Josie Lloyd, Emlyn Rees - Chodźmy razem
29.05.2014
Autorki: Josie Lloyd, Emlyn Rees
Tytuł: Chodźmy razem
Tytuł oryginału: Come together
Tłumaczenie: Katarzyna Petecka-Jurek
Wydawnictwo: Axel Springer Polska
Rok wydania: 2005
Liczba stron: 304
Szukając jakiejś książki pasującej do
jednego z czytelniczych wyzwań, trafiłam na „Chodźmy razem”. Pomyślałam, że taka lekka, niewymagająca historia to
może być naprawdę dobry pomysł, szczególnie, że ostatnio niewiele mam chwil na
zatopienie się w lekturze. Poza tym naprawdę lubię od czasu do czasu sięgnąć po
może trochę banalną, ale przyjemną w odbiorze opowieść. Nie spodziewałam się, że
sama książka stanie się wyzwaniem, a jej czytanie będzie raczej mało ciekawym
doświadczeniem.
Amy ma dwadzieścia pięć lat i nie może się pogodzić
z faktem, że aktualnie jest samotna (i przez pół roku nie wylądowała z nikim w
łóżku, co jej zdaniem jest oznaką, że coś z nią jest nie tak), a jej kariera
zawodowa ogranicza się do przyjmowania kolejnych tymczasowych posad, których nie
znosi. Jack to lekkoduch, nie do końca spełniony artysta, który jako gorliwy
orędownik „Kodeksu Samotnego” wypełnia sobie wieczory kolejnymi imprezami i
łóżkowymi zdobyczami. Oczywiście w głębi duszy oboje marzą o prawdziwej
miłości, a droga do niej okaże się bardzo kręta, pełna bólu i
rozrywających serce chwil (jeśli zabrzmiało to trochę ironicznie - nie jest to
przypadek). Gdy tych dwoje się spotka, wiele w ich życiu się zmieni.
Naprawdę nie nastawiałam się na wiele i nie
oczekiwałam, że ta książka zachwyci mnie swoją treścią, oczaruje zawartymi w
niej emocjami czy zaskoczy autentyzmem. Sięgając po tego
typu pozycje wiem, że może być nieco banalnie i przewidywalnie, ale mimo wszystko są
pewne granice. Jest przecież tyle tytułów, które należą do typowo
lekkiej literatury i potrafią nas rozbawić, podnieść na duchu czy po prostu
wypełnić czas przyjemną opowieścią. W przypadku „Chodźmy razem” towarzyszyła mi
raczej irytacja, naprzemiennie z pytaniem czy można w tej książce
odnaleźć jakiś (nawet niekoniecznie bardzo głęboki) sens. Moje poszukiwania w tym zakresie uznać należy za niezbyt udane.
Zarówno Amy jak i Jack są tak niedojrzali,
że chwilami było mi ich nawet szkoda. Oczywiście, że takie osoby pewnie można
spotkać w rzeczywistości, ale wygląda na to, że mi takie towarzystwo, nawet
jeżeli tylko na kartach książki, nie do końca odpowiada. Uczciwie muszę jednak
przyznać, że były chwile, ulotne niestety, gdy już wydawało mi się, że ta książka
jednak ma jakiś potencjał, że coś da się jeszcze z całej tej historii
wykrzesać. Nadzieja to była jednak płonna gdy okazywało się, że po całkiem
zgrabnym opisie wewnętrznych przeżyć Amy lub Jacka następowało zdanie, które
totalnie psuło cały kontekst. Gdyby całość była lepiej napisana to może potrafiłabym spojrzeć na ten tytuł łaskawszym okiem. Było jednak w tym aspekcie przeciętnie, a w połączeniu z innymi elementami nie jestem w stanie wykrzesać z siebie entuzjazmu wobec tej powieści.
Gdybym miała doszukiwać się jakichś atutów tej książki to jednym z nich byłby fakt, że „Chodźmy razem” czyta się w miarę szybko, a więc zbyt długo nie trzeba się męczyć z irytującymi bohaterami, totalnie płytką historią i zupełnie nieprzekonującym zakończeniem. Może traktuję tę powieść nieco ostro, ale wydaje mi się, że nawet od lekkiej literatury trzeba oczekiwać więcej. Dla mnie to była zupełna strata czasu.
6 komentarze
Nawet lekka literatura powinna prezentować jakiś poziom... W końcu chodzi o czytanie dla przyjemności, a nie o męczenie się z tekstem.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że ta książka nie okazała się dobra. Z zasady nieufnie podchodzę do powieści pisanych przez więcej niż jedną osobę - i wydaje mi się, że może w tym przypadku dwie autorki nie do końca się dogadały i wyszedł naprawdę przeciętny tekst.
Wiesz, rzeczywiście miałam takie wrażenie jakby ta powieść była w sensie pisarskim niespójna - dobrze napisane fragmenty przeplatały się z tymi słabymi. Nie wiem czy to kwestia tego, że "Chodźmy razem" ma dwie autorki, ale to by wiele tłumaczyło :-)
Usuń*nie dwie autorki, lecz autora i autorkę - małżeństwo zresztą - mój błąd :)
UsuńNiestety, nie porwała mnie recenzja tej książki. Tak więc na pewno dam sobie z nią spokój. W końcu jest tyle wartościowych książek do przeczytania.
OdpowiedzUsuńTen tytuł faktycznie lepiej sobie odpuścić ;-)
UsuńZgadzam się z Tobą, że pewne granice w podobnych pozycjach obowiązują. Ja też lubię czasem sięgnąć po coś "lżejszego", co umili mi chwilę i pozwoli się zrelaksować, a nie zirytować...
OdpowiedzUsuńPo książkę nie sięgnę.
Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)