Emily Brontë - Wichrowe Wzgórza
9.02.2014
Emily Brontë, Wichrowe Wzgórza [Wuthering Heights], tłum. Tomasz Bieroń, Znak, 2013, 384 strony.
Sięgając po „Wichrowe Wzgórza” w głowie miałam tak naprawdę niewiele skojarzeń, poza tym, że książka ta określana jest jednym z najlepszych literackich
romansów wszechczasów, a zachwyty nad całą historią towarzyszą jej od dawna.
Nie oglądałam jej na ekranie, a nazwisko Brontë
widniało na
czytanej przeze mnie pozycji po raz pierwszy. Z jednej strony trochę obawiałam
się zmierzenia z taką „legendą”, z drugiej liczyłam na to, że może i mnie urzekną
tak podobno porywające losy bohaterów. Teraz, gdy ostatnie strony już za mną, napisać mogę przede wszystkim jedno – ta powieść zdecydowanie mnie zaskoczyła.
Wichrowe Wzgórza to posiadłość, która na
przestrzeni lat była świadkiem wielu dramatów, a szczęśliwe chwile w murach
tego domu pozostawały tylko ulotnym i mglistym punkcikiem na mapie życia jego
mieszkańców. Gdy echa dawnych nieszczęść wciąż pozostają żywe, zjawia się pan
Lockwood, który w dzierżawę wziął znajdujące się nieopodal Drozdowe Gniazdo. W
przypływie towarzyskich zapędów (co nie jest u niego wcale rzeczą typową)
postanawia poznać lokatorów Wichrowego Wzgórza. Nietypowe zachowanie i grubiańskie
przyjęcie jakie go spotyka od mieszkańców, a także wrodzona ciekawość stanowią
impuls do poznania historii ich życia. Opowiedziana przede wszystkim ustami
gospodyni – Pani Dean - z każdym kolejnym zdaniem ujawnia jak burzliwe i
przewrotne mogą być ludzkie losy. Mi osobiście kazała się też poważnie zastanowić
czy jest to rzeczywiście historia o miłości.
Catherine i Heathcliff znają się od
dziecka. Chłopiec porzucony w dzieciństwie, bez nazwiska i pieniędzy, znalazł
schronienie na Wichrowym Wzgórzu. Jego dzieciństwo naznaczone było jednak
pogardą, z którą z racji swojego pochodzenia spotykał się na co dzień. Niczym
narowisty dziki rumak nie potrafił powściągać gwałtownych zachowań, a jego
urażona duma jeszcze nie raz miała być powodem nieszczęść. Jasnym punktem w jego
życiu pozostawała jednak Catherine, z którą łączyła go przyjaźń, a z czasem i
miłość. Dziewczyna z racji swojego dobrego urodzenia, uprzedzeń do niższego
stanu i pewnego splotu okoliczności wybrała życie u boku Edgara. Na pewien czas
losy jej i Heathcliffa rozchodzą się, by po niedługim czasie znów przeplatać się
i plątać w trudne do rozwikłania supły.
Być może trochę naiwnie spodziewałam się
historii o wielkiej miłości, która niekoniecznie znajduje szczęśliwe
zakończenie, ale jednak w sercu powoduje wulkan uczuć i nie pozwala ani na chwilę
oderwać się od książki. I w pewnym stopniu tak jest, ale cała powieść ma dużo
bardziej mroczną wymowę niż się spodziewałam. Gdyby uznać, że to miłość odgrywa
tu pierwszoplanową rolę, trzeba by też sobie jasno powiedzieć, że nie jest to
uczucie, które cokolwiek buduje – Brontë prezentuje je raczej jako
niszczycielską siłę, która podsycana ludzkimi przywarami staje się preludium do
tragedii. I to zdecydowanie nie jednej. Dla mnie jednak jest to w dużej mierze
historia o egoizmie w najczystszej postaci, którym doprawione jest niemal każde
inne uczucie i czyny pokazane w tej historii. Czytelnik nie znajdzie tu zbyt
wielu romantycznych uniesień i wzniosłych wyznań, a nawet jeśli na chwilę ujrzy
się je na wrzosowiskach Yorkshire, to w kolejnej sekundzie przygniecione
zostaną kłótniami, wzajemnym niezrozumieniem, samolubnym podejściem do życia i
całym szeregiem innych, przyziemnie przykrych emocji.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu trafiłam
na książkę, której bohaterów, niemal do co jednego nie byłam w stanie polubić,
a których zachowanie w wielu przypadkach zwyczajnie mnie irytowało i złościło.
Heathcliff to zaślepiony po trosze miłością, ale dużo bardziej nienawiścią i
chęcią zemsty mężczyzna, którego kolejne działania sprawiały, że z łatwością
można by go umieścić po stronie czarnych charakterów. Oczywiście, w małym
stopniu pewne jego zachowania tłumaczy trudne dzieciństwo, ale już dla
krzywdzenia innych tylko w celu osiągnięcia własnych celów niestety nie
znajduję usprawiedliwienia. Catherine to z kolei kobieta, której wydaje się, że
każdy powinien padać jej do stóp, a jeśli tego nie robi – ta jest w stanie
odegrać taki teatr rozpaczy/choroby/szaleństwa (niepotrzebne skreślić), że
tylko podziwiać jej zdolności aktorskie. Inna sprawa, że ostatecznie to
wszystko się na niej zemściło, ale to ona sama zrezygnowała z „wielkiej”
miłości na rzecz wygody i utrzymania wysokiego statusu społecznego. Mogłabym
trochę łagodniej spojrzeć na tych dwoje, widząc targające nimi pełne pasji
uczucia, ale nie mogę się pozbyć wrażenia, że taki, a nie inny los zawdzięczają
przede wszystkim sobie i własnym, często nieroztropnym i podyktowanym egoizmem, wyborom.
Trochę więcej zrozumienia niż dla Heathcliffa
miałam dla Haretona, czując podskórnie, że w sercu tego chłopaka kryje się
jednak więcej dobra niż to pokazywał na co dzień. Nieco jaśniejszym punktem był też Edgar, który chociaż naiwnie, to
jednak szczerze kochał Catherine, a później autentycznym uczuciem obdarzył ich
córkę, która imię otrzymała po matce. Nie potrafił jednak uchronić jej przed złem,
które jakby czaiło się w każdym kącie Wichrowych Wzgórz.
To, że nie bardzo potrafiłam się utożsamić chyba z żadnym z bohaterów nie przysłoniło mi faktu mistrzowskiego wykreowania
ich przez autorkę. Zdecydowanie każdy z mieszkańców czy to Wichrowego Wzgórza, czy Drozdowego Gniazda był postacią stworzoną od początku do końca, z całą
paletą zapamiętywalnych cech. Wprawdzie w opisie poszczególnych postaci, który
można by stworzyć przeważałyby te negatywne (z nielicznymi wyjątkami), ale nie
można odmówić Emily Brontë umiejętności kreowania autentycznych bohaterów. Może
zresztą tak to już w życiu jest, że częściej dominują postawy egoistyczne i
pełne poczucia wyższości niż prostolinijnej dobroci. Chciałoby się jednak
wierzyć, że tylko na kartach książki ludzkie postępowanie ma w sobie znacznie
więcej nienawiści i zaślepienia niż miłości.
W „Wichrowych Wzgórzach” intryga goni intrygę,
a szczerość jest towarem deficytowym. I chociaż nie do końca takiej powieści
się spodziewałam, a bohaterowie raczej w większości swoich poczynań nie
zyskiwali mojej sympatii i aprobaty, to jednak jest w tej historii coś, co nie
pozwala pozostać obojętnym. Być może to ciągłe napięcie i akcja, która nie
zwalnia tempa, może charakterystyczny rys każdej postaci, a może pióro autorki.
Wprawdzie nie zakochałam się w tej powieści, ale mimo wszystko na pewno
zapamiętam ją na dłużej.
„Gdyby
wszystko inne zginęło, lecz zostałby on, ja wciąż bym istniała. Gdyby zaś
wszystko inne pozostało, a on był unicestwiony, wszechświat stałby się dla mnie
czymś nieskończenie obcym; nie czułabym, że do niego należę”. (s. 96)
„Płakałam
tyleż nad nią, co i nad nim. Czasami litujemy się nad stworzeniami, które nie znają
tego uczucia ani wobec siebie, ani wobec innych”. (s. 189)
„Jest taki i słodki o kochany, kiedy się nie
złości. Zrobiłabym sobie z niego maskotkę, gdyby był mój”. (s. 274)
11 komentarze
A ja tę powieść uwielbiam. Muszę któregoś dnia przypomnieć sobie tę historię. Koniecznie. :)
OdpowiedzUsuńCzytałam niedawno i w czasie lektury miałam bardzo podobne uczucia. Chyba najwięcej sympatii z całego antypatycznego towarzystwa miałam dla Haretona :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam, ale czeka na mojej półce :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie to, że oni są tacy... fałszywi pociąga mnie do niej jeszcze bardziej.
Ja za każdym razem, gdy czytam tę powieść, odnajduję w niej coś nowego. Niebawem będę ją czytać po raz kolejny.
OdpowiedzUsuńJakiś boom na tę książkę. Ale to bardzo dobrze, bo książka warta pochwał :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie czytam i póki co jestem zachwycona :)
OdpowiedzUsuńJa tę powieść czytałam już wiele lat temu i to dwa albo i trzy razy, taki mi się podobała :) Postacie zapadają w pamięć, ale też nie byłam w stanie z żadną z nich się utożsamić. Bardzo podobało mi się miejsce akcji oraz opisy Wichrowych Wzgórz.
OdpowiedzUsuńMam na półce i z przyjemnością przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :>
Mój prywatny koszmarek... Dwa razy próbowałam przeczytać "Wichrowe..." i poległam. Zupełnie nie wczułam się w klimat, fabuła mnie nie porwała, niemal zasypiałam nad książką, w końcu rzuciłam ją w kąt :)
OdpowiedzUsuńMuszę mieć koniecznie to wydanie! Bardzo podoba mi się okładka - ale zawsze coś wypada... :D
OdpowiedzUsuńwłaśnie zytam tą książkę:)
OdpowiedzUsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)