Emily Giffin - Ten jedyny
3.01.2015
Często przekonuję się, że wyobrażenie o
danym tytule, które mi towarzyszy przed lekturą, ma pewien wpływ na jego
późniejszy odbiór. Nie miałam wcześniej
okazji czytać żadnej powieści Emily Giffin, ale kilka czynników (np. dosyć krytyczne opinie, które wcześniej usłyszałam/przeczytałam od osób o gustach czytelniczych zbliżonych do mojego) złożyło się na
to, że po „Tym jedynym” nie
spodziewałam się wiele, nastawiając się prawdę mówiąc na mocno średnią lekturę. Na
przekór wszystkiemu to wzmocniło też moją chęć przekonania się czy ta książka
rzeczywiście jest aż tak słaba. Poza tym autorka jest dosyć znana i ma
wielu swoich wiernych fanów – stąd wniosek, który pewnie można by dopasować do
niemal każdej książki, że jednym się podoba, a innym wręcz przeciwnie. Byłam
ciekawa do której grupy ja będę się zaliczała.
Umiera pani Carr – żona podziwianego i
uwielbianego trenera futbolu, która od lat była zaangażowana w rozwój drużyny i
wspierała męża w każdy możliwy sposób. Jej śmierć to nie tylko moment ciężki
dla jej bliskich, ale i chwila refleksji nad życiem, które niekoniecznie wygląda
tak, jak powinno. Shea wspiera przyjaciółkę, która straciła właśnie ukochaną
mamę, ale jednocześnie zaczyna zastanawiać się nad tym, czy jest szczęśliwa. Ma
faceta, ale nie jest on raczej tym wymarzonym; ma pracę, ale chociaż związana
jest ze sportem, to niezupełnie pozwala jej czuć się spełnioną zawodowo. Krok
po kroku zaczyna więc zmieniać kierunek, poszukując w życiu prawdziwej miłości
i próbując swoją pasję do futbolu przekuć na zajęcie na pełny etat.
Kobieta po trzydziestce, która nagle
postanawia wykonać zwrot o 180 stopni i wreszcie zacząć o siebie walczyć. Brzmi
banalnie, prawda? Cóż, w powieści Emily Giffin nie znajdziecie nic odkrywczego.
Chciałabym napisać, że jednak gdzieś w tym wszystkim są elementy wymykające się
schematom i nawet chwilami miałam już nadzieję, że coś takiego się w tej
książce pojawi, ale niestety się nie doczekałam. Wprawdzie wątek sportowy to
też jakiś pomysł (a zajmuje tu naprawdę dużo miejsca), ale nie uznałabym go za
specjalnie oryginalny. Po względem fabuły nie zaskoczyło mnie tu absolutnie
nic. Od samego początku wiedziałam jak to wszystko się potoczy, chociaż
odrobinę liczyłam na to, że autorka utrze mi jednak nosa i zastosuje jakiś
ciekawy twist.
Nie od każdej powieści trzeba oczekiwać
rzucającej na kolana przewrotności i wiem, że czasami dobrze jest, dla
odprężenia, przeczytać coś, co zwyczajnie zapewni trochę niewymagającej
rozrywki. Pod tym względem „Ten jedyny” na pewno się sprawdził – pióro pani
Giffin spowodowało, że przez kolejne strony niemalże płynęłam, nie
doświadczając wprawdzie wielkich uniesień, ale miło spędzając czas. Jest też trochę
tak, że spodziewałam się, co tu dużo mówić, znacznie gorszej powieści, stąd
pewnie w trakcie lektury jedno mnie jednak zaskoczyło – że wcale nie była ona
tak zła. Na ekranie mogłaby z tego powstać typowa, ale miła w odbiorze komedia
romantyczna.
Wprawdzie gdzieś w tle, a czasami i na
pierwszym planie, pojawiają się tematy bardziej poważne, jak chociażby przemoc domowa,
ale i tutaj nie należy oczekiwać głębokich refleksji i szerokiego podejścia do
problemu. Trochę zbyt płytko jest pod tym względem, aby traktować to jako
poważną próbę analizy i pozostawienia czytelnika z szeregiem ważnych
przemyśleń. Oczywiście nie oznacza to, że „Ten jedyny” jest książką zupełnie o
niczym – można z niej wyciągnąć lekcję na temat dążenia do bycia szczęśliwą,
walki o miłość i przede wszystkim o siebie, ale wszystko to ma bardzo lekki
charakter. Bez emocjonalnych wstrząsów i niezapomnianych wrażeń.
Bohaterowie, podobnie jak fabuła, nie
zaskoczą czytelnika oryginalnością. Shea zyskała w gruncie rzeczy moją
sympatię, ale nie jest postacią, którą zapamiętam na dłużej. Zachowanie Trenera
trochę mnie dziwiło, a Ryan niestety okazał się chyba najbardziej typowy ze
wszystkich. Można było pokusić się o bardziej niejednoznaczne charaktery, bo
nawet jeżeli niektóre wątki uznać za podjęcie takiej próby, to nie wypadły one
specjalnie przekonująco.
Mogłoby się wydawać, że „Ten jedyny” to
raczej stosunkowo słaba powieść i rzeczywiście jeżeli szukacie czegoś
przejmującego, powodującego przyspieszone bicie serca i zaskakującego
niebanalnością, to nie radzę sięgać po ten tytuł. Jeżeli jednak najdzie Was
ochota na coś przyjemnego, niewymagającego i napisanego z lekkością – powieść Emily
Griffin się sprawdzi. To może być dobry odprężacz na leniwy dzień, ale nic poza
tym. Gdyby autorka pociągnęła niektóre wątki, trochę więcej wyrazu nadała
bohaterom i pokusiła się o mniej banalną fabułę – mogłaby z tego być świetna
powieść. A tak – mamy miłe czytadło, od którego nie należy oczekiwać zbyt
wiele.
Garść cytatów:
„Futbol
był naszym probierzem. Był opoką. Czymś, czego można się było chwycić, podczas
gdy jasna łuna dogasała nad Walker w Teksasie, naszą małą prywatną arkadią.”
(s. 13)
19 komentarze
Moja siostra jest zachwycona dziełami autorki. I ja może kiedyś sięgnę, dla odprężenia. I niestety, mało jest powieści z oryginalną fabułą, albo ja na nie trafić nie umiem :(
OdpowiedzUsuńWielu jest autorów, którzy potrafią zaskakiwać - Lisa Genova, Agatha Christie, Haruki Murakami i inni. Czasami też fabuła może być pozornie banalna, ale kryje w sobie mnóstwo niezaprzeczalnego uroku (np. "Błękitny Zamek" L.M. Montgomery).
UsuńCzasem lubię poczytać takie książki dla odprężenia, więc może akurat kiedyś sięgnę po tę książkę :)
OdpowiedzUsuńLubię lekkie powieści obyczajowe, ale nie są one dla mnie równoznaczne z książkami zbanalizowanymi, które spłycają niektóre wątki i w których bohaterowie są jak szara masa, dlatego raczej nie sięgnę po tę powieść.
OdpowiedzUsuńSą lekkie powieści obyczajowe i lekkie powieści obyczajowe (powtórzenie zamierzone) :). "Ten jedyny" należy do tych, które specjalnie nie urzekają, ale które ze względu na styl autorki dobrze się czyta i mogą zapewnić chwilę niewymagającej rozrywki. Rozumiem jednak, że biorąc pod uwagę wszystkie elementy tej książki, może to nie być dla Ciebie kusząca perspektywa :) Osobiście pewnie sięgnę kiedyś po jakąś powieść autorki, żeby sprawdzić czy może w innej historii tych niedostatków jest mniej.
UsuńMuszę zapoznać się z autorką
OdpowiedzUsuńCoś szczególnego Cię w niej kusi? Planujesz zacząć od "Tego jedynego" czy może masz na oku jakiś inny tytuł?
UsuńMimo to chciałabym przeczytać choć jedną książkę tej autorki, by przekonać się, czym pachnie jej schemat.
OdpowiedzUsuńOj, czasem takie czytadła są bardzo potrzebne;) Ale rzeczywiście można oczekiwać od tej tak lubianej przez wielu autorki czegoś więcej. Sama po tę powieść nie sięgnę. Jeśli już, wybiorę raczej kontynuację "Coś pożyczonego" - to też nie była odkrywcza, najmądrzejsza lektura, ale przynajmniej pozbawiona była wątków sportowych, za którymi nie przepadam;)
OdpowiedzUsuńWątek sportowy ma w "Tym jedynym" duże znaczenie, więc rzeczywiście jeśli takowych nie lubisz, to mogłaby być niekoniecznie lekka przeprawa :) Po takie lekkie czytadła czasami lubię sięgnąć, niezbyt może często, ale jednak są chwile, gdy takie książki się sprawdzają.
UsuńDo tej pory czytałam tej autorki jedynie "Dziecioodporną". Ale tę powieść mam w domu, więc na pewno również ją przeczytam.
OdpowiedzUsuń"Dziecioodporną" ma w biblioteczce moja współlokatorka, ale nie wspomina jej raczej specjalnie dobrze, więc jeszcze się zastanowię czy po ten tytuł sięgnąć. Przeczytałam Twoją recenzję tej książki i widzę, że i Ciebie główna bohaterka irytowała, a całość to tylko lekkie czytadło.
UsuńCzytałam tej autorki "100 dni po ślubie" i niby nie była zła, ale tez nic specjalnego. Dlatego raczej już jej książek nie przeczytam;)
OdpowiedzUsuńPowoli rodzi się we mnie obawa, że wszystkie jej powieści nie są niczym specjalnym, ale mam nadzieję, że się mylę :) Zresztą sięgnę po kolejną jej powieść, gdy będę szukała jakiegoś lekkiego przerywnika - wtedy chyba sprawdzi się najlepiej.
UsuńAkurat tego tytułu nie znam, ale czytałam "Coś pożyczonego" i "Coś niebieskiego" oraz "Dziecioodporną" tej autorki i choć było to jakieś 5-7 lat temu to pamiętam, że bardzo mi się te tytuły podobały i nadal mam je na półce:)
OdpowiedzUsuńCzasami warto też przeczytać coś lekkiego, może nawet troche banalnego. :D Żeby zwyczajnie odpocząć. :))
OdpowiedzUsuńBardzo lubię książki Emily Griffin :) z pewnością poszukam tej w bibliotece ;)
OdpowiedzUsuńNiestety nie czytałam jeszcze żadnej książki tej autorki. Może zobaczę w bibliotece.
OdpowiedzUsuńNigdy jakoś specjalnie nie ciągnęło mnie do twórczości tej autorki, więc myślę, że sobie jednak odpuszczę.
OdpowiedzUsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)