Suzanne Collins - Kosogłos
18.11.2014
Suzanne Collins, Kosogłos [Mockingjay], tłum. Małgorzata Hesko-Kołodzińska,
Piotr Budkiewicz, Media Rodzina, 2010, 373 strony.
Igrzyska śmierci, tom 3
Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji czytać
trzeciej części historii stworzonej przez Suzanne Collins, a po zakończeniu lektury
„W pierścieniu ognia” stawialiście sobie wiele pytań, to „Kosogłos” pozwoli Wam
znaleźć odpowiedzi na większość z nich. Jaki los czeka Katniss w Trzynastym
Dystrykcie i jak wygląda życie mieszkańców miejsca, które w teorii powinno w
ogóle nie istnieć? Co stało się z Peetą i innymi osobami schwytanymi przez
władze Kapitolu? Czy mieszkańcy Panem będą potrafili się zjednoczyć w walce o
wolność i niezależność? Do czego zdolny jest prezydent Snow, by utrzymać tak
skwapliwie budowaną rzeczywistość absolutnej dominacji nad dystryktami? Jak
wiele poświęceń będzie wymagało powstanie i czy cel uświęca środki?
Dystrykt Dwunasty został zrównany z ziemią,
a poza gruzami i zgliszczami nie zostało praktycznie nic. Wprawdzie Wioska Zwycięzców nie ucierpiała, ale trudno uznać to za
jakieś pocieszenie, gdy po drodze do niej mija się szczątki ludzi, którzy nie
zdołali uciec. Katniss obwinia się o wszystko co się stało, o każdą pojedynczą
śmierć, a w podejmowaniu jakiegokolwiek działania widzi zagrożenie dla innych.
W Trzynastym Dystrykcie, w którym teraz przebywają ocalali, pojawiają się
wymagania wobec dziewczyny igrającej z ogniem – ma stać się Kosogłosem,
symbolem rebelii i drogowskazem dla innych. Po raz kolejny zostaje obsadzona we
wcześniej przygotowanej roli, wciśnięta w sztywne ramy oczekiwań i zmuszona do
postępowania zgodnie ze scenariuszem, który ktoś napisał. Tak jakby ponownie
trafiła na arenę, chociaż karty rozdaje tym razem Coin – prezydent rządząca w
Trzynastce.
Książkowe serie nie pojawiają się w mojej
biblioteczce specjalnie często, ale trylogia stworzona przez Suzanne Collins
przypomniała mi jak przyjemnie jest
otworzyć kolejną część tej samej historii i wrócić do poznanych wcześniej
bohaterów. Tym bardziej, gdy tak jak w przypadku „Kosogłosa”, można to zrobić z
taką niewymuszoną lekkością i żywym zainteresowaniem. Takie uczucia towarzyszyły
mi w chwili ponownego znalezienia się w Panem.
Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym
bardziej doceniam kreacje Katniss. Nie jest to bohaterka idealna, a jej
zachowanie niejednokrotnie może irytować. Chwilami ma się wrażenie, że jest niczym
chorągiewka – zmieniają się okoliczności, zmienia się jej postępowanie. A
jednak ta niepewność w uczuciach i jednoczesna siła w dążeniu do celu są bardzo
autentyczne. W „Kosogłosie” często pojawi się u niej niestabilność postrzeganiu
świata i działaniach, ale na szczęście wątek miłosny będzie miał na to
niewielki wpływ. Sytuacja, w której się znalazła i ciężar z jakim musi sobie
radzić spowoduje, że nie raz i nie dwa podejmie decyzję z punktu widzenia
czytelnika niewłaściwą. To jednak, że jej postać wywołuje wiele różnych emocji,
należy uznać za zdecydowany atut. W tym kontekście Peeta na przykład wypada znacznie
mniej wyraziście, ale trudno spodziewać się żeby każdy z bohaterów był równie
zajmujący. Nie są bezbarwni i papierowi, mają jakąś przeszłość, stanowią ważny
element akcji, a głębokich portretów psychologicznych w każdym pojedynczym
przypadku nie oczekiwałam.
O ile po lekturze „W pierścieniu ognia”
miałam pewne zastrzeżenia dotyczące stopnia w jakim autorka umożliwiła poznanie
poszczególnych dystryktów w Panem, o tyle w „Kosogłosie” główny ośrodek, w
którym toczy się pierwsza część akcji, czyli Trzynasty Dystrykt, został
zaprezentowany bardzo skrupulatnie. Bez problemu wczułam się w otoczenie,
zasady rządzące tym nowym miejscem i jego klimat. To przestrzeń bardzo
uporządkowana, niemal chorobliwie dostosowana do wytycznych i harmonogramów, a
dzięki temu wywołująca refleksje czy o taką wolność rzeczywiście chodziło.
Na jeden element w trakcie czytania szczególnie zwróciłam tym razem uwagę – podobały mi się konkretne odwołania do wydarzeń z poprzednich części, które w umyśle Katniss materializowały się w postaci wspomnień. To wpływało nie tylko na spójność jej jako postaci, ale i całej fabuły.
Konstrukcja książki podobna jest do
poprzednich części – początek intensywny w kontekście ilości wydarzeń, ale pod
względem napięcia i tempa akcji stosunkowo spokojny (w porównaniu do tego, co
dzieje się później). Od pewnego momentu akcja gna jak opętana, nie dając chwili
oddechu, by ostatecznie znaleźć ujście w zakończeniu. Nie wszystkie elementy
spięcia całej historii na ostatnich stronach do końca mnie przekonały, ale w
ogólnym rozrachunku nie byłam rozczarowana. Mogło być oczywiście bardziej nieprzewidywalnie,
ale tak czy inaczej uważam, że Suzanne Collins sprawnie poprowadziła
czytelników do finału.
„Kosogłos” jest udanym zakończeniem
trylogii i chociaż pewnie mogłabym się do kilku rzeczy przyczepić, to nie
zmieni to faktu, że autorka stworzyła naprawdę wciągającą powieść, od której
trudno było mi się oderwać. A jeśli ostatnia strona spowodowała pewien żal, że
to już koniec, to mogę z czystym sercem uznać, że historia Panem zrobiła na
mnie naprawdę dobre wrażenie.
„I tak ich nienawidzę. Inna sprawa, że
teraz nienawidzę prawie wszystkich, a siebie najbardziej.” (s. 14)
„Jesteśmy
kapryśnymi, głupimi istotami o marnej pamięci i wielkim talencie do
samozniszczenia.” (s. 360)
9 komentarze
Ja strasznie długo się przekonywałam do tej serii książki... Jeszcze nie znałam wtedy gatunku i wydawało mi się, ze fantasy dla młodzieży po prostu nie może być dobre, to nie dla mnie i koniec. Ale całe szczęście, że się przemogłam, bo uwielbiam całą serię...
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com
Dobrze jest mimo wszystko próbować tego, co pozornie wydaje się nie dla nas, bo można zostać miło zaskoczonym :)
UsuńOczywiście cała trylogia bardzo mi się spodobała i wkrótce wybieram się na ekranizacje tej części do kina. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie.
OdpowiedzUsuńUważam, że zakończenie tej całej przygody było bardzo dobre, bo nawet kilka łez poleciało ;) Miałam po jej skończeniu ogromnego kaca książkowego.
U mnie aż takich emocji nie było, ale cała trylogia była świetnym doświadczeniem :)
UsuńCzytałam niedawno żeby być na świeżo z ekranizacją :) Na początku nie mogłam się wciągnąć, ale dalej było lepiej. Nie do końca przekonały mnie niektóre rozwiązania fabularne, ale i tak przykro było rozstać się z bohaterami.
OdpowiedzUsuńCzytałam z miesiąc temu i żałuję, bo teraz wiem co się wydarzy na filmie a moi znajomi nie i mam zakazane im mówić cokolwiek :D
OdpowiedzUsuńnaczytane.blog.pl
A ja jeszcze nawet nie zaczęłam czytać tej trylogii. Co za wstyd!
OdpowiedzUsuńByłam ciekawa Twojej opinii odnośnie zakończenia. Rzeczywiście, mogło być inne, mogło pójść w zupełnie innym kierunku. Ale i tak nie ma zbytnio na co narzekać. A ostatnie zdanie...ach!;)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem to najlepsza część trylogii.
OdpowiedzUsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)