Jack Ketchum - Dziewczyna z sąsiedztwa
3.07.2014
Autor: Jack Ketchum
Tytuł: Dziewczyna z sąsiedztwa
Tytuł oryginału: The Girl Next Door
Tłumaczenie: Łukasz Dunajski
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 308
O książce Jacka Ketchuma „Dziewczyna z sąsiedztwa” słyszałam przed
lekturą tyle, że chwilami miałam wrażenie, jakbym czytała ją jeszcze za nim w
ogóle wpadła mi w ręce. W głowie miałam straszne obrazy, które mnie czekają,
trudne do przebrnięcia fragmenty i ogólny zarys historii o wydźwięku
powodującym ciarki na plecach. Tyle wyobrażeń, pewnego rodzaju strach przed
zagłębieniem się w lekturę i od pierwszej strony ma się świadomość, że to nie będzie lekka
i przyjemna opowieść.
David jako dorosły człowiek wspomina po
latach wydarzenia z przeszłości, które miały wpływ na całe jego późniejsze
życie. Punktem wyjścia są tu rozważania na temat bólu, w których upatrywać
możemy zalążek późniejszej grozy. Następnie nasza czujność zostaje na trochę
uśpiona – przenosimy się w lata pięćdziesiąte na przedmieścia z rodzaju tych,
gdzie niemal każdy zna każdego, a drzwi nie zamyka się na klucz, bo nikt nie
czuje takiej potrzeby. W poszczególnych rodzinach nie ma zwykle mowy o
sielance, a każdy ma jakieś mniejsze lub większe problemy. Życie jednak toczy
się w miarę utartym rytmem. Aż do chwili gdy w mieście pojawiają się Meg i
Susan.
Początkowo nic nie zapowiada tragedii –
Ruth Chandler u której zamieszkały siostry, jest lubiana przez wszystkie
dzieciaki w okolicy. Czasami pozwoli napić się piwa, innym razem przymknie oko
na tę czy inną sprawę, słowem - równa babka. David od początku zafascynowany
Meg, zupełnie nie rozumie, gdy ta wspomina, że Ruth jej nie lubi. Nie wie, że w
głowie Pani Chandler kryją się demony, które do tej pory uśpione, tylko czekają
na moment by siać spustoszenie i wciągać w to własne dzieci i nie tylko. To
droga, z której trudno będzie zawrócić, a sam David stanie przed dylematem po
której stronie stanąć i czy bierność jest równie zła (a może gorsza?) jak konkretne czyny.
Zastanawiałam się czy tak szeroko
komentowana książka Jacka Ketchuma będzie na tyle brutalna, że nie będę w
stanie jej przeczytać. Teraz wiem, że chociaż bólu na jej kartach nie brakuje,
to bardziej przerażające i trudne do zniesienia jest przesłanie jakie ze sobą
niesie. Zło czai się wszędzie i niewiele trzeba, aby wyzwolić jego niszczącą
moc. Niezwykle łatwo może ulec zatarciu granica między tym co właściwe, a tym
co niedopuszczalne. Szczególnie gdy pojawia się przyzwolenie kogoś trzeciego i
pokusa, by sprawdzić jak daleko można się posunąć. Przestają mieć znaczenie
jakiekolwiek moralne opory, liczy się poczucie władzy i zatracenie w szaleństwie.
Przerażający jest fakt, że to, o czym pisze
Ketchum wydarzyło się naprawdę, choć autentyczna historia była dla niego w
pewnym sensie tylko punktem wyjścia – nie należy więc traktować „Dziewczyny z sąsiedztwa” jako dokładnego
zapisu wydarzeń, które rozegrały się w latach sześćdziesiątych w stanie
Indiana. Niemniej fakt, że tacy ludzie jak książkowa Ruth Chandler rzeczywiście
dopuszczają się tak nieludzkich czynów, przyprawia o dreszcze i sprawia, że zło
staje się bardzo realne. A może się okazać, że czai się gdzieś za rogiem, tam
gdzie najmniej się go spodziewamy.
Jack Ketchum stawia czytelnika przed dylematami,
których próba rozstrzygnięcia może przyprawić o ból głowy. Jak oceniać
zachowanie Davida i czy możemy go uznać za równie winnego jak pozostałych? Na
początku wydawało mi się, że nic go nie usprawiedliwia i chociaż w miarę
czytania ten mój osąd odrobinę chwiał się w posadach, to nadal nie potrafię go
zrozumieć. A może po prostu nie chcę. Człowiek jest słaby i gdy dać mu ku temu okazję, potrafi uwolnić drzemiące w nim demony. Chciałabym jednak wierzyć, że nie
dzieje się tak zawsze i częściej zwycięża to, co w nas dobre.
„Dziewczyna
z sąsiedztwa” to książka, którą bez zastanowienia polecam, z zastrzeżeniem
jednak, że nie jest to lektura dla każdego. Nie chodzi tu nawet o drastyczne
sceny (chociaż tych, w drugiej połowie książki, trochę się pojawia), ale o to, że
nie da się wobec niej pozostać obojętnym i tak zwyczajnie zapomnieć po kilku
dniach o emocjach, które wywołuje. Ta lektura pozostawia w czytelniku ślad i
przez to jest genialna i straszna jednocześnie.
„Dzieci
były stworzone do tego, by znosić upokorzenie lub od niego uciec”. (s. 123)
„W tej piwnicy, z Ruth, zacząłem uczyć się,
że złość, nienawiść i samotność są niczym pojedynczy przycisk, czekający na
palec, który poprowadzi człowieka do destrukcji”. (s. 147)
20 komentarze
Lubię czytać takie książki i wolę nie myśleć, że takie rzeczy sie dzieją nawet jeśli są tylko punktem wyjścia dla fabuły.
OdpowiedzUsuńA o ilu takich dramatach nikt do tej pory nie wie? Tylko człowiek porafi tak krzywdzić drugiego człowieka.
UsuńSzumnie ostatnio wokół autora, a ja jeszcze nie miałam okazji zapoznać się z jego twórczością. Lubię takie mocne lektury!
OdpowiedzUsuńPrzed tą książką ostrzegała mnie Beti G. i wiem, że nie jest ona dla mnie. Jednak jeśli lubisz takie klimaty polecam Ci "Wieczerzę" Tatiany Jahyry, już ona była dla mnie zbyt okrutna, choć tak prawdziwa. W podobnym klimacie jest też "Tarantula", na podstawie której powstał film "Skóra, w której żyję".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Widziałam film Almodovara, więc znam fabułę i to rzeczywiście mocna rzecz. O "Wieczerzy" kiedyś słyszałam, ale chyba byłabym ostrożna w twierdzeniu, że to moje klimaty. Do "Dziewczyny z sąsiedztwa" też ostrożnie się przymierzałam i fakt - zrobiła na mnie wrażenie, ale na ten moment chyba wystarczy mi takich emocji na jakiś czas.
UsuńWstyd przyznać, ale nie poznałam jeszcze prozy tego autora. A przecież tyle dobrego się naczytałam o jego twórczości. Czas to zmienić.
OdpowiedzUsuńWcale nie wstyd :) Autorów jest tyle, że trudno znać wszystkich :) Ale jestem ciekawa jakie miałabyś odczucia po "Dziewczynie..."
UsuńDo tej pory bałam się podjąć lektury tej książki, obawiałam się, że będzie ona zbyt brutalna i przez to nie dam rady jej przeczytać. Czytając Twoją recenzję doszłam do wniosku, że może jednak mi się uda, spróbuję się zmierzyć z tą trudną tematyką.
OdpowiedzUsuńPo sobie mogę stwierdzić, że ta brutalność była do przejścia, chociaż na poziomie takim czysto ludzkim trudno się pogodzić, że można tak traktować drugiego człowieka.
UsuńBrutalność na poziomie ludzkim - bardzo trafne stwierdzenie.
UsuńMam w planach Ketchuma :)
OdpowiedzUsuńBardzo przeżywałam tę książkę, mimo że wiedziałam jak potoczą się losy Meg, bo niechcący obejrzałam wcześniej film. Historia mną ogromnie wstrząsnęła, bo tak jak piszesz, pokazuje, że zło jest wszędzie i często tam, gdzie nikt się go nie spodziewa.
OdpowiedzUsuńJa film obejrzałam dopiero po lekturze książki i jest nieźle zrobiony, choć parę elementów mi zgrzytało. Jak niemal zawsze wolę więc książkę niż wersję na ekranie.
UsuńJack Ketchum to autor, który wciąż pozostaje dla mnie zagadką. Po Twojej recenzji chcę go bardziej poznać, choć liczę się z tym, że mną dogłębnie wstrząśnie.
OdpowiedzUsuńzdecydowanie przeczytam tę powieść, leży i leży na mojej półce i czeka aż będę mogła ją przetrawić z drastycznymi scenami;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie muszę przeczytać! Ostatnio czytam bardzo dużo literatury podejmującej trudne tematy i ten tytuł już jest na mojej 'must have' liście :)
OdpowiedzUsuńDodaję do obserwowanych i zapraszam do siebie :)
Pozdrawiam,
zaczytanablondynka.blogspot.com
Nie słyszałam wcześniej o tej książce, a wygląda na to, że chyba warto ją poznać...
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto!
UsuńMam na liście do przeczytania już jakiś czas i pora w końcu się zmobilizować i zabrać za lekturę. Polecam też "Jedyne dziecko" Ketchuma, również świetna.
OdpowiedzUsuńPs. Ładny blog :)
Zdecydowanie warto przeczytać. A ja właśnie do innych książek Ketchuma przymierzam się właściwie od czasu przeczytania "Dziewczyny z sąsiedztwa", więc na pewno na "Jedyne dziecko" się skuszę.
UsuńPS Dziękuję! :)
Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)