Carlos Ruiz Zafón - Książę Mgły
10.08.2014
Carlos Ruiz Zafón, Książę Mgły [El príncipe de la
niebla], tłum. Katarzyna Okrasko, Carlos Marrodán
Casas, MUZA, 2010, 200 stron.
Bez zbędnych usprawiedliwień muszę przyznać, że pierwszy zachwyt prozą danego autora czy autorki, czasami zupełnie
nijak ma się do sięgania po tytuły, który wyszły spod tego samego pióra. Tak
było u mnie z C. R. Zafónem – jego „Marina” totalnie mnie oczarowała i byłam pod jej ogromnym wrażeniem. Logicznym byłoby zatem sięgnięcie po kolejne książki
pisarza w nadziei na podobny emocje. A jednak od mojego ostatniego spotkania z hiszpańskim twórcą minęło prawie półtora roku
i nie zrobiłam w tym czasie wiele, by coś w tej kwestii zmienić. Mogłabym
wprawdzie napisać, że w mojej biblioteczce brakowało innych powieści C. R.
Zafóna, ale musiałoby się to wytłumaczenie rozbić o fakt, że inne książki,
innych autorów w miarę regularnie ją zasilały. Moje czytelnicze ścieżki rozminęły się jakoś z pisarzem, by jednak wreszcie
po dłuższym czasie skrzyżować się przy okazji „Księcia Mgły”.
Rok 1943 – okres wojny, która tutaj jednak tylko przelotnie daje o sobie znać czytelnikowi. To między innymi z jej powodu rodzina Carverów szuka swojego miejsca na ziemi, a stać ma się nim niewielka rybacka osada nad Atlantykiem. Wyjazd z miasta entuzjazm wzbudza jednak tak naprawdę jedynie w Maximilianie Carverze, który zapragnął osiedlić się w spokojnym miasteczku i tam otworzyć zegarmistrzowski zakład. Jego żona stara się go wspierać, ale dzieciom niespecjalnie podoba się perspektywa porzucenia dotychczasowego życia na rzecz nudy i niewielu rozrywek. Szczególnie wyjazd przeżywa trzynastoletni Max, ale bez oporu poddaje się woli ojca. Nie spodziewa się nawet, że tego lata przeżyje w nowym miejscu coś, o czym nigdy nie zapomni.
Dom, do którego wprowadza się rodzina jest nieodłącznie związany z dramatyczną historią Richarda i Evy Fleischmannów, których syn Jacob zmarł w tragicznych okolicznościach. Dodajmy do tego dziwne posągi cyrkowych artystów, zatopiony przed laty statek i mglistą aurę nocy, a nie minie chwila, gdy w oczy zajrzy nam strach. W tym wszystkim znajdzie się jednak miejsce na przyjaźń i nawet magię. Z tym, że ta ostatnia niestety niewiele będzie miała wspólnego z dobrymi czarami.
Właściwie od razu poczułam sympatię do
Maxa. To jemu praktycznie cały czas towarzyszymy i to jego poznajemy najlepiej.
Podobała mi się ta młodzieńcza ciekawość świata i jednocześnie łatwo było się wczuć w emocje chłopca, gdy strach zaglądał mu w oczy i wywoływał paniczny lęk.
Jednocześnie potrafił, gdy tego wymagała sytuacja, wykrzesać z siebie odwagę i
iść do przodu mimo coraz bardziej gęstniejącej mgły. Równie ciekawym bohaterem jest
także wiekowy latarnik Victor Kray, który jako jedyny przeżył katastrofę statku
i od tej pory nie opuścił miasta. Może się zresztą okazać, że trzyma go tam coś
więcej niż poczucie obowiązku wobec Rolanda – chłopca, który pozostaje pod jego
opieką po śmierci swoich rodziców.
Trójka młodych bohaterów, którzy znajdują
się na pierwszym planie (Max, Roland, Alicja) jakoś tak mimowolnie skojarzyła
mi się postaciami z serii książek autorstwa Rafała Kosika, gdzie pojawiają się Felix, Net i Nika.
W gruncie rzeczy tych podobieństw nie ma wiele, ale może to ta liczba bohaterów
tak zadziałała, że nie mogłam się uwolnić od porównań. Albo to głos z tyłu
głowy podpowiada mi, że warto wrócić do serii stworzonej przez polskiego autora.
Wracając jednak do hiszpańskiego pisarza, gdyby
„Książe Mgły” był pierwszą jego książką, którą czytam oceniłabym ją pewnie nieco bardziej krytycznie. Historia, którą
stworzył jest ciekawa, choć nie nadzwyczajna. Wszystko toczy się szybko, nie
brakuje napięcia i nawet dreszczu strachu, ale jednocześnie powieść ma niewiele
stron, więc trudno się w pełni rozsmakować. Magia jest, ale początkowo taka
niezupełnie oczywista (co jednak można też uznać za plus bo osobiście niezbyt
często sięgam po fantastykę). Te
mniejsze czy większe minusy stały się dla mnie tylko drobnymi
niedoskonałościami, gdy w trakcie lektury poczułam niezwykły klimat, który
Zafón pięknie potrafi tworzyć, tak urzekający w przypadku „Mariny”. Wprawdzie
„Książę Mgły” nie zachwyca równie mocno, ale jednak jest jakby zapowiedzią pisarskiego
kunsztu, którego smak miałam okazję poznać wcześniej. Dlatego tak dobrze mi się
ten tytuł czytało i tak łatwo było docenić tę opowieść, która kryje w sobie więcej, niż można dostrzec w pierwszej chwili.
„Książe Mgły” to tytuł po który warto sięgnąć,
ale nie jestem do końca pewna czy będzie dobrym pomysłem na pierwsze spotkanie
z autorem. Jeżeli jednak dacie się wciągnąć w aurę tajemnicy i pozwolicie sobie
na spojrzenie w drwiące oczy Księcia Mgły – możecie odkryć, że powieść, która
zaliczana jest do literatury młodzieżowej niesie ze sobą ciekawą historię i
świetny klimat niezależnie od wieku. Zresztą – czytelnicza dusza nie
zważa na metrykę – dla niej liczą się uczucia i wrażenia, a tych można w debiutanckiej książce C. R. Zafóna odkryć
całkiem sporo.
„(…) pewne obrazy z dzieciństwa zostają w
albumie pamięci wyryte niczym fotografie, niczym sceneria, do której człowiek
zawsze wraca pamięcią, choćby upłynęło nie wiadomo jak wiele czasu.” (s. 12)
„Ale błędem, poważnym błędem jest wiara w
to, że można ziścić swoje marzenia, nie dając nic w zamian.” (s. 106)
14 komentarze
Na szczęście "Książę mgły" nie był moją pierwszą książką Zafona. Jego książki młodzieżowe podobają mi się znacznie mniej niż te dla starszych czytelników.
OdpowiedzUsuńnie znam jeszcze tego autora, ale zauważyłam że budzi skrajne emocje. Nie wiem jeszcze, czy chcę go poznać, choć Twoja recenzja trochę mi rozjaśniła w głowie.
OdpowiedzUsuńMuszą zapoznać się z nią
OdpowiedzUsuńMimo wszystko nie chciałabym zaczynać znajomości z Zafonem od tej powieści...
OdpowiedzUsuńMam bardzo dobre wspomnienia z tą ksiazką i bardzo bym chciała poznać dalszą twórczosć tego autora, bo 'Ksiazę Mgły' była moją pierwszą ksiażką tego autora.
OdpowiedzUsuńTwórczość Zafona dopiero przede mną. Na pewno zajrzę do jego ksiązek, ale chyba zacznę od innej książki.
OdpowiedzUsuńMi się akurat ta książka spodobała i od tej zaczynałam swoją przygodę z Zafonem. :)
OdpowiedzUsuńCzyli jednak myliłam się, że to nie do końca dobry tytuł na zaczynanie przygody z Zafónem :) Ale to też pewnie zależy od tego na ile lubi się taki klimat i na ile się go poczuję - autor potrafi pięknie malować słowem :)
UsuńJa się cieszę, że jako pierwszą książkę Zafóna przeczytałam "Cień Wiatru". Zdecydowanie bardziej mi się podobała niż książki dla młodzieży tego autora.
OdpowiedzUsuńWszystkie książki Zafona dla młodzieży bardzo mi się podobały :)
OdpowiedzUsuńTo moje wielkie rozczarowanie...
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Cię rozczarowała, ale czasami i tak bywa :)
UsuńTo była moja pierwsza książka Zafona i jak na razie ostatnia... być może właśnie źle zrobiłam, że do niej zaczęłam. Dla mnie było tak zbyt dziecinnie i prosto chyba.
OdpowiedzUsuńMyślę że nie każdy odnajdzie się w Zafónowym stylu, ale zachęcam mimo wszystko do sięgnięcia po "Cień wiatru" :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)