Lucy Maud Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza
29.11.2014
Lucy Maud Montgomery, Ania z Zielonego Wzgórza [Anne of Green Gables], tłum. Agnieszka Kuc, Wydawnictwo Literackie, 2014, 402 strony.
Cykl: Ania z Zielonego Wzgórza, tom 1.
Cykl: Ania z Zielonego Wzgórza, tom 1.
Na początku roku postanowiłam, że wrócę na
Zielone Wzgórze i sprawdzę czy historia rudowłosej Ani nadal bawi i wzrusza
mnie tak samo, jak kiedyś. Trochę trwało, zanim wreszcie się podjęłam realizacji
tego postanowienia, ale z drugiej strony bohaterowie z Wyspy Księcia Edwarda
spokojnie czekali aż spotkamy się znowu. Na pewno patrzę na nich teraz inaczej
niż dawniej, ale przekonałam się, że takie powroty mogą być równie przyjemne, jak
sięganie po zupełnie nową, nieznaną wcześniej, powieść.
Mateusz Cuthbert spodziewał się zobaczyć na
stacji kolejowej chłopca, którego razem z siostrą Marylą postanowili przygarnąć
z sierocińca. Gdy okazuje się, że czeka na niego tylko pełna entuzjazmu
dziewczynka, zachwycona faktem, że wreszcie będzie miała prawdziwy dom, nie jest
w stanie jej powiedzieć, że zaszła pomyłka. Chociaż niemal wszystko przemawia
za tym, by ją odesłać, to rodzeństwo decyduje się jednak przyjąć Anię Shirley
do grona rodziny. Wychowanie tak roztrzepanego, ale i niezwykłego dziecka nie
będzie łatwe, ale to dzięki niemu na Zielonym Wzgórzu na stałe zagości radość.
Musiałam początkowo na nowo przyzwyczaić
się do Ani, w której oczach każde smutne wydarzenie urasta do rangi wielkiego dramatu,
zwiastującego niemalże koniec świata. I nie ma znaczenia czy jest to kwestia
przeproszenia Pani Linde czy godzenia się z rudym kolorem włosów – w okazywaniu
emocji dziewczynka nie ma sobie równych.
Podobnie mocno przeżywa wszystko, co uznaje za piękne – na świat patrzy tak, jak gdyby niemal wszystko było cudem, który zasługuje aby go docenić, a jeżeli
nawet coś nie jest takie, jakby tego chciała, to od czego ma się wyobraźnię,
prawda? Marzycielska dusza Ani nie raz i nie dwa sprowadzi na nią kłopoty, ale
gdy jest się zatopionym we własnym świecie, wszystko inne przestaje się liczyć.
Nadal lubię główną bohaterkę, chociaż ta
sympatia tym razem przez pierwsze chwile mierzyła się z poczuciem
pewnego przerysowania niektórych zachowań. Musiałam sobie przypomnieć, że
przecież taka właśnie jest Ania – niezwykle wyrazista, bez ustanku trajkocząca
i niegodząca się na półśrodki. Jak zachwycać się to z całego serca, jak
złościć to z pasją, jeżeli płakać to tylko prawdziwie rzewnymi łzami, a śmiać się
zawsze w głos. Autorka stworzyła postać, której perypetie śledzi się z
przyjemnością, raz po raz zastanawiając się co też jeszcze wymyśli i jakie
kłopoty na siebie sprowadzi.
Avonlea to zresztą miejsce, gdzie spotkać
można znacznie więcej ciekawych osób. Zawsze (a po latach nic się w tym
względzie nie zmieniło) jakoś szczególnie lubiłam Marylę – pozornie sztywna i
zasadnicza, ale tak naprawdę pełna skrywanej czułości, której okazywanie nigdy
nie przychodziło jej łatwo. Przybycie Ani sprawia, że jej opiekunka uczy się,
że na świat można patrzeć z zachwytem, a wychowywanie to nie tylko kwestia
wskazywania właściwych rozwiązań, ale umiejętność okazywania miłości i
doceniania talentów. Spokojny i cichy Mateusz, wszystkowiedząca Małgorzata, wiecznie
uszczypliwa Josie Pye i inni mieszkańcy Avonlea sprawiają, że na Wyspę Księcia
Edwarda aż chce się wracać.
O wartości jaką stanowi dla mnie „Ania z
Zielonego Wzgórza” wiele mówi fakt, że nadal potrafi wzbudzać we mnie emocje. Był
śmiech, było wzruszenie i przede wszystkim ogromna przyjemność z lektury. Nigdy
nie określałam tej historii jako ukochanej czy ulubionej, ale do dziś pamiętam,
że to była poruszająca przygoda. Dziś siłą rzeczy natężenie uczuć wobec całej
powieści jest trochę mniejsze, ale doceniam ją chyba bardziej niż kiedyś. To
książka o dostrzeganiu piękna w każdej rzeczy i o sile marzeń, ale przede wszystkim historia dorastania. Dawniej ciągle rozgadana, nieuważna i pełna sprzeczności Ania,
staje się bohaterką dużo bardziej dojrzałą i potrafiącą dostrzegać to, co w życiu
rzeczywiście ważne. Przy tym wszystkim ani na chwilę nie przestaje być sobą, a
jej otwartość na świat i ludzi, szczerość i dobroć, ciągle pozostają ujmujące. Dobrze
było wrócić na Zielone Wzgórze i przekonać się, że to nadal to samo, pełne
uroku, miejsce.
„Gdy
czyta się różne smutne historie, łatwo jest sobie wyobrazić, że bohatersko
stawiamy czoło trudnościom, znacznie trudniej jest poradzić sobie z
nieszczęściem, które naprawdę nas dotyka”. (s. 48)
„Myślę,
jednak, że gorzej jest, gdy się na nic nie czeka, niż wtedy, gdy doznaje się
rozczarowania”. (s. 127)
„Gdy jest się biednym, pocieszające jest to,
że mnóstwo rzeczy można sobie po prostu wyobrazić”. (s. 305)
Ania z z Zielonego Wzgórza
17 komentarze
Muszę wrócić do tej książki,ile to już lat minęło, kiedy czytałam ją ostatnio... :)
OdpowiedzUsuńCiekwe, bo właśnie wczoraj wróciłam po latach do Ani. Ja zawsze ją kochałam, bawi mnie, pokazuje inne spojrzenie na wiele rzeczy. Ona dla mnie nigdy nie była przerysowana, wyolbrzymiona, zawsze pokazywała wszystko dobitnie, opisywała w całości. Mi brak wyobraźni i otwartości aby tak móc nazywać rzeczy. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWyobraźnie to Ania rzeczywiście ma niesamowitą :)
UsuńTo właśnie dzięki niej tak bardzo ją pokochałam. Ania - moja najlepsza przyjaciółka, a właściwie bratnia dusza, z najmłodszych lat.
UsuńNigdy nie przepadałam ani za głowną bohaterką, ani za samą fabułą, a czytałam, bo musiałam. Być może kiedyś się z nią jeszcze raz zmierzę, ale nie prędko.
OdpowiedzUsuńMyślę, że jak każda książka, tak i "Ania z Zielonego Wzgórza" może się podobać lub wręcz przeciwnie :)
UsuńCała skakałam z radości, kiedy dowiedziałam się, że wydana zostanie cała twórczość pani Montgomery w formie Kolekcji! Zbieram ją do dziś! :)
OdpowiedzUsuńPrzygody Ani mają coś w sobie szczególnego! :)
Ania rzeczywiście potrafi oczarować :) Co do Kolekcji to się ciągle zastanawiam czy zbierać w całości, czy poprzestać na serii o Ani. Nie znam pozostałej twórczości autorki (poza "Błękitnym zamkiem") i ciągle się waham.
UsuńWidzę, że mamy podobnie...
UsuńNo bo tak z jednej strony, fajnie by mieć całą kolekcję, a z drugiej - słyszałam, że każda kolejna książka jest gorsza od Ani :(
Nie wiem jak z innymi seriami, ale "Błękitny zamek" przypadł mi do gustu :)
UsuńZbieram właśnie całą serię. Gdy będę miała wszystkie części, przeczytam całą historię Ani jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńRównież zbieram! :) Do sięgnięcia po "Anię..." zmotywował mnie też po części Blogowy Klub Książki, gdzie została ona wybrana do dyskusji :)
UsuńKocham Anie Shirley za jej wyobraźnie i mądrość. "Ania z Zielonego Wzgórza" to książka, która na długo zapadła mi w pamięć. A tak a propos to Lucy Maud Montgomery obchodziłaby dzisiaj 140 rocznicę urodzin :)
OdpowiedzUsuńAch, to mogłam dziś opublikować recenzję, ale przyznam, że o rocznicy urodzin nie wiedziałam :) Miło wiedzieć, że i w Panach Ania Shirley wzbudza tak pozytywne emocje :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, że jak byłam w podstawówce przeczytałam tą książkę dwa razy. Chciałabym wrócić do tej książki i być może sięgnę też po powieści z dalszymi losami Ani.
OdpowiedzUsuńOdetchnęłam z ulgą. Jeśli dla Ciebie ten powrót był udany, to może i dla mnie będzie?;)
OdpowiedzUsuńTrochę jest obawa, gdy wraca się do książek sprzed lat, prawda? Z jednej strony nie wiadomo czy cały czar nie pryśnie, z drugiej tęskni się za dobrze znanymi bohaterami. Z powrotu na Zielone Wzgórze się cieszę i na pewno po kolejne książki z serii niedługo sięgnę :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)