Wiesław Kielar - Anus mundi
17.12.2014
Tytuł: Anus mundi
Wydawnictwo: Literackie
Rok wydania: 1972
Liczba stron: 504
Literatury obozowej nie czyta się łatwo,
podobnie jak niełatwo jest o niej pisać. Nagle te same słowa, które sprawdzają
się w innych okolicznościach, tutaj wydają się zbyt banalne i mało znaczące. A
jednak próby uchwycenia tego, co w takich książkach zostało zawarte ciągle się
podejmuje. Lubię myśleć, że dzięki temu ktoś może pochyli się nad obozowymi
wspomnieniami, bo te, jakkolwiek szalenie trudne emocjonalnie do czytania,
warto znać.
Wiesław Kielar znał obóz Auschwitz od
podszewki. Trafił tam w 1940 roku, kiedy dopiero budowano jego podstawy i na przestrzeni kilku lat widział jak zmienia się i kształtuje ta machina
śmierci. Z numerem 290 przedzierał się przez kolejne dni obozowego życia,
doświadczając ogromnego okrucieństwa, ale i spotykając dobro, które tam, za
murami, miało jeszcze mocniejszy wydźwięk.
Spodziewałam się, że „Anus mundi” będzie
lekturą wstrząsającą i trudno jej taką nie nazwać. Ciągłe selekcje, znęcanie
się nad więźniami, głód i choroby, upodlenie człowieka, zobojętnienie i swego rodzaju uprzemysłowienie śmierci, która stała
się stałym elementem rzeczywistości – to tylko mały wycinek z ogromu tragedii
rozgrywającej się za murami obozu. Jednocześnie wspomnienia Wiesława Kielara są
w pewnym sensie inne od chociażby „Dymów nad Birkenau” Seweryny Szmaglewskiej. W pierwszym przypadku można podejść znacznie bliżej władz obozowych i stojących wysoko w jej
hierarchii osób, a to sprawia, że obraz rzeczywistości, która była udziałem
więźniów, znacznie się poszerza. Autor dokładnie zapamiętał wiele nazwisk i
funkcji, a dzięki temu esesmani, kapo, blokowi i wielu innych przestają być
bezimiennymi postaciami.
Wiesław Kielar pełnił różne funkcje w
czasie swojego pobytu w Auschwitz i Birkenau – był między innymi pielęgniarzem
w obozowym szpitalu, tak zwanym schreiberem - pisarzem blokowym i tragarzem
zwłok. Niezmienne pozostawało jedno – jako więzień musiał sobie radzić w
istniejących warunkach najlepiej jak potrafił. I pod wieloma względami ta
niełatwa sztuka udawała mu się nad wyraz dobrze. W obozie jednak nic nie jest stałe
i będąc najedzonym i stosunkowo bezpiecznym jednego dnia, kolejnego można
ocierać się o śmierć.
Wydaje się oczywistym (chociaż czasami
trochę zapomnianym) stwierdzenie, że niezależnie od narodowości, sprawowanych
funkcji czy statusu społecznego, wszędzie są ludzie dobrzy i źli. Przyjaciel
może stać się wrogiem i kapusiem, a pomoc może nadejść z najmniej oczekiwanej
strony. Wojciech Kielar pokazuje to dobitnie i jest to jedna ze szczególnych
wartości tych wspomnień. Jest tu również wiele paradoksów – człowiek, który z
przyjemnością wyżywa się na więźniach, wzrusza się słuchając muzyki; pozornie
niewinny i dobry chłopak w zetknięciu z władzą staje się równie bezlitosny jak
ci, którymi wcześniej pogardzał. Nic nie jest tylko czarne lub białe.
Wiele myśli i emocji pojawia się w głowie
po lekturze takich książek jak „Anus mundi”, ale bardzo trudno się nimi
dzielić. Można podejść do tego wszystkiego w pewien uporządkowany sposób –
opisać wydarzenia, miejsca, osoby. Tyle tylko, że to nawet na chwilę nie
pozwala zapomnieć o okrucieństwie, którego świadomość aż boli. A wyobrazić
sobie co czuli więźniowie takich obozów jak Auschwitz – tego zrobić się nie da.
Chciałabym żeby nie powstrzymywało Was
przed lekturą poczucie, że literatura obozowa jest zbyt trudna i wstrząsająca. Nigdy
nie przestanie taka być.
„Niemcy zwyciężali na wszystkich frontach,
nawet tu w oświęcimskim obozie”. (s. 103)
„Czy modlitwy tu coś pomogą?...Wrogowie
przecież też się modlą…do tego samego Boga!” (s. 271)
„Tu,
gdzie odbywała się selekcja, od skinienia ręki oficera SS w lewo lub w prawo
zależało ludzkie życie”. (s. 363)
12 komentarze
Książka konieczna do przeczytania, temat trudny, ale potrzebny do znajomości historii.. Będę mieć na uwadze tę lekturę.
OdpowiedzUsuńCo jakiś czas sięgam po tę tematykę. O takich książkach po prostu warto mówić i na pewno nie mogą one ulec zapomnieniu.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, zapominać nie można.
UsuńMimo wszystko - nie dla mnie. Podziwiam, że dałaś radę ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńPo taką literaturę sięgam rzadko. Mam po prostu po niej wielkiego kaca, i jestem zdołowana.
OdpowiedzUsuńŚwietnie Cię rozumiem - takie książki mocno wciskają się w umysł. Przed "Anus mundi" długo nie sięgałam po tego typu literaturę, po części dlatego, że wiem z czym się taka lektura wiąże.
UsuńNie unikam tego tematu, czasami czytam, ale tej książki jeszcze nie znam. 290 to bardzo niski numer, świadczący o tym, że autor był jednym z pierwszych więźniów w obozie...
OdpowiedzUsuńTa było w istocie, trafił tam w pierwszym transporcie więźniów politycznych w czerwcu 1940 roku.
UsuńJa też zwróciłam uwagę na ten numer. Obserwowanie życia obozowego od samego początku musiało być wstrząsające.
UsuńChyba nikt nie wie, jaki jest naprawdę dopóki nie stanie w obliczu sytuacji ekstremalnych.
OdpowiedzUsuńZawsze mi się w takich sytuacjach przypomina fragment wiersza W. Szymborskiej: "Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono."
Usuńchoć czytac uwielbiam, to literatura obozowa to jedyne lektury które przeczytałam w technikum, wciągnęło mnie. Tej książki nie znam, ale muszę przeczytać, koniecznie.
OdpowiedzUsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)