Helen Fielding - Bridget Jones. Szalejąc za facetem
17.10.2014
Helen Fielding, Bridget Jones. Szalejąc za facetem [Bridget
Jones. Mad About the Boy], tłum. Jan i Katarzyna Karłowscy, Zysk i
S-ka, 2014, 584 stron.
Najnowsza Bridget Jones wywołała we mnie
bardzo skrajne uczucia – od totalnego rozbawienia i śmiechu, po irytację i chęć
pokazania głównej bohaterce, że powinna puknąć się w czoło. Problem z „Szalejąc
za facetem” jest jeden – Bridget naprawdę niewiele się zmieniła. I o ile czasami
można to uznać za plus, ponownie śledząc perypetie totalnie roztrzepanej i w pewnym
sensie uroczo niestabilnej emocjonalnie kobiety, o tyle gdy uświadamiamy sobie,
że jednak lata minęły, to pewne zachowania zakrawają na absurd.
Bridget wkracza w codzienność pełną
nowoczesnych technologii, internetowych znajomości i poszukiwania kogoś, z kim
będzie mogła znowu poczuć się kobieco (lub bardziej dosadnie mówiąc, będzie
miała okazję się przespać). Z bagażem trudnych doświadczeń po nagłej śmierci
Marka, z dwójką dzieci, których wychowanie nie jest oczywiście łatwe,
próbuje radzić sobie w świecie jako kobieta po pięćdziesiątce, mająca niewielkie
perspektywy na nowy związek. Ale w życiu Bridget, jak to zwykle bywa, wszystko
potoczy się sobie tylko znanym torem i nagle w jej sercu (i przede wszystkim
łóżku) pojawi się Roxster – niespełna 30-letni facet przez którego jej życie
znowu wywróci się do góry nogami.
Muszę zaznaczyć, że nigdy za historią
Bridget specjalnie nie szalałam – przeczytałam, odstresowałam się przy lekkiej
lekturze i to wszystko. Miłości do
głównej bohaterki z tego nie było, ale wspominałam lekturę dwóch książek o niej,
jako przyjemnie spędzony czas, z bądź co bądź charakterystyczną bohaterką.
Byłam jednak ciekawa co po latach Helen Fielding przygotowała dla swoich
czytelników i jakie przeszkody postawiła na drodze Bridget Jones. Muszę
stwierdzić, że odbiór nowej powieści angielskiej pisarki w dużej mierze zależy
od tego, na co się nastawimy i ile jesteśmy w stanie samej Bridget wybaczyć.
Od początku oczyma wyobraźni
widziałam jak historia z „Szalejąc za facetem” prezentowałaby się na ekranie i
przyznaję – nawet bez Marka to mogłoby wypaść dobrze. Już widzę główną bohaterkę
próbującą ogarnąć poranne obowiązki związane z wyprawieniem dzieci do szkoły,
wyścigi o miejsca parkingowe, tony zjedzonego startego sera, dziesiątki
postanowień o zmianie swojego życia i tyle samo (albo i więcej) przeczytanych poradników. Helen Fielding nie zawodzi jeśli chodzi o
znany jej czytelnikom lekki styl i najnowszą książkę autorki czyta się naprawdę
szybko. Tylko chwilami zabawnie jest niestety mniej. I to wcale nie ze względu na pióro pisarki, ale głównie z powodu próby wskrzeszenia dawnej Bridget o
tej samej mentalności trzydziestokilkuletniej kobiety. Zmieniła się jedynie
metryka – sama Bridget zupełnie nie zmądrzała. Dziś już z mniejszą
pobłażliwością patrzy się na jej wyczyny.
„Szalejąc za rozumem” nie jest wbrew tym
wszystkim wadom książką zupełnie złą. Można czerpać przyjemność z lektury,
zaśmiewać się z poczynań Bridget, dopingować ją w poszukiwaniu szczęścia i
konfrontacji z portalami społecznościami. Tylko wtedy jednak, gdy chociaż
częściowo wyłączy się myślenie, przymknie oko na niektóre absurdy i przyjmie
się ją taką jaka jest. W innym przypadku może się okazać, że nie jest już ani
tak bardzo zabawnie, ani przyjemnie.
„Starannie
zaaranżowany proces żałoby, nadzorowany przez specjalistów o łagodnych głosach
i troskliwych uśmiechach wyższości, okazał się znaczne mniej pomocny niż
wymyślanie, jak zmienić pieluszkę, równocześnie podgrzewając w mikrofali
paluszki rybne”. (s. 46)
„Czasami
widzę ludzkość jako miliony (…) huśtawek, kołyszących się równocześnie,
rytmicznie niczym głowy tych samochodowych piesków. I wszyscy jesteśmy to na
górze, to na dole”. (s. 247)
„A tak w ogóle, co się dzieje z tym światem,
w którym człowiek bardziej boi się, że ukradną mu czas niż torebkę”. (s. 406)
15 komentarze
Jeszcze nie czytałam, mam w późniejszych planach, ale najpierw chcę odświeżyć sobie pamięć poprzednimi częściami :)
OdpowiedzUsuńPoczątkowo też miałam taki plan, ale szczerze mówiąc było mi jednak trochę szkoda czasu na odświeżanie poprzednich części :) Najważniejsze wątki gdzieś tam w pamięci miałam i to wystarczyło :)
UsuńNie rozbawiła mnie ta część tak jak poprzednie (a może to ja jestem bardziej wyrobionym czytelnikiem?). Poza tym wątek romansowy był straszliwie przewidywalny. Na szczęście Fielding nadal czyta się dobrze.
OdpowiedzUsuńWielkich zaskoczeń się nie spodziewałam jeżeli chodzi o samą fabułę. Zgadzam się, że książkę czyta się dobrze, ale fakt - nie bawi już tak samo.
UsuńDawno temu czytałam pierwszą część Bridget. Może odświeżę sobie tę książkę i sięgnę do tej.
OdpowiedzUsuńHm, nie wiem, czy chcę czytać kolejny tom Bridget. Dziennik ma moje pełne uznanie, jest prześwietną książką rozrywkową, ale wolałabym zachować nadzieję, że Bridget kiedyś zmądrzeje:)
OdpowiedzUsuńTo pewnie nie byłaby już ta sama Bridget, ale akieś minimum powagi na dłużej niż 5 min można by jednak po niej oczekiwać :)
UsuńPrzyznam, że mnie nigdy Bridget w wersji książkowej bardzo nie śmieszyła... Może jestem jakaś dziwna, ale taka prawda. Nie wiem dokładnie co z nią było nie tak. Czytałam ją dosyć dawno, może jakbym sobie ją odświeżyła to teraz podeszłabym do niej zupełnie inaczej? :) Niemniej tę najnowszą książkę Fielding z ciekawości przeczytam, choć nie lubię jak autor wraca po latach do jakiegoś bohatera, który zyskał już jakąś rzeszę fanów ;) Często jest to właśnie powrót nieudany.
OdpowiedzUsuńOj tam dziwna - nie musi śmieszyć Cię coś, tylko dlatego, że śmieszy innych :) Najnowsza Bridget nie jest zła, ale trzeba podejść do niej na totalnym luzie, bez oczekiwania zbytniej logiki i dojrzałości w zachowaniu głównej bohaterki. Jakiś to urok ma, choć mnie czasem bardzo irytowało :)
UsuńMam nadzieję, że kiedyś dane mni będzie dokończenie historii Bridget
OdpowiedzUsuńMnie się Bridget Jones już znudziła i wcale nie śmieszy jak dawnej, dlatego nie mam ochoty na lekturę powyższej książki.
OdpowiedzUsuńMyślę, że ta książka to taki odgrzewany kotlet, coś co bawiło kilkanaście lat temu - teraz już spowszedniało. Kiedyś przeczytam, ale na siłę szukać nie będę ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Bridget - zawsze poprawia mi humor. :) Jestem mega zadowolona, bo posiadam na półce jej najnowsze przygody. Obym miała tylko trochę więcej czasu i od razu zabiorę się za czytanie.
OdpowiedzUsuńAż jestem ciekawa jak najnowszą książkę Fielding odbierze ktoś, kto Bridget uwielbia :) To będzie na pewno trochę inna perspektywa od mojej :)
UsuńPerypetie Bridget coraz bardziej mnie irytują. Zgadzam się z komentarzem Lustra Rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)