Jodi Picoult - Głos serca
23.02.2014
Jodi
Picoult, Głos serca [Songs of the Humpback Whale],
tłum. Agnieszka Barbara Ciepłowska, Prószyński i S-ka, 2012, 560
stron.
Miałam okazję spotkać się z piórem Jodi
Picoult już kilka razy, ale lektura każdego kolejnego tytułu jest jak obietnica
porządnej dawki emocji i historii, która porusza wiele różnych strun w sercu i
zaprząta myśli na dłużej. Nie zdawałam sobie wcześniej sprawy, że „Głos serca”
jest debiutem pisarskim autorki, ale przyznam, że nie poczułam się tym faktem
zaskoczona. W trakcie lektury miałam bowiem wrażenie, że jeszcze nie jest to w
pełni taka Jodi, jaką możemy poznać chociażby za sprawą „Bez mojej zgody” czy „Kruchej jak lód”. A jednak uważam, że „Głos
serca” to książka dobra, która być może nie zachwyca czytelnika na tyle, by
nie dać o sobie zapomnieć, ale wyraźnie pokazuje te cechy pióra autorki, które
w jej późniejszych powieściach nabrały bardziej wyrazistego rysu, a przez to jeszcze
lepiej oddziaływały na czytelnika.
Rebeka była jeszcze mała, gdy cudem uniknęła
śmierci w katastrofie lotniczej. Ona sama nic z tych wydarzeń nie
pamięta, za to jej mama Jane doskonale wie jak się czuła ze świadomością, że
mogła stracić ukochaną córkę. I chociaż minęły lata, a tamto wydarzenie jest
już tylko wspomnieniem, to może okazać się, że wpłynęło ono na ich życie
bardziej niż mogło się wydawać. Zresztą przeszłość ma to do siebie, że zostawia
ślad, którego nawet czas nie potrafi zatrzeć...
Oliver ma swoją pasję – wieloryby. Ma również szczęście, że może ją realizować jako znany badacz tych niezwykłych stworzeń. W całym tym zasłuchaniu w podwodne pieśni przestaje słyszeć cokolwiek innego i co więcej nie zauważa, że jego rodzina kawałek po kawałku się rozpada. Wystarczy impuls, jedno słowo za dużo, zbyt gwałtowny gest i wszystko się zmienia. Jane zabiera córkę i razem rozpoczynają podróż, która je zupełnie odmieni, a dla Olivera będzie pogonią za czymś, co powinno być dla niego ważne. Problem w tym, że on sam nie jest już pewny na czym mu najbardziej zależy.
Oliver ma swoją pasję – wieloryby. Ma również szczęście, że może ją realizować jako znany badacz tych niezwykłych stworzeń. W całym tym zasłuchaniu w podwodne pieśni przestaje słyszeć cokolwiek innego i co więcej nie zauważa, że jego rodzina kawałek po kawałku się rozpada. Wystarczy impuls, jedno słowo za dużo, zbyt gwałtowny gest i wszystko się zmienia. Jane zabiera córkę i razem rozpoczynają podróż, która je zupełnie odmieni, a dla Olivera będzie pogonią za czymś, co powinno być dla niego ważne. Problem w tym, że on sam nie jest już pewny na czym mu najbardziej zależy.
Rebeka, Jane, Oliver, Joley, Sam – każde z
nich jest narratorem i chociaż są cząstkami tej samej historii to widzą ją na
swój własny sposób. Z Samem odkryjemy
piękno sadownictwa, z Joleyem wsparcie jakim może być dla siebie rodzeństwo, a
z Rebeką i Jane wsiądziemy do samochodu, który przewiezie nas przez różne
zakątki Stanów. Falami powrócą duchy przeszłości i krzywda jaką wyrządzić może
dziecku rodzic, który powinien być dla niego oparciem. Okaże się, że są różne
rodzaje miłości, jedne silniejsze od innych, a głos serca nie zawsze jest tak
wyraźny i jednoznaczny jakbyśmy chcieli. Podążanie za nim może oznaczać
cierpienie i smutek lub oczyszczenie i szczęście – a jedno nie wyklucza
drugiego.
To była ciekawa odmiana zobaczyć prozę
Picoult z nieco innej strony – bez dosyć dla niej typowego motywu rozprawy
sądowej (który jakby nie patrzeć mi nie przeszkadza) i w bardziej dynamicznej
formie pod względem umiejscowienia całej akcji. Równie interesujący był pomysł
ukazania historii z dwóch przeciwstawnych punktów – Rebeka opowiada ją od
końca, a Jane od początku. Teoretycznie więc mamy zarys tego, co się wydarzy, ale w praktyce
tych niewiadomych jest jednak zbyt wiele by mieć pewność, że wszystko
potoczy się dokładnie tak, jak przewidywaliśmy. Można zresztą
odnieść wrażenie, że w tym wszystkim nie do końca chodzi o samo zakończenie,
ale bardziej o podróż i drogę, która do niego prowadzi.
Chociaż przeczytałam dopiero kilka książek Jodi
Picoult, to zdążyłam się już przyzwyczaić, że pojawiają się w nich naprawdę
trudne do jednoznacznej oceny sytuacje i dylematy, których pozornie nie da się
rozwiązać. W przypadku „Głosu serca” nie było to aż tak widoczne – nie oznacza
to jednak, że autorka nie stawia trudnych pytań – jest ich jednak mniej i o słabszym
natężeniu niż na przykład w „Kruchej jak lód”. Pewnie dlatego ta książka nie zrobiła na mnie aż takiego wrażenia, jak miało to miejsce przy innych tytułach. Podróż,
której tempu nie mogę nic zarzucić (kolejne strony błyskawicznie przemykały mi
przed oczami) miała swoje ślepe zaułki, trudne do ominięcia wyboje i ostre
zakręty, dzięki którym odbywałam ją z ciekawością i uczuciowym zaangażowaniem w
losy bohaterów, ale tym razem obyło się bez trudnych do opanowania
emocjonalnych wstrząsów. Polecam tym, którzy już trochę autorkę znają, a na
pierwsze spotkanie sugeruję wybrać jednak inny tytuł. Wiem bowiem, że dużo
lepiej poznawać danego autora gdy od razu rzuca nas na kolana swoją powieścią –
tutaj mimo że książka jest dobra, to do zachwycającej jednak jej trochę brakuje.
„On już od dawna nie mówi mi o pomysłach,
jakie rodzą się w jego głowie, a ja czasami zapominam spytać”. (s. 15)
„-Bez przerwy powtarzałaś, że chcesz wydrzeć sobie serce.
-Nie wiem po co – szepcę – przecież ty już
to zrobiłaś”. (s. 78)
„Niektórych
drzew po prostu nie da się przesadzić. Niektórych stylów życia nie da się
połączyć”. (s. 386)
PS. Ze względu na dużą ilość zagranicznego spamu wyłączyłam na jakiś czas opcję anonimowego komentowania.
15 komentarze
Lubie książki Jodi, jednak ostatnio chciałam od nich odpocząć :) Również nie zdawałam sobie sprawy że "Głos serca" jest to powieść debiutancka.
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest, że między kolejnymi książkami Jodi dobrze jest zrobić sobie trochę przerwy :)
UsuńMuszę wreszcie zapoznać się z autorką
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze i ciąąąąągle jest ona przede mną, ale na pewno nadrobię!
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze ani jednej książki tej autorki niestety :) Ale coraz bardziej ciągnie mnie do naprawienia tego błędu, bo słyszałam wiele dobrego na temat dzieł jej pióra ;d
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :>
Jeśli chodzi o prozę Picoult to jak do tej pory udało mi się zapoznać jedynie z ,,Bez mojej zgody" i byłam co najmniej zadowolona jej lektury. Kiedyś na pewno sięgnę po kolejne powieści autorstwa tej pisarki.
OdpowiedzUsuńCzytałam tylko "Bez mojej zgody". Książka ta wprawiła mnie w całkowite osłupienie, tak, że przez kilka kolejnych dni nie czytałam w ogóle. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze "spotkam" się z autorką przy równie dobrej powieść. Może właśnie w tym celu posłużę się recenzowanym przez Ciebie "Głosem serca".
OdpowiedzUsuńGdybyś szukała czegoś równie emocjonującego jak "Bez mojej zgody" to z tych powieści, które znam polecałabym raczej "Kruchą jak lód" :)
UsuńDziękuję, że co i raz przypominasz mi o tej autorce :)
OdpowiedzUsuńMnie jakoś niespecjalnie zainteresowała, ale może kiedyś!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
W.
Kilka razy przymierzałam się do tej autorki...i jakoś nie ma chemii :)
OdpowiedzUsuńAkurat tej książki Picoult nie czytałam, ale na pewno nadrobię zaległości.
OdpowiedzUsuńI ja z chęcią przeczytam...w domu mam Przemianę i czeka spokojnie na chwilę czasu i moje chęci na taką lekturę, ale autorkę ogólnie lubię ;)
OdpowiedzUsuńLubię twórczość tej autorki. Czytałam kilka jej powieści i jak na razie było dobrze, chociaż co prawda bez rewelacji, niemniej jednak mam chęć poznać powyższą książkę.
OdpowiedzUsuńTej książki Picoult jeszcze nie czytałam, więc na pewno w najbliższym czasie po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńTo jedna z moich ulubionych autorek.
Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)