeszłości.
Będzie nie zawsze zupełnie poważnie, ale na pewno książkowo, odrobinę filmowo i któż to wie jak jeszcze :) A
dzisiaj? Dzisiaj będzie komiksowo!
Kaczor Donald to nieodłączny element mojego dzieciństwa.
Zawsze jednak wolałam zaczytywać się w komiksach, które
przez lata namiętnie zbierałam niż oglądać bajki. W kioskach czasopismo można było kupić co dwa
tygodnie (później co tydzień i od niedawna znowu co dwa), a pierwszy numer na
rynku pojawił się w 1994 roku. Moja przygoda z kaczymi historiami przypadła
mniej więcej drugą połowę lat 90. i wkroczyła ze mną w nowe tysiąclecie.
Gdzieś pod drodze ta fascynacja ustąpiła innym, ale nadal
miło wspominam oczekiwanie na kolejne numery Kaczora Donalda. To był czas, gdy
w kiosku u mnie w miasteczku można było założyć swoją imienną teczkę, by mieć
pewność, że nie przegapi się żadnego numeru wybranej gazety. Zdarzało się, że
po zawartość swojej wybierałam się raz w miesiącu – wtedy czekały nam mnie dwa
(lub cztery) komiksy i tym większa radość, bo i oczekiwanie na nią było
dłuższe.
Chociaż czasopismo zawierało nie tylko same komiksy, ale i
zagadki czy żarty, to dla mnie liczyły się przede wszystkim obrazkowe historie
z nieodłącznymi dymkami. Poza Kaczorem Donaldem, jego siostrzeńcami (Hyzio,
Dyzio i Zyzio) czy Sknerusem McKwaczem miałam okazję poznawać przygody również
Myszki Miki, Minnie i Goofiego. Zawsze jednak z większą ciekawością
podchodziłam do tych opowieści, w których bohaterem był kaczor w marynarskim wdzianku.
Nieodłącznym elementem czasopisma były oczywiście dodawane do każdego numeru gadżety. A trzeba powiedzieć, że ich różnorodność mnie jako
dziecko zadziwiała i zachwycała. Papierowe gry, „skomplikowane” mechanizmy w postaci
zabawek czy gadżety, które pozwalały sprawiać innym niezłe psikusy. Spośród
wielu, które przez te kilka lat przewinęło się przez moje dziecięce ręce – w
pamięci utkwiła mi na przykład gumowa czekolada czy zestaw podróżnika z
kompasem.
Moja kolekcja w którymś momencie trafiła do innego
kaczoromaniaka, a dziś odrobinę tego rozstania żałuję. Na przestrzeni ostatnich
lat co jakiś czas sentyment do Kaczora Donalda i jego przyjaciół odżywał, tym
razem za sprawą grubszej wersji ich przygód, które przy różnych okazjach dostawałam
w prezencie. Dzisiaj w mojej biblioteczce są więc komiksy, chociaż nie w tak
dużej ilości jak kiedyś.
W duchu zaglądania do swojego Kuferka wspomnień,
postanowiłam też sprawdzić jak dzisiaj prezentuje się Kaczor Donald.
Zaopatrzyłam się w najnowszy numer, a pierwsza wrażenie, które towarzyszyło mi
w trakcie dokonywania zakupu to nasuwające się na usta pytanie: czy format
gazety nie był kiedyś większy? Żałuję, że nie mam jak tego porównać, ale może
po prostu ja trochę urosłam (chociaż niewiele) i to tylko takie wrażenie.
Do numeru standardowo dołączony został prezent – tym razem były to gumowe robale (w kolejnym będzie coś dla fanów gwiezdnych wojen – nadmuchiwany miecz!). Nie mogłam się oprzeć i magnetycznego karalucha już przetestowałam, przyczepiając go do lodówki i przyprawiając o szok współlokatorkę. Dżdżownice czekają na swoje pięć minut :-).
W środku znalazłam trochę ciekawostek na temat karnawału,
żartów do czytania i wykorzystania w praktyce, zagadek, Kaczogrodzki Kurier,
czyli aktualności z codzienności Kaczogrodu i przede wszystkim komiksy! Te
ostatnie stanowią zdecydowaną większość numeru i to duży plus czasopisma. Spędziłam
kilka miłych chwil na poznawaniu romantycznej przeszłości Sknerusa i towarzysząc Mikiemu na balu skrytych marzeń.
Taka podróż po zakamarkach pamięci pokazuje, że wiele
wspomnień ulega zatarciu, ale inne, czasem pozornie mniej znaczące, zostają w
niej na dłużej. Zawsze będę miło wspominała chwile totalnego zaczytania w
kolejnych numerach Kaczora Donalda, a gdy będę miała okazję – z przyjemnością wybiorę
się do Kaczogrodu.
--------
Źródło loga
Źródło loga
16 komentarze
oj pamiętam, ale nie wiem, czy dzisiaj zachwyciłyby mnie tak jak kiedyś :) Ale faktycznie dodatki były fajne, np. poduszka, na której się usiadło i pierdziała, wszyscy brali do szkoły a nauczyciele krzyczeli hehehe :D
OdpowiedzUsuńPamiętam ten gadżet!
UsuńPo latach na wszystko mimowolnie patrzy się trochę inaczej, ale fajnie sprawdzić swoje wrażenia :)
Również czytałam komiksy z tej serii jako dziecko. Wprawdzie nie tak regularnie jak Ty, ale też mam miłe wspomnienia związane z pochłanianiem kolejnych komiksowych kadrów oraz testowaniem dołączonych do numeru gadżetów :)
OdpowiedzUsuńMiło wiedzieć, że tylu czytelników miał Kaczor Donald :) Teraz pewnie kolejni komiksomaniacy z utęsknieniem czekają na kolejne numery :))
UsuńPamiętam to!
OdpowiedzUsuńZawsze kiedy otwieram moje pudełko ze starymi gratami - nawet komiksami (kolekcjonowałam od małego Witcha, Winxa, a nawet Odlotowe Agentki) - po prostu nie wierzę, jak ten czas pędzi!
Też czytywałam Kaczora Donalda i powiem szczerze, potrafił rozbawić mnie do łez!
Oj tak - pędzi jak szalony :) A wystarczy mała rzecz, by przywołać wspomnienia :)
UsuńOj tak, kiedyś się czytało.. pamiętasz w podstawówce na przerwach chodziłam do biblioteki i czytałam te komiksy ;)
OdpowiedzUsuńMatko, pamiętam te komiksy i gadżety dodawane do każdego numeru. Stare, dobre czasy!
OdpowiedzUsuńA ja nie pamiętam :c
OdpowiedzUsuńWidzę, że jesteś osobą z humorem. Jestem ciekaw jak użyjesz tych dżdżownic :)
Jakiś psikus się wydarzy! :))
UsuńHa, i ja pamiętam te komiksy i te czasami naprawdę dziwne gadżety. Choć szczerze mówiąc, ja Kaczora Dolanda wolałam w wersji kreskówkowej :P
OdpowiedzUsuńMiecz dla fanów "Gwiezdnych wojen"? Kurczę, wiem, że jestem już dorosła, ale...;)
OdpowiedzUsuńOj, byłam ogromną fanką Kaczora Donalda i miałam w domu całe stosy tych komiksów (no i komiksów-gigantów). Do dzisiaj zadziwia mnie to, jak twórcy potrafią do zwykłych historyjek dla dzieci wpleść nawiązania do znanych książek/filmów/innych tworów kultury...na przykład kiedyś stworzyli cały komiks nawiązujący do "Fahrenheita 451";) Świetna rzecz;)
Ja lubię zapominać, że dzieckiem już dłuższy czas nie jestem :))
UsuńTakie smaczki w postaci różnych nawiązań to rzeczywiście coś.
'Fahrenheit 451' nie czytałam, więc nawet jeśli miałam w łapkach ten komiks to nie dostrzegłam powiązań, ale samą książkę mam w planach już od jakiegoś czasu :)
A nie uważasz, że te dawne wydania miały w sobie większą magię? Teraz zdarza mi się kupować Donalda córce (choć robale sobie odpuściłam...) ale to już nie to samo, dziwne teksty bardziej mnie drażnią niż bawią, a sam wygląd postaci jest za bardzo "ugładzony"... Eh może po prostu się starzeję ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś na pewno większe emocje we mnie budziły, ale sięgając teraz po najnowszy numer trudno mi stwierdzić czy on jest inny czy inna jestem ja :) Ale miło było wrócić do tych wspomnień :)
UsuńKiedyś dostałam kilkadziesiąt numerów tego magazynu od kolegi, który wyrósł już z czytania komiksów . Zarwałam ładnych parę nocy, żeby je przeczytać i bardzo żałuję, że w jakiś tajemniczy sposób zniknęły one z mojego domu.
OdpowiedzUsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)